IV niedziela Adwentu, rok „C” - Mi 5,1-4a; Hbr 10,5-10; Łk 1, 39-45.
A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? (Łk 1, 43)
Reklama
„...przypatrzmy się jeszcze miłości Maryi. Cóż to Ją ciągnęło do domu Zachariasza? Czy sama chęć usługiwania Elżbiecie? Nie, ale przede wszystkim ta myśl, że przyniesie tam z sobą Jezusa,
a przezeń uświęci całą rodzinę. Jakoż zaledwie pozdrowiła Elżbietę, dzieciątko tejże zostało oczyszczone z grzechu pierworodnego i usprawiedliwione łaską Jezusową; sama
zaś Elżbieta poznała w świetle Bożym tajemnicę Wcielenia i Boskie Macierzyństwo Maryi, a uniżywszy się przed Nią, zawołała duchem proroczym: «Błogosławiona jesteś,
któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana» (Łk 1, 45). Ile później darów i natchnień otrzymała cała rodzina za przyczyną Maryi, jak gorące przez Nią
zanosiła modły do Słowa Wcielonego, jak święte z Nią prowadziła rozmowy, tego żaden język ludzki nie wypowie. Rzec można, że dom Zachariasza był przez trzy miesiące najwspanialszą i najmilszą
Bogu świątynią, w której Syn Boży z Bóstwem i człowieczeństwem zamieszkał, choć ukryty w dziewiczym łonie Maryi, jakby w żywej monstrancji. Maryja
zaś spełniała tam ciche apostolstwo, opowiadając szczęśliwej tej rodzinie o miłości Trójcy Świętej; zarazem zaczęła już wówczas sprawować urząd Szafarki łaski; a jako pierwszy cud
w dziedzinie przyrody, czyli przemiana wody w wino, miał się stać na Jej prośbę, tak pierwszy cud łaski, czyli uświęcenie Jana św., dokonał się za Jej pośrednictwem.
Cud ten nieustannie się powtarza, bo Maryja nie przestaje wypraszać łaski u Syna, niczego tak nie pragnąc, jak by kto jest sprawiedliwym, jeszcze więcej się usprawiedliwił, kto jest grzesznikiem,
nawrócił się do Boga. Miłość Maryi była zatem uświęcającą; taką też niech będzie miłość nasza. Jako nie wolno nam kochać bliźniego w ten sposób, iżby miłość Boża w nas uszczerbek,
jaki poniosła: tak nie godzi się miłością naszą szkodzić jego duszy, taka bowiem miłość byłaby grzeszną i zabójczą; owszem, pierwszym i głównym zadaniem naszym być powinno pociągać
bliźnich do Boga. A cóż czynić w tym celu? Oto ratować grzeszników, oświecać nieumiejętnych, upominać błądzących, modlić się za wszystkimi, słowem, spełniać apostolstwo
ciche, jak je spełniała Maryja. Obowiązek ten ciąży przede wszystkim na kapłanach, rodzicach, nauczycielach i przełożonych, ale i reszta ludzi od niego nie wolna, bo wszakże wszyscy
na to żyjemy, by uwielbiać Boga i rozszerzać królestwo Chrystusowe. Obowiązek to wielki, cóż bowiem po Bogu droższego nad duszę, dla której Zbawiciel Krwi swojej nie szczędził; obowiązek miły
Bogu, ratować bowiem grzeszników jest to współpracować z Bogiem w zbawianiu dusz; obowiązek tym ważniejszy dzisiaj, że tysiące tych dusz idzie na zgubę. Spojrzyjmy tylko po świecie,
jaka to powódź ciemnoty, błędu i grzechu zalewa świat, a na mętnych jej falach unoszą się nieszczęśni rozbitkowie, by za chwilę pogrążyć się w toni strasznej,
bo wiecznej; jako więc, gdy ktoś ze statku wpada w morze, inni żeglarze spieszą na ratunek i jedni rzucają deski lub liny, inni czym prędzej spuszczają łodzie: podobnie
i my ratujmy, jak możemy, dusze ginące, jedni pracą i pokutą, inni upomnieniem i nauką, wszyscy przykładem i modlitwą.
Od tego apostolstwa niech się nikt nie wymawia, a znajdzie dlań pole szerokie, jeżeli tylko zechce. Kiedy św. Filip Nereusz chciał iść do Indii, by opowiadać Ewangelię poganom, zabiegł
mu drogę pewien starzec, a wskazując na Rzym, gdzie Święty pracował iście po apostolsku, rzekł: «Indie twoje są tam». Takie Indie ma każdy w swojej rodzinie, w swojej
parafii, w swoim społeczeństwie, ileż to bowiem jest synów marnotrawnych, stroniących długo od Boga, ileż dzieci i młodzieży, wołających o chleb Bożej nauki, ileż innowierców,
nie znających lub znać nie chcących prawdy, ileż żebraków, włóczęgów, złoczyńców, wzgardzonych od ludzi i nienawidzących ludzi; otóż zbliżmy się do tych wszystkich z miłością, i jednych
dźwigajmy z kałuży występku, innym mówmy o Bogu i rzeczach Bożych, innych pociągajmy do Kościoła lub na drogę cnoty; słowem, obejmijmy sercem wielkim wszelką nędzę, tak
ciała jak duszy, a nie zapominajmy i o tych, co cierpią w więzieniu czyśćcowym”.
(Św. Józef Sebastian Pelczar, fragmenty kazania o Nawiedzeniu Najświętszej Maryi Panny)
Pomóż w rozwoju naszego portalu
* * *
Uroczystość Narodzenia Pańskiego, rok „C”, Msza św. w nocy: Iz 9,1-3. 5-6; Tt 2, 11-14; Łk 2, 1-14.
Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca
w gospodzie (Łk 2, 6-7).
„Wcielenie Słowa Przedwiecznego jest tajemnicą niezrównanej pokory i niewysłowionej miłości. Jakże to bowiem wielkie uniżenie się, że Bóg sam przyjmuje do jedności z Bóstwem
naturę ludzką, że Syn Boży staje się synem Dziewicy, że przedwieczny rodzi się w czasie, że Nieogarniony ukazuje się niemowlęciem, że Pan wszechrzeczy leży na barłogu, że Król chwały otoczony
jest bydlętami, że Światłość prawdziwa mieszka w ciemnej grocie, że Szczęście samo łzy leje, że Miłość płomienista drży od zimna, że Wszechmoc sama skrępowana pieluszkami.
Otóż przyczyną tego niepojętego uniżenia się jest niepojęta również, bo nieskończona miłość. Sam zamiar Trójcy Świętej zbliżenia się do stworzenia przez Wcielenie Słowa odsłania niezgłębioną przepaść
uniżenia i miłości; czymże bowiem jest już nie człowiek, ale wszechświat cały w porównaniu ze Stwórcą, jeżeli nie nicością? «Świat cały przy Tobie jak ziarnko na
szali, kropla rosy porannej, co opadła na ziemię» - mówi Pismo Święte (Mdr 11, 22) i znowu: «życie moje jako nicość przed Tobą» (Ps 39, 6 b); a jednakże Syn
Boży przyjmując człowieczeństwo, łączy się tym samem ze stworzeniem.
Sposób tego połączenia odkrywa nową przepaść miłości. Mógł Syn Boży przyjść na ziemię odziany majestatem, w sile wieku i w ciele uwielbionym; a On przyszedł
w poniżeniu, ubóstwie i cierpieniu. Przyszedł jako niemowlę, by nas swą słodyczą pociągnąć do Siebie i dziećmi Bożymi uczynić; przyszedł jako niemowlę Matki - Dziewicy,
by nie tylko stać się naszym bratem według ciała, ale podzielić się z nami sercem tej Matki; przyszedł jako niemowlę spowite w pieluszki, by nas z więzów grzechów uwolnić;
przyszedł jako niemowlę płaczące, by łzy nasze otrzeć; przyszedł jako niemowlę ubogie, by ubóstwo uszlachetnić, a nas wszystkich prawdziwie bogatymi uczynić; przyszedł jako niemowlę narodzone
w stajence, by człowiekowi mieszkanie w domu Ojca swego zgotować; przyszedł jako niemowlę złożone na sianie, aby człowieka, który sianem rzeczy ziemskich się karmił, do pożądania
niebieskich pobudzić.
Przyszedł z miłości dla wszystkich i dla każdego z osobna, a więc i dla ciebie; przyszedł zaś na to, by być najpierw twoim Mistrzem i uczyć
cię prawdy. To nauczycielstwo rozpoczyna On już w stajence betlejemskiej i z głębi żłóbka, jakby z pierwszej swojej kazalnicy, woła do ludzi: Pójdźcie do mnie
wszyscy, którzy szukacie prawdy i oglądacie się za światłem, a ja was oświecę. Kto zaś do Niego z wiarą się zbliża i w rozmyślaniu ucha
nadstawia, ten słyszy głos wewnętrzny: Patrz abyś ty poznał, jak dobrym jest Ojciec Niebieski, i byś przeze mnie wrócił do Niego. Łączże się ze mną przez łaskę moją, ale zarazem
pamiętaj, żem ja przyszedł na świat ubogi, pokorny, wyniszczony, abyś i ty w życiu ukochał ubóstwo, pokorę, wyrzeczenie się, ofiarność.
Ale Syn Boży przyszedł na ziemię i w tym celu, by być Kapłanem i ofiarą. Otóż to posłannictwo spełnia On od pierwszej chwili Wcielenia. Przed błogosławioną Jego duszą,
w której na mocy osobowego zjednoczenia z Bóstwem była od początku pełność wiedzy, stały ciągle grzechy wszystkich ludzi, jacy byli, są i będą; i już z żłóbka
uczynił sobie ołtarz, na którym złożył Siebie w ofierze. Nie otworzył On ust swoich, ale z Serca Jego wydobywał się głos nieskończonej miłości: «Ofiary ani daru nie chciałeś,
ale Mi utworzyłeś ciało; całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie. Wtedy rzekłem: Oto idę» (Hbr 10, 5-7a) - tak, idę na świat, by spełnić wolę Twoją, Ojcze;
zstępuję do żłóbka, ze żłóbka wstępuję na krzyż, z krzyża na ołtarz, z ołtarza do dusz, by tylko Imię Twoje uwielbić, a dusze ludzkie uświęcić. W ten
sposób każda chwila ziemskiego życia Zbawcy była ciągłym aktem hołdu, zadośćuczynienia i ofiary względem Ojca, a oddania się dla ludzi.
Co więcej, Pan Jezus postanowił stać się nie tylko naszym okupem, ale i naszym życiem, a Betlejem to istotnie «dom chleba», stajenka to pierwszy przybytek, żłóbek
to pierwsze cyborium; toż pięknie a sprawiedliwie powiedział jeden z Ojców Kościoła, że Pan Jezus dlatego dał się złożyć w żłóbku, iżby okazać, że jest pokarmem stworzeń
Bożych, to jest dusz wierzących i kochających.
Widzisz, jaką miłość okazuje Ci Najświętsze Serce Jezusowe już w żłóbku. Czymże się za to odpłacisz? (...)
(Św. Józef Sebastian Pelczar, Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego, Przemyśl 1905, s. 89-93)