Pośród przedświątecznej korespondencji znalazłem kilka listów
z niepokojem nawiązujących do zalegalizowanej niedawno w Holandii
eutanazji. Jeden z czytelników przypomina słusznie, że nie tylko
eutanazja, ale i legalizacja aborcji dokonała się w Holandii, kraju
członkowskim Unii Europejskiej, pod rządami chadecji, czyli partii
nazywającej się chrześcijańską demokracją. Dlaczego partia, nawiązująca
w nazwie do chrześcijańskich wartości (więc zobowiązująca się do
ich wcielania prowadzoną przez siebie polityką), w praktyce wcieliła
w życie legalizujące eutanazję i aborcję ustawodawstwo, charakterystyczne
dla będących przy władzy ateizujących partii lewicowych?
W krajach Unii Europejskiej coraz częściej zdarza się,
że programy społeczne partii chadeckich (więc niegdyś prawicowych)
niepokojąco upodabniają się do programów partii typowo lewicowych.
Jakie są przyczyny tego rzeczywiście niepokojącego zjawiska? Niepokojącego,
gdyż zamazującego istotne różnice między chrześcijańskim a niechrześcijańskim
postrzeganiem świata.
To zamazywanie różnic staje się dziś tym bardziej niepokojące,
że i część partii lewicowych niekiedy odwołuje się do "społecznej
nauki Kościoła", aby uwiarygodnić swe programy społeczne, które jednak
- gdy zgłębić sprawę - niewiele z nauką społeczną Kościoła mają wspólnego.
Są to odwołania bardzo powierzchowne, naskórkowe, wręcz demagogiczne,
nastawione głównie na "ułowienie" słabo zorientowanego w nauczaniu
Kościoła wyborcy...
Nauka społeczna Kościoła nie jest przecież programem
politycznym. Kościół nie formułuje programów politycznych, pozostawiając
to partiom politycznym, elitom politycznym, organizacjom obywatelskim.
Społeczna nauka Kościoła jest zespołem warunków i wskazań moralnych,
adresowanym do różnorakich, możliwych programów politycznych. Te
warunki i wskazania moralne pouczają, jakie kryteria spełniać powinny
te różne, możliwe programy polityczne, aby nie były sprzeczne z zasadami
religii katolickiej. Właśnie dlatego, że społeczna nauka Kościoła,
w odniesieniu do polityki, kierowana jest do rozmaitych możliwych
programów partyjnych, nosi ona pewien wyższy stopień ogólności niż
same programy polityczne poszczególnych partii czy ośrodków politycznych.
Jest więc zadaniem polityków, by społeczną naukę Kościoła przekładać
na konkrety instytucji politycznych, gospodarczych czy prawnych,
w konkretnym miejscu i czasie. To jest właśnie ta dziedzina - polityka
- w którą Kościół bezpośrednio ingerować nie chce, pozostawiając
ją ludziom świeckim.
Wielu wszakże polityków ulega dziś jeszcze pokusie, by
społeczną naukę Kościoła interpretować według filozofii walczącego
socjalizmu, walki klasowej, ekscytowania konfliktów społecznych pod
szyldem sztucznie narzucanego egalitaryzmu czy szkodliwego etatyzmu,
będącego przykrywką dla wyzyskiwania człowieka pracy przez pazerną
biurokrację, nie wytwarzającą majątku, lecz żyjącą wyłącznie na koszt
podatnika, więc bezkrytycznie apologetyzującą konsumpcję. Gdy przedsiębiorca
przejada wszystko, co zarobi - nie dbając o inwestycje, wymianę parku
maszynowego, nadążanie za technicznym postępem i troskę o zatrudnionych
ludzi - prędzej czy później bankrutuje i wypierany jest z rynku przez
przedsiębiorcę bardziej zapobiegliwego. Biurokracja nie ma tych zmartwień,
gdyż żyje z podatków: czy aby nie biurokracja jest dziś najsilniejszym
nośnikiem postaw bezkrytycznie konsumpcyjnych? Czy nie świadczą o
tym niczym innym nie uzasadnione, jak tylko pazernością konsumpcyjną,
wysokie "kominy płacowe", których jakoś nie udaje się zwalczyć, bo
odradzają się w innej prawnej możliwości i postaci?...
