Reklama

Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, dosłownie i w przenośni

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W tym roku to powiedzenie nabiera szczególnego znaczenia. Kiedy to piszę, wielka grupa wiernych z całej Polski przebywa w Wiecznym Mieście na Narodowej Pielgrzymce Jubileuszowej.

Ja sama znalazłam się tam przed miesiącem, zresztą całkiem niespodziewanie.

Nie przewidywałam takiej pielgrzymki, nie planowałam ani w bliższej, ani dalszej przyszłości. A jednak się zdarzyła, za co dziękuje Bogu i pewnemu Księdzu Dobrodziejowi.

Pamiętam, jak niespełna pół roku po wyborze Papieża - Polaka moja koleżanka, z którą dzieliłam pokój w akademiku, pojechała z pielgrzymką pracowników i studentów KUL do Ojca Świętego. Działo się to jeszcze na fali tych pierwszych, silnych emocji, wyobrażeń, przeczuć i przepowiedni, jakimi żyła cała Polska, a społeczność katolickiej uczelni w sposób szczególny; przecież zarówno profesorowie, jak i wielu studentów miało osobisty kontakt z Karolem Wojtyłą w okresie, gdy był wykładowca w KUL. Właśnie wtedy, oglądając zdjęcie klęczącej u stop Papieża przyjaciółki zamarzyłam, że ja też kiedyś będę w Rzymie i uklęknę blisko Ojca Świętego.

Od tego czasu minęło przeszło dwadzieścia lat i teraz myślałam o swoim wyjeździe bez spodziewanego entuzjazmu. Jedynie pewność, że to jedyna szansa, by być w Rzymie, gdy jest tam jeszcze " nasz" Ojciec Święty, była motywem tej podróży.

I oto już byłam, wraz z innymi osobami, na warszawskim lotnisku i zaczynało mi się udzielać ogólne podniecenie, radość, oczekiwanie na rzeczy nieznane, a z góry wiadomo, że niezwykłe. Przynajmniej dla mnie: pierwszy raz miałam lecieć samolotem, pierwszy raz stanać na Placu św. Piotra.

Znalazłam się w szesnastoosobowej grupie dziennikarzy Niedzieli, zdążających na spotkanie z Ojcem Świętym z okazji Jubileuszu Dziennikarzy.

Chociaż na początku tej podróży czułam się jak turysta raczej niż pielgrzym, szybko to minęło po przywitaniu nas przez przewodniczkę w Rzymie.

Po szybkim zakwaterowaniu się w Domu Polskim na via Casia w Rzymie zaczęło się prawdziwe pielgrzymie wędrowanie, rozpoczynane już w autokarze dowożącym nas do Rzymu, krótka modlitwą i śpiewaniem Kiedy ranne wstają zorze. Potem już prowadził nas głos pani Alicji. Pięknym językiem, płynnie jakby wolno czytała, snuła swoją opowieść.

Pierwsza "stacja". Bazylika św. Piotra. Chyba tylko cudem nie dostałam oczopląsu i kurczu szyi od nieustannego kręcenia głową na wszystkie strony, a i tak nie zawsze nadążałam i musiałam dopytywać bystrzejszych towarzyszy, o to czego nie dojrzałam, czy niedosłyszałam.

Pierwsze wrażenie to poczucie ogromu, monumentalności i perfekcyjnej spójności różnych elementów architektonicznych.

Na Placu św. Piotra przywitała nas eliptyczna kolumnada, jak wyciągnięte ramiona bazyliki. Weszliśmy centralną bramą i posuwając się do przodu mijaliśmy miejsca, w których oznaczono, gdzie kończyłyby się największe kościoły świata, a apsyda była jeszcze ho, ho, daleko przed nami. A przecież bazylika zbudowana jest tak niezwykle harmonijnie, że nie odbiera się jej rzeczywistej wielkości i wszelkie wymiary obniża przynajmniej dwukrotnie.

Pod stopami mieliśmy marmurową posadzkę z wielką płytą z porfiru, nad głowa kolebkowe sklepienie z kasetonami, przed nami wspaniały baldachim z brązu, który oglądany z kopuly wydawał się drobiazgiem, a mierzy 29 metrów wysokości.

Ogromne pilastry, kilometry kwadratowe mozaiki, liczne nisze z posągami, a wśród nich najważniejszy, otaczany niezmienną od wieków czcią, posąg z brązu przedstawiający św. Piotra. Ofiarą tej pobożnej czci jest zniszczona od dotykania i całowania prawa stopa posągu.

Nawa centralna, ołtarz papieski i nawy boczne, pomniki nagrobne, liczne kaplice. W pierwszej kaplicy prawej nawy wzruszająca Pieta Michała Anioła. Niewiarygodne, że miał niespełna 24 lat, gdy stworzył tak doskonałe i dojrzałe dzieło. Kaplica Najświętszego Sakramentu z okazałym tabernakulum Berniniego. W apsydzie najbardziej widowiskowe dzieło Berniniego tron św. Piotra, podtrzymywany przez gigantyczne, pięciometrowe figury Ojców Kościoła, łacińskiego i greckiego.

I jeszcze wiele, wiele wspaniałych, niepowtarzalnych dzieł.

Obchodząc bazylikę św. Piotra doznawałam wielu różnych wrażeń. Podziw i zdumienie - to z pewnością, ale też nękająca świadomość, że trzeba mi przynajmniej pół roku, żeby to wszystko naprawdę zobaczyć, o wszystkim usłyszeć, o wszystko zapytać. A mieliśmy tylko 5 dni na cały Rzym! Trudno, pomyślałam sobie, muszę tu wrócić, najlepiej z rodziną, zobaczyć wszystko jeszcze raz, po kolei, powolutku, z notesem w ręce, albo z dyktafonem. Najlepiej z wyłącznymi prawami do pani Alicji, która jest skarbnicą wiedzy i tak pięknie opowiada. Cóż, cuda się zdarzają, może też zdarzy się kiedyś taki powrót, a cóż szkodzi trochę pomarzyć. Póki co, już następnego ranka uczestniczyłam we Mszy św. celebrowanej przez naszych "niedzielnych" księży redaktorów przy jednej z kaplic bazyliki. Niezwykłe przeżycie, nie do opowiedzenia.

Wyprzedziłam fakty, a tymczasem jeszcze w pierwszym dniu, wydarzyło się coś, czego nie przewidywał plan pielgrzymki - ostatnie nabożeństwo majowe w ogrodach watykańskich, wieczorem, z zapalonymi kolorowymi lampionami, zakończone spotkaniem z Ojcem Świętym.

Mieliśmy wielkie szczęście. Pierwszego dnia, jakby powitane spotkanie z Janem Pawłem II przy Grocie Matki Bożej z Lourdes w ogrodach watykańskich, a w niedzielę wieczorem, ostatniego dnia pobytu, pożegnanie audiencją u Ojca Świętego w Sali Klementyńskiej Pałacu Papieskiego. Zupełnie jakbyśmy byli osobistymi gośćmi Papieża. A przecież to nie koniec cudów. Uczestniczyliśmy również we Mszy św. dla imigrantów, celebrowanej przez Ojca Świętego na Placu św. Piotra. Była ona kulminacją obchodów Jubileuszu Migrantów i Podróżujących, jaki odbywał się w Rzymie w dniach 1-3 czerwca br. A już następnego dnia nasza uroczystość. W auli Jana Pawła II jubileuszowa Msza św. dla dziennikarzy, a po niej spotkanie z Ojcem Świętym (patrz: Niedziela, nr 25).

Jan Paweł II życzył nam, dziennikarzom, byśmy zachowali wolność myślenia i trzeźwy osąd rzeczywistości. Zawsze trafia w sedno. Odchodził uśmiechając się i błogosławiąc. Tuż przy wyjściu, ze śmiechem pogroził wszystkich swoją laską, jednak nie mogliśmy już dosłyszeć komentarza jaki towarzyszył tym gestom.

Ojciec Święty wydawał się taki ożywiony, rozradowany, pełen energii. Inaczej niż wieczorem tego samego dnia, kiedy otaczaliśmy jego tron w Sali Klementyńskiej, w czasie prywatnej audiencji. Wyciszony, skoncentrowany, z pewnym trudem unoszący głowę, by spojrzeć na wpatrzone w siebie twarze. A każdy z nas starał się choćby na moment to spojrzenie pochwycić i zachować w sercu. Część osób zdołała uklęknąć u stóp Ojca Świętego i wtedy Papież się uśmiechał, rozmawiał, kładł ręce na pochylone głowy, dotykał policzka, błogosławił.

Tak to wyglądało na poziomie tego co widzialne fizycznie, ale działo się tam jeszcze ważniejsze spotkanie, na poziomie duchowym, inne dla każdego z nas i trudne do wyrażenia.

Wracaliśmy do domu na via Casia, jeszcze w pewnym oszołomieniu, niedowierzaniu, wzruszeniu, świadomi doniosłości tych chwil, które przeżyliśmy, dzieląc się swoimi wrażeniami. Każdy z nas pewnie niósł też osobista i nieprzekazywalna słowami tajemnicę tego spotkania.

Nie wiem czy jest na świecie miasto, które jak Rzym, zachowało aż tyle pamiątek chrześcijańskiej przeszłości. Dla nas wierzących, są to szczególne pamiątki, przez które dotykamy źródeł naszej wiary, jak również doświadczamy jej ciągłości i trwania przez kolejne wieki, aż do naszego czasu.

Na kolanach posuwamy się po śladach Chrystusa na Świętych Schodach, modlimy się przy grobie św. Piotra, uczestniczymy w Eucharystii odprawianej w Katakumbach, obchodzimy Koloseum, miejsce męczeństwa pierwszych chrześcijan, odwiedzamy kościołek "Quo vadis" i całujemy odciśnięte ślady stóp, które według przekazów zostawił Pan Jezus wracający do Rzymu, gdy Piotr opuszczał miasto. W kościele Dzieciątka, ze złotą figurką małego Pana Jezusa, obłożoną listami od dzieci z całego świata, modlimy się za nasze własne i wszystkie dzieci świata, dotykamy Drzwi Świętych w Bazylice św. Piotra, w kościele Matki Bożej Śnieżnej słuchamy o czym śnił papież, który polecił go zbudować. Jeszcze bazylika św. Pawła, gdzie przyglądamy się medalionom z podobiznami kolejnych papieży, aż do Jana Pawła II, bazylika Santa Maria Maggiore, kościoły w starej dzielnicy Rzymu - Trastevere. I jeszcze dziesiątki dzieł wielkich, wspaniałych, a także mnóstwo niezwykłych drobiazgów. Mnie wszystkie te miejsca, pamiątki i ich historie, trochę się pomieszały. Za wiele ich było jak na jeden raz. Trzeba zobaczyć i usłyszeć wszystko jeszcze raz, żeby się uporządkowało i utrwaliło. Najlepiej byłoby zarezerwować na ten cel jakieś pół roku...

Chociaż program wyjazdu obejmował tylko zwiedzanie Rzymu, dzięki uczynności siostry pracującej w Domu Polskim, nasza czteroosobowa grupka z przemyskiej redakcji Niedzieli mogła dotrzeć do Ostii, pomoczyć nogi w Morzu Tyreńskim i cieszyć się cudownym widokiem jeziora i otaczających je wzgórz. Były to krótkie, ale cenne chwile wypoczynku w naszym nieustannym wędrowaniu.

Zresztą mimo tego trudu był to czas głębokiej radości. Wiele było też zwykłego śmiechu, momentów komicznych, a nawet dramatycznych. Jak choćby ten, gdy jedna część grupy w wyniku nieporozumienia nie miała pojęcia, gdzie znajduje się druga, a trzeba było wracać na via Casia. Albo, gdy w przerażeniu patrzyłyśmy na wciąż powiększające swą objętość nogi naszej koleżanki. Aż wstyd wspomnieć, jak zapierałyśmy się przed przyjęciem darmowego poczęstunku w jednej z restauracji, która akurat miała dzień dobroczynności dla pielgrzymów, a my nie mogłyśmy zrozumieć o co chodzi. Wiele było jeszcze takich chwil, kiedy śmiałyśmy się do łez z byle jakiego powodu, albo i bez powodu, tak jak śmieją się ludzie szczęśliwi. Bo to były szczęśliwe dni, pełne radości, pokoju, refleksji a także jakiegoś błogostanu i beztroski. Jak rekolekcje. Odnowa.

Każdy człowiek potrzebuje takiego czasu w swojej pielgrzymce przez życie i każdemu takich rekolekcji życzę, jeżeli nie w Rzymie, to gdziekolwiek indziej, ale z taka samą intensywną duchową radością.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podziel się:

Oceń:

2000-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

W Lublinie rozpoczęło się spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec

2024-04-24 17:59

Konferencja Episkopatu Polski/Facebook

W dniach 23-25 kwietnia br. odbywa się coroczne spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec. Gospodarzem spotkania jest w tym roku abp Stanisław Budzik, przewodniczący Zespołu KEP ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec.

Więcej ...

Św. Marek, Ewangelista

Św. Marek (A. Mirys, Tyczyn, XVIII wiek)

Arkadiusz Bednarczyk

Św. Marek (A. Mirys, Tyczyn, XVIII wiek)

Więcej ...

Konkurs fotograficzny na jubileusz 900-lecia

2024-04-24 19:00

Bożena Sztajner/Niedziela

Do końca sierpnia 2024 trwa konkurs fotograficzny z okazji jubileuszu 900-lecia utworzenia diecezji lubuskiej. Na zwycięzców czekają atrakcyjne nagrody.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

W siedzibie MEN przedstawiono szokujący ranking szkół...

Wiadomości

W siedzibie MEN przedstawiono szokujący ranking szkół...

Bóg pragnie naszego zbawienia

Wiara

Bóg pragnie naszego zbawienia

Droga nawrócenia św. Augustyna

Święci i błogosławieni

Droga nawrócenia św. Augustyna

W Lublinie rozpoczęło się spotkanie grupy kontaktowej...

Kościół

W Lublinie rozpoczęło się spotkanie grupy kontaktowej...

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w...

Kościół

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w...

Krewna św. Maksymiliana Kolbego: w moim życiu dzieją...

Wiara

Krewna św. Maksymiliana Kolbego: w moim życiu dzieją...

Oświadczenie ws. beatyfikacji Heleny Kmieć

Kościół

Oświadczenie ws. beatyfikacji Heleny Kmieć

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec

Kościół

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec

Bp Andrzej Przybylski: Jezus jest Pasterzem, nie...

Wiara

Bp Andrzej Przybylski: Jezus jest Pasterzem, nie...