Reklama

Polityka

Zdegradowani przez niesolidarną historię

Niedziela Ogólnopolska 23/2017, str. 40-41

Łukasz Ossowski, Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego,
w latach 80. XX wieku związany z wydawnictwem
„Krąg”, przewodniczący Stowarzyszenia
„Solidarność Walcząca” Mazowsze

Grzegorz Boguszewski

Łukasz Ossowski, Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, w latach 80. XX wieku związany z wydawnictwem „Krąg”, przewodniczący Stowarzyszenia „Solidarność Walcząca” Mazowsze

O „przygniecionych garbem patriotyzmu” zapomnianych bohaterach opozycji antykomunistycznej z Łukaszem Ossowskim rozmawia Wiesława Lewandowska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Dopiero po 28 latach od przełomu 1989 r. powoli zaczynamy oddzielać dobro od zła, obywatelską przyzwoitość od interesownej nieprzyzwoitości; w grudniu 2016 r. uchwalono wreszcie ustawę obniżającą emerytury i renty „za służbę na rzecz totalitarnego państwa”, trwa oczekiwanie na nowelizację ustawy o opozycji antykomunistycznej – ma ona poprawić los tych, którzy z poświęceniem walczyli o wolną Polskę, bo jak dotąd III RP nie zaoferowała im ani godziwego podziękowania, ani odpowiedniego zadośćuczynienia, a tylko nieliczni, wybrani jej przedstawiciele znaleźli w wolnej Polsce to, o co walczyli...

ŁUKASZ OSSOWSKI: – Osobiście nie narzekam, choć oczywiście nie należę do tych wybrańców, dla których III RP stała się spełnieniem marzeń i karier; można powiedzieć, że po prostu „spadłem na cztery łapy”, bo – w przeciwieństwie do wielu moich kolegów – nigdy nie miałem większych problemów z pracą i nawet dostałem ją zaraz po wyjściu z więzienia... Wiem, że moim kolegom z podziemia niełatwo było znaleźć nawet byle jaką pracę, że w latach 80. XX wieku, a nawet później, spotykali się z szykanami, że po prostu wypadli na stałe z zawodowego obiegu, że pozostawali bez środków do życia. Często ich losy potoczyły się wręcz tragicznie. I wcale nie są to odosobnione przypadki.

– Dlaczego – Pańskim zdaniem – los tak wielu prawdziwych bohaterów podziemia antykomunistycznego po 1989 r. nie uległ poprawie, a często bywało całkiem przeciwnie – z biegiem lat pogarszały się ich warunki życia?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Cóż, po prostu o nich zapomniano, a oni byli zbyt honorowi, by się czegokolwiek dopominać, by czekać na jakiekolwiek podziękowania, nawet na pomocną dłoń tych dawnych kolegów, którzy rządzili w III RP. Ci, bez których tak naprawdę nie byłoby możliwe odzyskanie wolności, czyli przede wszystkim drukarze i kolporterzy podziemnych wydawnictw, najpierw tracili zdrowie w więzieniach – bo bynajmniej nie cieszyli się specjalnymi względami służby więziennej – później tracili pracę, w końcu nie mieli pieniędzy na leki, na czynsze, byli eksmitowani z mieszkań, tracili rodziny, często popadali w alkoholizm... Jeśli jakoś udało im się przeżyć – wielu, niestety, przedwcześnie zmarło – to dziś mają najniższe, głodowe emerytury, ponieważ nie zdołali wypracować wymaganej liczby lat; żyją więc w biedzie, są skazani na pomoc społeczną i co najbardziej przykre – nierzadko na niezrozumienie i pogardę otoczenia.

– I tym bardziej to smutne, że dziś nikt już nie stawia nawet pytania, kim byli ci ludzie.

– Najbardziej przykre jest to, że nikt nie docenił tego, iż wszystko, co mieli, poświęcili walce o wolną Polskę... A przecież wielu z nich było lekarzami, prawnikami, inżynierami, naukowcami, którzy po latach spędzonych w więzieniu za to, że drukowali lub kolportowali ulotki, nie mieli już powrotu do kariery zawodowej, bo np. tracili prawo do wykonywania zawodu.

– Zostali zdegradowani przez niesolidarną historię?

– Można tak powiedzieć. A poza tym w wielu przypadkach naprawdę tracili zdrowie i zdolność do wykonywania choćby fizycznej pracy.

– I nigdy nie doczekali się nawet dobrego słowa...

– To prawda. Czuli, że III RP się od nich odwróciła i coraz trudniej im było nieść ten patriotyczny garb. Zupełnie inaczej było w II Rzeczypospolitej – wtedy młoda Niepodległa uszanowała żyjących jeszcze wówczas powstańców styczniowych przez nadanie im stopni oficerskich i nawet wyżsi stopniem wojskowi musieli pierwsi oddawać im honory wojskowe. Dostali też godziwe emerytury. Podobnie doceniono bohaterów wojny 1920 r. Całkiem odwrotnie ma się rzecz z naszymi „powstańcami solidarnościowymi”.

– Zapomniani bohaterowie wielkiej Solidarności to wstyd dla nas wszystkich... Rządzący nigdy o tym nie myśleli?

– Był tylko jeden krótki okres, kiedy prezydentem był Lech Kaczyński – wtedy wielu nieznanych szerzej opozycjonistów dostało państwowe odznaczenia. Wydawało się, że w tej wstydliwej sprawie wreszcie zaczyna się dziać coś dobrego. Niestety, potem nastał już kompletny marazm.

– Jak wcześniej traktował tę sprawę prezydent Lech Wałęsa?

– Był chyba zbyt zajęty swoją polityką, czyli wzmacnianiem lewej nogi, bo szybko zapomniał...

– Czy dziś można w jakiś sposób oszacować skalę tego wielkiego wstydu niepamięci w III RP?

– Bardzo trudno. Dlatego, że ci prawdziwi bohaterowie opozycji antykomunistycznej to naprawdę skromni ludzie, nienawykli do obnoszenia się ze swą biedą. Trzeba ich dziś wyszukiwać, niemal dekonspirować, i jakoś im pomagać. I to właśnie od 2008 r. stara się robić nasze Stowarzyszenie „Solidarność Walcząca” – jedna z nielicznych tego typu organizacji. Mimo że jest to tylko pomoc okazjonalna, świąteczna, to spotykamy się z ogromną wdzięcznością tych naprawdę biednych ludzi... Rzecz jasna, solidarnie pomagamy nie tylko zwolennikom Solidarności Walczącej. Na Boże Narodzenie 2016 r. dostaliśmy specjalne wsparcie Kancelarii Prezydenta, która przygotowała bardzo dobre paczki żywnościowe. Niestety, na tego rodzaju pomoc mogą liczyć tylko ci, którzy utrzymują jakikolwiek kontakt z fundacjami pomocowymi, stowarzyszeniami koleżeńskimi czy po prostu z dawnymi kolegami z podziemia.

– Dlaczego zawsze tak trudno było o pomoc niedoraźną, bardziej systematyczną?

– Kłopot polega na tym, że są to ludzie, którzy nie potrafią żebrać, nie chcą niczyjej łaski, wstydzą się swej biedy i tego, że nikt ich nie docenił. Wiele z tych osób nawet nie wie, że mogłyby się zwrócić do Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych i w jakiś sposób udokumentować swoją opozycyjną przeszłość – choćby przez IPN lub świadków – by uzyskać legitymację kombatanta, która jednak nie daje wyjątkowo dużych uprawnień; czasem skraca kolejkę do lekarza – co w przypadku tych przeważnie schorowanych dziś ludzi jest bardzo ważne – czasem daje prawo do jednorazowej zapomogi.

– Jak rozumieć to, że wolna Polska tak łatwo i wręcz „systemowo” zapomniała o tych, którzy ją wywalczyli?

– Cała tajemnica polega na tym, że w tejże wolnej Polsce do władzy doszli ci z naszych kolegów opozycjonistów – dziś już nie są naszymi kolegami! – którzy byli „zblatowani” z władzą komunistyczną i łatwo zgodzili się na warunki zaproponowane przez komunistów. Natomiast ci, którzy teraz żyją w nędzy, zawsze byli bardziej bezkompromisowi i tacy pozostali...

– ...i nie dostali nawet okruchów z pańskiego stołu?

– Gorzej, zostali skazani na fizyczne wręcz wyniszczenie! Ulokowani u władzy „koledzy” szybko stracili poczucie solidarności, zwłaszcza z tymi, którzy działali nie po ich myśli.

– Za to dziś, kiedy rząd PiS zamierza – choć nie idzie to łatwo – doprowadzić wreszcie do odpowiedniego uregulowania sytuacji działaczy opozycji antykomunistycznej, podnosi się wielki krzyk zgorszenia – właśnie ze strony owych opozycjonistów, którzy w III RP mimo swych ogromnych możliwości nie zadbali o rozwiązanie tego wstydliwego problemu – że to tylko obecny rząd nie dba o historyczną sprawiedliwość, że jest w tej sprawie zbyt opieszały.

Reklama

– To dlatego, że akurat ci dawni opozycjoniści antykomunistyczni teraz tworzą tzw. totalną opozycję antypisowską w obronie własnych utraconych korzyści, bo przecież w III RP, którą współtworzyli, żyło im się naprawdę nieźle – wielu zrobiło nawet kariery finansowe – i mogli w imię solidarności wiele zdziałać na rzecz poprawy losu dawnych kolegów, o których teraz się jakoby upominają. Tymczasem przez całe lata skupiali się raczej na niszczeniu tych, którzy o Polsce myśleli inaczej niż oni. Spychali na margines przeciwników Okrągłego Stołu, wykreślali z kart historii opozycji ludzi, organizacje, które nie pasowały do „ich Polski” – m.in. Kornela Morawieckiego, Joannę i Andrzeja Gwiazdów, Annę Walentynowicz, Krzysztofa Wyszkowskiego i wielu innych, i oczywiście całą „Solidarność Walczącą”. Nie tylko wykreślano ich nazwiska, ale wprost utrudniano życie tym, którzy chcieli Polski naprawdę wolnej i samodzielnie myślącej. Można dziś z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że ci, którzy byli twardo za niepodległością, źle na tym wyszli. Po 1989 r. zostali brutalnie wypchnięci z polskiej historii.

– Łza się w oku kręci, gdy się myśli o przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku, kiedy wszyscy jeszcze byli razem, solidarni...

– A po 1989 r., kiedy pewna grupa wybrańców została wyniesiona do władzy na plecach tysięcy bezimiennych opozycjonistów, pozostały już tylko żal i gorycz tych, którzy przestali być potrzebni, a nawet zaczęli przeszkadzać w bezstresowym czerpaniu profitów przez byłych kolegów, towarzyszy walki... Większość poczuła się po prostu oszukana, bezceremonialnie odsunięta.

– Można powiedzieć, że kilka, może kilkadziesiąt osób niemal bez reszty zawłaszczyło sobie opozycyjną przeszłość i monopol na czerpanie korzyści z opozycyjnych zasług?

– Tak się po prostu stało. Opozycja lewicowa niemal całkowicie zawłaszczyła sobie opozycyjność. Do tego stopnia, że przecież jeszcze do niedawna wmawiano Polakom, iż Komitet Obrony Robotników to autorskie dzieło Adama Michnika i Jacka Kuronia. Dopiero po objęciu rządów przez PiS udało się tę historię – i wiele podobnych – odczarować; do wiadomości publicznej wreszcie mogła dotrzeć prawda, że założycielami tej zasłużonej organizacji byli Antoni Macierewicz, Piotr Naimski, Wojciech Onyszkiewicz... A przez co najmniej trzy dziesięciolecia nie dość, że odmawiano tym osobom należnych im zasług, to jeszcze je odsądzano od czci i wiary, nazywano niezrównoważonymi oszołomami.

– Podobny ton – tym razem w odniesieniu zarówno do całokształtu, jak i do szczegółów polityki obecnego rządu – daje o sobie znać w liście otwartym do prezydenta RP Andrzeja Dudy napisanym pod koniec 2016 r. przez 32 „jedynie słusznych” i „jedynie zasłużonych” opozycjonistów. To list pisany z pozycji niekwestionowanych autorytetów...

– Tak naprawdę to przeważnie samozwańcze autorytety. A tę ich dzisiejszą złość nie sposób odebrać inaczej niż jako wyraz żalu z powodu utraconych korzyści i przywilejów, którymi ci ludzie nigdy z nikim nie chcieli się dzielić. A czasem wydaje mi się, że oni nigdy niczego nie rozumieli, poza dość wąskim własnym interesem. Na pewno tak było po 1989 r. i tym bardziej tak jest teraz. Dopiero obecnie wychodzi na jaw, jak dalece niektórzy z nich pouwłaszczali się na plecach prawdziwych opozycjonistów. Nie sądzę, aby nagle zaczęli mieć szczerze dobre intencje.

– Sądzi Pan, że przestali być dla Polaków autorytetami, jakimi wielu z nich było jeszcze kilkanaście lat temu?

– Sądzę, że tak. Te autorytety wypaliły się zwłaszcza w czasie ośmioletnich rządów PO-PSL, kiedy to osoby te wspierały „teoretyczne państwo”. Do świadomości społecznej – taką mam nadzieję – dotarło już, że oprócz komunistów to one są beneficjentami polskiej transformacji ustrojowej. Z legendy opozycji antykomunistycznej naprawdę niewiele pozostało.

– I wciąż wstydliwym faktem pozostaje to, że dziś całe zastępy – jak sam Pan to określa – „przygniecionych garbem patriotyzmu” dawnych działaczy opozycji antykomunistycznej muszą żyć bardziej niż skromnie i nikt nawet nie zna ich zasług, ich kłopotów, nie obdarza ich należnym szacunkiem. Jak tu mówić młodzieży o dumnym etosie Solidarności?!

– Nie tracę nadziei, że te zaległości zostaną w końcu naprawione metodą działania systemowego, a więc przez naprawdę dobrą ustawę. A wtedy wielu z naszych kolegów będzie mogło żyć z podniesioną głową. Ale trzeba się spieszyć z pomocą, bo ci schorowani ludzie zbyt szybko odchodzą... Nasze Stowarzyszenie „Solidarność Walcząca” dociera do nich i do ich rodzin ze skromną pomocą. Czasem jednak bywa za późno: wtedy na grobie umieszczamy przynajmniej tabliczkę upamiętniającą zasługi takiego „Nieznanego Żołnierza”.

* * *

Łukasz Ossowski
Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, w latach 80. XX wieku związany z wydawnictwem „Krąg”, przewodniczący Stowarzyszenia „Solidarność Walcząca” Mazowsze

Podziel się:

Oceń:

0 0
2017-05-31 10:04

[ TEMATY ]

Wybrane dla Ciebie

Za przykładem św. Filipa

Niedziela sandomierska 27/2015, str. 7

Św. Filip Smaldone – patron ludzi
głuchoniemych. Zakładał pierwsze
na świecie ośrodki dla ludzi żyjących
na co dzień w świecie ciszy

Archiwum

Św. Filip Smaldone – patron ludzi głuchoniemych. Zakładał pierwsze na świecie ośrodki dla ludzi żyjących na co dzień w świecie ciszy

Rozmowa z ks. Czesławem Walą o pierwszym w Polsce, powstającym właśnie w Rudniku, domu dla głuchoniemych.

Więcej ...

Święty ostatniej godziny

pl.wikipedia.org

Więcej ...

"Przysięga Ireny". Prawdziwa historia

2024-04-19 05:55

Paweł Wysoki

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

S. Faustyna Kowalska - największa mistyczka XX wieku i...

Kościół

S. Faustyna Kowalska - największa mistyczka XX wieku i...

Czy przylgnąłem sercem do Jezusa dość mocno?

Wiara

Czy przylgnąłem sercem do Jezusa dość mocno?

Newsweek prawomocnie przegrał proces z biskupem...

Kościół

Newsweek prawomocnie przegrał proces z biskupem...

Ilu jest katolików w Polsce? – analiza danych ze spisu...

Wiara

Ilu jest katolików w Polsce? – analiza danych ze spisu...

Przewodniczący KEP prosi, by najbliższa niedziela była...

Kościół

Przewodniczący KEP prosi, by najbliższa niedziela była...

Zakaz działalności dla wspólnoty

Niedziela Zamojsko - Lubaczowska

Zakaz działalności dla wspólnoty "Domy Modlitwy św....

„Niech żyje Polska!” - ulicami Warszawy przeszedł...

Kościół

„Niech żyje Polska!” - ulicami Warszawy przeszedł...

Rozpoczął się proces beatyfikacjny sł. Bożej Heleny...

Święci i błogosławieni

Rozpoczął się proces beatyfikacjny sł. Bożej Heleny...

Św. Bernadetta Soubirous

Wiara

Św. Bernadetta Soubirous

>