Od tej dygresji powróćmy do głównego wątku naszej refleksji:
dlaczego niektóre partie chadeckie tak bardzo upodobniły się dziś
do partii lewicowych, a nawet - radykalnie lewicowych w swych społecznych
programach?
Wydaje się, że pewna odpowiedź na to pytanie daje się
wysnuć z historii.
Polityczne formacje chrześcijańsko-demokratyczne (partie
chadeckie) zaczęły powstawać w Europie na przełomie XIX i XX wieku.
Były odpowiedzią na szerzący się radykalny socjalizm i komunizm.
Z obawy przed tym, by szerząca się demagogiczna ideologia radykalnego
socjalizmu i komunizmu nie doprowadziła do krwawych rewolucji, powszechnego
amoralizmu i straszliwego regresu cywilizacyjnego (rewolucja bolszewicka
była najdobitniejszym przykładem możliwego barbarzyństwa) - partie
chadeckie przejęły wiele haseł z repertuaru walczącej lewicy, dbając
jedynie o to, by ich realizacja w politycznej praktyce nie burzyła
ładu społecznego, nie demoralizowała mas, nie cofała cywilizowanych
społeczeństw i narodów do stanu barbarzyństwa. Było to zapewne ustępstwo
- w sferze wartości - wobec idei radykalnego socjalizmu i komunizmu,
ale w sferze praktycznej był to wybór "mniejszego zła". Jak każdy
wybór "mniejszego zła" - niósł ze sobą pewne niepożądane konsekwencje.
Jedna z nich objawiła się właśnie w Europie Zachodniej, więc tam,
gdzie radykalnemu socjalizmowi i komunizmowi nie udało się zwyciężyć,
mimo intensywnie podejmowanych prób (narodowy socjalizm w Niemczech,
próba ustanowienia komunizmu w Hiszpanii, silny ruch komunistyczny
we Francji w latach 30.). W Europie Zachodniej partie chadeckie konfrontowały
się w rezultacie z łagodną wersją radykalnego socjalizmu i komunizmu,
jaką były rozmaite kierunki socjaldemokratyczne.
Wydaje się, że właśnie z tych historycznych powodów niektóre
z partii chadeckich w dzisiejszych krajach Unii Europejskiej wykazują
daleko idące programowe podobieństwa z partiami lewicowymi, socjaldemokratycznymi,
co spowodowało, że w Holandii właśnie chadecja przeforsowała legalizację
aborcji i eutanazji. Nie wydaje się wszakże, żeby dziś istniała uzasadniona
potrzeba wyboru "mniejszego zła" w postaci ulegania antywartościom
współczesnej lewicy i przyjmowania jej optyki społecznej. Jeśli tak
się dzieje - wynika to raczej z braku odwagi politycznej, z braku
głębokich przekonań religijnych i przyzwyczajenia do łatwego sprawowania
władzy przez działaczy chadeckich. Najłatwiej jest przecież ulegać
zawsze "woli większości", zamiast przeciwstawić się tej woli wtedy,
gdy błądzi lub myli się. Wszak "większość" nie zawsze oznacza słuszność,
dobro, sprawiedliwość...
Jeśli więc płynie dla nas, dla naszych polityków jakaś
polityczna nauka z gorzkiej holenderskiej lekcji, to chyba taka,
by naukę społeczną Kościoła interpretować naprawdę w duchu chrześcijaństwa,
jego ewangelicznej głębi, a nie w duchu współczesnych ideologii eurosocjalistycznych
czy socjaldemokratycznych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu