Można mieć różne, często krańcowo odmienne zdania, ale jedno jest pewne: rekolekcje wielkopostne wpisały się w kalendarium roku szkolnego i nic nie wskazuje na to, aby coś miało się w tym względzie zmienić. Zamiast więc narzekać na nie dość sprawną organizację (przyznaję, często nie bez podstaw), krytykować ich poziom (niekiedy słusznie), odwracać się plecami i demonstrować swą dezaprobatę - może lepiej zaangażować się, spróbować coś zmienić?
Kiedy rozpoczynają się rekolekcje, wielu nauczycieli ogarnia dziwna, trzydniowa pasywność. Na co dzień zaangażowani, twórczy - teraz przybierają postawę zewnętrznych, neutralnych obserwatorów. Nagle tracą bezinteresowność, gotowość do działań przekraczających zakres obowiązków i nawet odprowadzenie klasy do kościoła staje się problemem.
Tymczasem warto podkreślić jedno: nie ma żadnych powodów, aby przez te trzy dni przestać się czuć nauczycielem i wychowawcą, a więc osobą w szczególny sposób predestynowaną do tego, by być dla dzieci świadkiem wartości. Milcząco czy wprost artykułowany pogląd, że rekolekcje szkolne to problem nie mój, tylko księdza i katechetów, na pewno nie daje się pogodzić z istotą tego jedynego w swoim rodzaju zawodu-powołania.
Ktoś powie: a co, jeśli nauczyciel jest osobą niewierzącą i nie utożsamia się z religijnym przesłaniem rekolekcji? Odpowiem krótko: nie sądzę, aby Dekalog komukolwiek przeszkadzał, niezależnie od stopnia osobistej wiary. Boże przykazania zawierają na tyle uniwersalne wartości, że każdy - o ile jest człowiekiem dobrej woli - może się w nich odnaleźć. Jako nauczyciel poczuwam się do tego, by być przy wychowankach. Nie mogę zatem w imię osobistych przekonań negować faktu, że są ludźmi wierzącymi.
Tak się jednak składa, że znaczna większość nauczycieli to też osoby wierzące. Dlaczego zatem rekolekcje szkolne nie miałyby się stać dla nich okazją do tego, co stanowi obowiązek każdego chrześcijanina - do złożenia świadectwa swojej wiary? Dlaczego przez te trzy dni nie pokazać uczniom, że Jezus Chrystus jest dla mnie kimś ważnym?
Przejdźmy na poziom praktyki. Skoro masowe wyjścia do kościoła stanowią problem, to podzielmy uczniów na mniejsze grupy, w których rzeczywiście nastąpi przekaz żywej wiary. Grupy kilkudziesięcioosobowe dają na pewno większą szansę, by młody człowiek coś przeżył, a nie tylko „odsiedział”.
Przedsiębiorczy organizatorzy rekolekcji ściągają też do szkoły ciekawych gości, którzy dzielą się z młodymi swoim doświadczeniem wiary. Nie trzeba tu wcale głośnych nazwisk, wystarczy ktoś, kto na co dzień służy drugiemu człowiekowi: lekarz, pielęgniarka, duchowny, pracownik opieki społecznej, gospodyni domowa, biznesmen - ktoś, kto traktuje swoją pracę w kategoriach posłannictwa i umie o tym interesująco opowiedzieć.
Można wspólnie pochylić się nad Pismem Świętym, podzielić się tym, jak do nas przemawia Słowo Boże. Można wspólnie zastanowić się nad tym, co nas boli w szkolnej codzienności, co zmienić, aby było mniej zgrzytów, a więcej zaufania. Można szczerze porozmawiać o wszystkim, na co zwykle nie ma czasu. Rekolekcje mogą w ten sposób okazać się czasem, w którym obie strony otrzymają szansę naprawienia tych fragmentów szkolnej rzeczywistości, które są przyczyną stresów i frustracji. Może do któregoś ucznia dotrze, że swoim brakiem kultury osobistej, agresją i wulgarnością nie rani abstrakcyjnej próżni tylko człowieka z krwi i kości. Może ten czy ów „belfer” dojdzie do wniosku, że utrzymanie dyscypliny daje się znakomicie połączyć z serdecznością i ciepłem.
A co zrobić z tymi uczniami, którzy nawet w tak małych grupach będą się źle zachowywać i lekceważyć upomnienia? Rozsądnym wyjściem wydaje się wydzielenie osobnych pomieszczeń, gdzie pod opieką wyznaczonych wcześniej nauczycieli znaleźliby inne pożyteczne zajęcie. Sfery sacrum nie wolno narażać na profanację… Już słyszę zarzut: „Nie znajdziemy tylu nauczycieli gotowych do czynnego udziału w rekolekcjach. Będą czuli się skrępowani, aby mówić do uczniów o swoich intymnych przeżyciach duchowych”.
I tu dochodzimy do sedna sprawy: zaangażować się, dać coś z siebie - nie; krytykować z kanapy - tak. To bardzo wygodna, ale z gruntu fałszywa postawa. To tak, jak z wyborami do Parlamentu: kto nie poszedł do urny, nie ma prawa potem narzekać na sytuację w kraju.
Czujesz się zdegustowany słabym poziomem rekolekcji? Więc włącz się w ich organizację, zrób coś, żeby było lepiej. A jeśli nie chcesz - bądź konsekwentny i milcz.
Zaplanujmy starannie rekolekcje, przygotujmy atrakcyjny program, a zobaczymy, ile w tej, pozornie obojętnej na sacrum, niby bez reszty pogrążonej w błyskotkach tego świata, uczniowskiej masie jest pragnienia prawdy, oczekiwania na słowo nadziei i głodu autentycznej miłości…
Pomóż w rozwoju naszego portalu