Rozmówcy Niedzieli wskazują nie tylko na kościół i jego otoczenie, które ostatnimi czasy bardzo zyskało na wyglądzie, ale też na przemianie ludzkich serc.
Przedstawiciel wieluńskiej architektury
Modrzewiowy kościół św. Jana Chrzciciela został zbudowany w 1584 r. we wsi Wola Grzymalina k. Bełchatowa. Po upływie czterech wieków w 1981 r. teren ten został objęty pracami odkrywkowymi kopalni węgla brunatnego. Zabytkową świątynię chciano początkowo przenieść do skansenu, ale dzięki staraniom ówczesnego proboszcza ks. Józefa Zielonki bp Stefan Bareła zdecydował inaczej: kazał oddać świątynię do użytku wiernym w Białej Szlacheckiej. Tak rozpoczęły się współczesne dzieje wspólnoty w miejscowości, której udokumentowana historia sięga aż XIV wieku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Przed kościółkiem mieliśmy tutaj, liczącą dwieście lat, dworską kaplicę. (Obecnie jest wbudowana w kaplicę cmentarną). Do niej w niedzielę przyjeżdżał z Pajęczna ksiądz i odprawiał Mszę św. A my, zawsze pięknie przygotowani, szliśmy 6 września z naszej kaplicy na odpust Matki Bożej Siewnej do Pajęczna. W kaplicy odbywały się też lekcje religii dla miejscowych dzieci – mówi Helena Szmajdzińska, która w kościele układa kwiaty, podlewa, sprząta.
Proroczy sen
Reklama
Księdzu Tadeuszowi Orzeszynie, kiedy był już rok na placówce, przyśniło się to wszystko, co teraz w parafii jest i funkcjonuje. Jak twierdzi, zostało jeszcze parę rzeczy do zrobienia, by sen się dopełnił, ale jest to jego wyśniona parafia: – Coś się zepsuło – dobra, dzwonię. „Nie ma sprawy, przyjedziemy, pomożemy”. W parafii jest zawsze grupa ludzi, na których mogę polegać. My się tutaj praktycznie wszyscy znamy. Może Bóg tak chciał, że się zgraliśmy; ja byłem im potrzebni, a oni mnie. Dzięki woli Pana Boga jakoś się to wszystko fajnie poukładało. Ludzie sami pytają: „Co jeszcze będzie do zrobienia?” – mówi proboszcz.
Małżonkowie Barbara i Jan Skowron mówią jednym głosem: – Powinniśmy dziękować Panu Bogu, że mamy tutaj swoją parafię, ten kościółek i takiego księdza proboszcza, który jest wspaniałym gospodarzem i duszpasterzem. Mieliśmy już ośmiu proboszczów w przeciągu tych czterech dekad, a obecny to dla nas jak wygrany wielki los na loterii. Głosi przepiękne i mądre homilie. Chciałoby się je zachować nie tylko dla potomnych, bo tak mało osób ma możliwość ich wysłuchania.
Co się udało?
Ksiądz Tadeusz Orzeszyna przyjechał do parafii w 2013 r. Jak sam mówi, był trochę przestraszony, bo to i kościołek zabytkowy, i pierwsze proboszczowanie.
– Trzeba podziwiać odwagę księdza, że podjął się u nas pracy. Kościół jest zabytkowy, wymagał i wymaga wielkich nakładów finansowych. Ale dzięki staraniom księdza to, co zaplanowaliśmy, zostało zrealizowane. Jesteśmy już po remoncie i konserwacji dachu oraz elewacji, odrestaurowaliśmy plebanię. Ludzie widzą efekty i chętniej dokładają się do tego – mówi wzruszony Jan Skowron.
Reklama
– Trafiłem na przyjaznych ludzi, wielu z nich zaoferowało pomoc. Dzięki nim pozyskaliśmy z instytucji samorządowych i państwowych środki na remonty. Dlatego udało się w ciągu 9 lat, jak tu jestem, wyremontować nasz zabytkowy kościółek w stu procentach – chwali wiernych ksiądz proboszcz i wskazuje z uśmiechem na pana Tadeusza: – To jest mózg wszystkich prac w parafii i szef wszystkich szefów.
– Pomagam parafii i proboszczowi, bo jest co robić. Nie jestem sam, zawsze znajdą się parafianie, którzy przyjdą i pomogą. Jak była poważniejsza robota, np. przy fundamentach, to i 15 osób pomagało. Staramy się z proboszczem, bo to miejsce ma być przytulne. A jak z obcych stron przyjdą, to niech mają ładny widok – z gospodarską uwagą mówi Tadeusz Lipertowicz.
Ksiądz Tadeusz Orzeszyna nigdy się nie bał pracy. Od samego początku wiele rzeczy wykonywał sam albo z tatą. Potem pojawił się pan Tadziu i inni. Parafianie zauważyli, że księdzu zależy na parafii. Jak twierdzi kapłan, żeby komuś mówić o wierze, trzeba go najpierw przekonać do siebie.
– Ewangelizację zaczyna się od prostych rzeczy – od wspólnej pracy przy łopacie. Idąc na placówkę, trzeba ludziom pokazać, co potrafisz, pokazać, że mogą na tobie polegać, że mogą ci zaufać. Dopiero wtedy ludzie będą skłonni naprawdę wysłuchać tego, co masz im do powiedzenia w kazaniu. Tak się buduje siłę małych wspólnot takich jak nasza.
Wiara a młodzi
Parafianie zdają sobie sprawę, że dbając o kościół, dbają też o depozyt wiary przekazywany następnemu pokoleniu. W dzisiejszych czasach jest to niezwykle trudne.
Reklama
– Przede wszystkim musimy ratować rodzinę, aby uratować młodego człowieka. On jest teraz często pozostawiony sam sobie; jeżeli nie ma oparcia w rodzinie, ignoruje Boga. W dodatku media pozbawiają go samodzielnego myślenia – martwi się Jan Skowron.
– Wiara jest potrzebna człowiekowi, by łatwiej przejść przez życie, bo nie zawsze jest takie piękne. Jeżeli wierzymy, to Pan Bóg zawsze jakoś tymi losami człowieka pokieruje i wyprowadzi z najtrudniejszej sytuacji. Młodzi nie zdają sobie z tego sprawy – zastanawia się Barbara Skowron.
– Bez Boga nie ma życia, no jak... – nie ma wątpliwości Tadeusz Lipertowicz.
– Piątkę dzieci wychowałam w wierze. Mam już i wnuczki, wszystkie są wierne Bogu. Idą w świat i pamiętają o Nim. Najlepsza metoda wychowania religijnego to własny przykład – mówi z przekonaniem Helena Szmajdzińska.
Wątek wiary w parafii podsumował nader interesująco jej duszpasterz: – Pan Bóg jest niezmienny. Pana Boga nie da się zmienić. A nam się wydaje, że skoro dzisiaj wszystko się zmienia, to możemy wszystko zmienić, nawet Pana Boga. Oczywiście, na swój gust.Życie wiarą powinno nas zmuszać do refleksji, czy to, co robię, jest słuszne i dobre. Jak się wymagania Boga zignoruje, to niby łatwiej się żyje? Pozornie. Kryzys chrześcijaństwa to jest kryzys człowieczeństwa.
Trochę liczb
Według danych sprzed dwóch lat parafia liczy 962 osoby. Przed pandemią na niedzielną Mszę św. uczęszczało prawie 400 osób. Od przyjścia nowego proboszcza zanotowano ponaddwukrotny przyrost. Teraz pandemia zburzyła te statystyki. W parafii są cztery koła różańcowe dorosłych i dwa rodziców za dzieci.
– To jest oddolna inicjatywa rodziców, którzy dostrzegli potrzebę systematycznej modlitwy za następne pokolenie. To cieszy, bo obecnie chrześcijaństwo stało się – nawet dla tych, którzy przyjmują sakramenty i chodzą do kościoła – jakby towarem: „zapłaciłem księdzu za ślub, za pogrzeb i one mają być”. Ale Kościół nie tak funkcjonuje, jak się niektórym wydaje, to nie jest supermarket – mówi duszpasterz.
Mała Arka Noego
– Myśl o kapłaństwie gdzieś tam z tyłu głowy była, chociaż moim marzeniem zawsze była weterynaria i dlatego w obejściu kościoła jest taka mała menażeria, a na plebanii są akwaria z egzotycznymi rybami. Chciałem leczyć zwierzęta, tymczasem teraz kuruję ludzkie dusze i serca, a zwierzęta są koło mnie – cieszy się ks. Tadeusz Orzeszyna.