W opisie najdawniejszych dziejów cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej Grzegorz z Sambora opiera się na znanych mu przekazach z historii, a zwłaszcza na tradycji i legendach. W swej narracji odstępuje często od chronologii wydarzeń, co jest naturalne w przypadku poetyckiego ujęcia tematu. Według poety, obraz Bogurodzicy miał być przewieziony przez cesarza Karola Wielkiego (742-814) z Jerozolimy do Konstantynopola, skąd go przejął Lew (1228-1300), książę ruski, i umieścił w swych posiadłościach w ziemi halickiej. W tym miejscu swojego opowiadania poeta pomija związany z obrazem epizod w Bełzie i przechodzi do opisu jego profanacji w Częstochowie w 1430 r., której mieli dokonać husyci.
Próżno Konstantynopol, widząc te zadatki
Łask Bożych, chciał zatrzymać obraz Bożej Matki;
Bo dostawszy go darem od Greków cesarza,
Karol Wielki ruskiego nim księcia obdarza.
Ty to Lwie, Lwowa władco i założycielu,
Od cesarza rzymskiego, dla zasług Twych wielu,
Gdyś mu z pomocą przybył w bojowym rynsztunku,
Ten obraz w znamienitym wziąłeś podarunku;
Wnet potem w złoto, w srebro, w indyjskie klejnoty
Święty-ś ikon ozdobił, książę pełen cnoty.
Ilu w świat uczniów mniejszych Chrystus wysłać raczy,
Ilu stary Hebreów zakon miał tłumaczy:
Tyle świadków Twej cnoty, kosztownych kamieni.
W tym obrazie Maryi błyszczy się i mieni.
Lecz bezbożni Husyci, wpadłszy wielką zgrają,
Darów go pobożnego księcia pozbawiają.
Aż do środka przybytku chciwi łupów gonią,
I skarb wszelki unoszą świętokradzką dłonią.
A godzi się to święte okradać ołtarze?
Azaż rąk świętokradzkich Bóg ciężko nie skarze?!
Przebóg! Patrz! Obraz święty Joachima córy
Już wywlekli z świątyni, z Częstochowskiej góry.
Prawa ręka jej sterczy, z klejnotów obrana,
Ku niebu - lewą tuli Synaczka i Pana.
Dozwolił Bóg, obraz Matki był porwany,
Gdy niegdyś sam to Chrystus cierpiał, Pan nad Pany.
Wolno mniejsze rwać rzeczy, gdy szarpała tłuszcza,
Już większe - czasem zbrodnie Bóg spełnić dopuszcza.
Wszak dziś wszędzie Chrystusa postać w poniewierce:
Odłamują Mu ręce, przebijają serce;
Twarz świętą, w która patrzeć na wieki chce grono
Aniołów - tu niegodnie zdeptano, zhańbiono.
Obraz królów dla zacnych pamiątka to droga;
A jakże czczą ten obraz Najwyższego Boga.
Gdyby tak zbezcześcili króla wizerunek.
W jakąż karę, w jakiż popadliby frasunek!
O gdyby przodki wasze mieszkania wieczyste
Rzucić mogli i w progi powrócić ojczyste.
I w zdumieniu ujrzeli wnuków czyn zuchwały;
Jakież by im z ust drżących słowa się wyrwały?
Czyliż by krzyżem świętym znacząc swoje głowy.
Z bólu takimi w twarz wam nie rzucili słowy.
»Cóż to, wyrodne wnuki, co w szale czynicie?
Czemuż wasze od przodków tak odmienne życie?
Takaż to była stałość naszego żywota?
Taki za naszych czasów obyczaj i cnota?
Gdzież to pobożność przodków podziała się stara,
Gdzie owa sławna polska, doświadczona wiara?
Myśmy z natchnienia Boga kościoły stawiali,
Wasza złość dziś z poduszczeń czarta w gruz je wali.
My te Zmartwychwstałemu wznieśliśmy pomniki,
Dziś przez was obalone, ogień trawi dziki.
Oczy nasze zachwycał wizerunek Pana,
Wasz wzrok ciągnie ku sobie sprośność malowana.
Ach wstyd nam, wierzyć trudno, że się na tej ziemi
Z krwi naszej tak potworny, wyrodny ród pleni.
Jakiż strój wasz Polacy, broń jaką się stała? -
Prawie turecką dzisiaj zda się Polska cała.
Wiarołomni rzucacie drogę Chrystusową,
Saracenów udając strojem, myślą, głową.
Czegoż okrutny Turku, lśniącą wstrząsasz zbroją?
Tobie podobna tłuszcza sama chce być twoją.
O jakżeśmy szczęśliwi, że nas śmierć zabrała!
W jakąż otchłań nieszczęścia pędzi ludność cała?«.
(Przełożył z łaciny Wincenty Stroka, 1896)
Cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu