Anna Stelmaszczyk, psychoterapeutka ze Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich w Łodzi, wyjaśnia, że w życiu człowieka są dwa ważne porządki: rozumu i serca. Rozum - to porządek logicznego myślenia, wnioskowania, analizowania. Porządek serca natomiast pozwala na rozpoznawanie uczuć. Bez tej umiejętności człowiek jest jakby martwy. Dopiero dzięki wyrażaniu uczuć daje znać, że żyje.
Ks. Krzysztof Grzywocz, doświadczony kierownik duchowy z Opola, twierdzi, że w chrześcijaństwie można spotkać się czasem z tendencją do wyższego cenienia rozumu niż uczuć. - Tymczasem uczucia są niezwykle inteligentne. Nie pojawiają się bez powodu. To właśnie rozum często źle interpretuje uczucia i błądzi. Biedny byłby rozum bez uczuć i uczucia bez rozumu - mówił ks. Grzywocz na jednej z sesji formacyjnej o uczuciach.
Nie spowiadać się z uczuć
Reklama
Sfera uczuć jest przez wielu pomijana i lekceważona. Albo spychana do podświadomości. Gniew, zazdrość, agresja - od takich uczuć często uciekamy, traktujemy jako grzeszne. To błąd, ponieważ uczucia są moralnie obojętne.
- Nie ma złych uczuć - zapewnia ks. Mirosław Nowosielski, psycholog z UKSW. Anna Stelmaszczyk dodaje: - Wszystkie uczucia są dobre. Nawet takie, które powszechnie postrzegane są jako negatywne - mówi i podaje jako przykład złość, która jest energią potrzebną człowiekowi do obrony siebie. Jeżeli ktoś nie umie się złościć, bo uważa, że nie wypada albo się boi, po jakimś czasie zrodzi się w nim agresja albo autoagresja lub też pojawi się jakaś choroba.
Skoro tak, to nie trzeba się z uczuć spowiadać. - Przecież pojawiają się w nas spontanicznie - podkreśla ks. prof. Marek Dziewiecki, znany duszpasterz i psycholog. - Spowiadać się trzeba wtedy, gdy pod ich wpływem czynimy konkretne zło - dodaje ks. prof. Stanisław Urbański, teolog duchowości z UKSW. Warto wiedzieć, że grzeszymy już wtedy, gdy myślimy źle o innych pod wpływem naszych uczuć.
- Ważne jest, co ja zrobię z danym uczuciem, jak nim pokieruję, dlatego dopiero czyn, który idzie za uczuciem, podlega kategorii grzechu - tłumaczy ks. Nowosielski. Człowiek ma prawo kogoś nie lubić, ważne jest jednak, co z tym zrobi.
Uczucia są bardzo ważną informacją o naszej sytuacji życiowej. Jeżeli pojawiają się uczucia przyjemne, takie jak radość, pokój, zaufanie, oznacza to, że sytuacja życiowa jest raczej dobra. Natomiast uczucia nieprzyjemne, np. lęk, złość, nienawiść, oznaczają, że coś w naszym życiu jest nie tak.
- Istnieje ścisły związek między emocjami, a sposobem życia - mówi ks. Dziewiecki. Dlatego wielkim błędem szczególnie ludzi młodych jest to, że chcą sobie poprawić nastrój, nie poprawiając życia. Sięgają wtedy po różne substancje, które poprawiają nastrój, ale tylko na chwilę. Tymczasem konieczna jest raczej praca nad własną dojrzałością. Wtedy emocje, uczucia się uspokoją, bo poinformują o nowej, lepszej sytuacji życiowej.
Skoro więc uczucia są informacją o nas, to warto zastanowić się, co pokazują. Jeżeli np. ktoś mnie skrzywdzi, to naturalną reakcją emocjonalną będzie poczucie krzywdy i złość. Uczucie wtedy poinformuje o tej krzywdzie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Niszczące zaangażowanie
Co więcej, uczucie jest również słowem Boga do nas. - Bóg przez nasze stany uczuciowe chce coś do nas powiedzieć. One objawiają jakieś Boże wyzwania - uważa o. Józef Augustyn SJ, kierownik duchowy i rekolekcjonista.
Sfera uczuć odgrywa zatem decydującą rolę w życiu duchowym.
Ks. Urbański: - Tak naprawdę nie ma życia duchowego bez uczuć.
Ks. Grzywocz: - Życie duchowe jest bardzo uczuciowe, bo więź człowieka z Bogiem jest więzią bardzo uczuciową. Cały człowiek powinien być miejscem dialogu z Bogiem. Gdyby wyłączyć uczucia, ten dialog byłby niemożliwy.
Ale uczucia są także miejscem spotkania z drugim człowiekiem. Ktoś, kto ma trudności z wyrażaniem uczuć, jest tragicznie osamotniony. Uczucia bowiem najbardziej łączą nas ze sobą. Dlatego warto uczestniczyć w życiu innych ludzi, angażować się w ich przeżycia, budować z nimi relacje.
- Ale - uwaga! - nadmierne angażowanie się w sprawy innych może być niszczące, destrukcyjne. Jeżeli np. wchodzi się w życie osoby depresyjnej, nie zachowując przy tym pewnych zasad komunikacji, także odpowiedniego dystansu, może to nas wyniszczyć, bo ta depresja w końcu zacznie się i nam udzielać - przestrzega o. Tadeusz Florek, karmelita bosy, psycholog i psychoterapeuta z Krakowa.
Pan Jezus też miał uczucia
Reklama
Uczucia pięknie umiał wyrażać Jan Paweł II, który np. na oczach tłumów nie mógł powstrzymać śmiechu, gdy w Wadowicach opowiadał o kremówkach, albo szczerze się wzruszał, gdy słuchał ulubionej pieśni maryjnej. Gdy było trzeba, podnosił też głos i ostro napominał, choćby w czasie jednej z pielgrzymek do Polski. I wszyscy to bardzo cenili. Bo był w tym prawdziwy. Nie udawał, nie grał, nie robił teatru.
Nie trzeba jednak daleko szukać, by przekonać się, że Papież naśladował w tym po prostu… samego Jezusa. Bo Chrystus także, od momentu, gdy się narodził, otwarcie wyrażał uczucia. Najpierw przedstawiany był jako bezbronne dziecko w kołysce, które płacze, gdy jest mu zimno albo nie ma co jeść, a potem, gdy był już dorosły. Wystarczy wspomnieć, jak powywracał stoły i przepędził kupców ze świątyni, krzycząc i złoszcząc się. Podobnie złościł się na faryzeuszy, wyrzucał im, że chcą zajmować pierwsze miejsca na ucztach, że wywyższają się ponad innych. To wszystko świadczy o tym, że był człowiekiem z krwi i kości.
Anna Stelmaszczyk zwraca uwagę również na jeszcze jeden aspekt: otóż, Chrystus umiał stawiać granice. Kiedy na przykład zobaczył, że uczniowie usnęli w Ogrójcu, nie pogłaskał ich za to i nie przykrył kocem, zachęcając, by dalej spali, ale powiedział: nawet godziny nie możecie czuwać na modlitwie? Z kolei przy śmierci Łazarza płakał, co świadczy o Jego wielkiej wrażliwości i delikatności.
Do klasyki przeszły już słowa aby się gniewać, ale nie grzeszyć (por. Ef 4, 26).
- Oznacza to, że mamy prawo być wściekli. Tymczasem wiele osób żyje często w sztucznym świecie. Udają, że nic w danym momencie nie czują, a potem to odreagowują np. zawałem albo ciężką nerwicą - podkreśla ks. Nowosielski.
Dojrzali zazdroszczą
Reklama
Uczucia powinny być umiejętnie kierowane przez rozum. Samo uczucie jest bowiem w pewnym sensie ślepe. Trzeba więc rozeznać, ku czemu ono prowadzi. Jeżeli np. małżonek zakochuje się w jakiejś kobiecie, to samo uczucie zakochania nie powie mu jeszcze, czy dana relacja będzie dobra, czy zła. To trzeba ocenić za pomocą rozumu. I jeżeli relacja nie będzie służyła wzajemnemu dobru, bo np. rozbija zawarte już małżeństwo, to nie należy jej budować.
Podobnie jest np. z zazdrością. Najczęściej uważamy, że zazdrość to coś złego i nie powinniśmy zazdrościć. Tymczasem trzeba rozeznać, do czego ta zazdrość prowadzi. - Zazdrość rzeczywiście często prowadzi do złych czynów. Ale sama zazdrość ma swój sens. Ludzie dojrzali zazdroszczą - mówi ks. Grzywocz. Tłumaczy, że uczucie zazdrości odnosi nas do wartości. Jak ktoś np. rozpoczyna ciekawe studia, to jest mu czego zazdrościć. - Przez pojawiające się wtedy uczucie zazdrości słyszę komunikat: ten człowiek robi coś wartościowego, cennego. Taką zazdrością nie tylko go nie krzywdzę, ale wręcz podnoszę jego poczucie własnej wartości. Staję się w ten sposób mecenasem jego wartości.
Po drugie - zazdrość stymuluje do rozwoju. Jeżeli bowiem zazdroszczę komuś rozpoczęcia studiów, być może zachęci mnie to, żeby samemu je podjąć.
Nad własnymi uczuciami trzeba pracować, porządkować je i formować. Bez tego trudno mówić o dojrzałości i o podejmowaniu odpowiedzialnych decyzji. Widać to chociażby na przykładzie wystąpień z zakonów. - Ktoś po kilkunastu latach formacji nagle, pod wpływem gwałtownego uczucia, porzuca zakon czy kapłaństwo. Okazuje się, że taki człowiek nigdy tak naprawdę nie dotknął swoich uczuć, spychał je, próbował oszukać, racjonalizował - przekonuje o. Dariusz Kowalczyk, prowincjał jezuitów.
Nieuporządkowane uczucia realnie wpływają na życie duchowe. - Jeżeli ktoś ma w sobie wiele złości i nic z tym nie robi, będzie ona projektowana na Boga i drugiego człowieka. Trudno wtedy mówić o głębokim spotkaniu z Bogiem i drugim człowiekiem - twierdzi o. Florek.
Porządkowanie uczuć
Reklama
Dlatego też psychologia mówi, że konieczne jest uporządkowanie uczuć. Zdaniem ks. Nowosielskiego, uczucia są kluczem do poznawania grzechu i do umiejętności rozeznawania woli Bożej. - Pokazują, dlaczego coś jest, a coś nie jest grzechem. I pozwalają na zrobienie dojrzałego rachunku sumienia.
Strategia porządkowania uczuć wygląda tak: najpierw uczucie trzeba sobie uświadomić. I już na tym etapie pojawia się problem. Niektórzy ludzie, szczególnie mężczyźni, nie potrafią uświadomić sobie własnych uczuć. - Często mężczyźni są pełni negatywnych uczuć, pod ich wpływem działają, ale siebie i innych przekonują o jakichś racjonalnych powodach, które skłoniły ich do tego działania. A tak naprawdę to nie te powody ich skłoniły do działania, ale właśnie nieuświadomione uczucia - przekonuje o. Kowalczyk.
Dlatego w różnych sytuacjach życiowych warto rejestrować i nazywać własne uczucia. - Jeżeli coś nazywam, nadaję mu imię, jestem w dobrym kontakcie z tą rzeczywistością. Imię wiąże mnie z tym uczuciem. Ja mam wtedy uczucie, a nie ono ma mnie - mówi ks. Grzywocz. Uczuciom trzeba zaufać. Jeżeli się pojawiają, to znaczy, że mają się pojawić. Ale trzeba umieć je odczytać.
Jeżeli nie przeżywamy uczuć świadomie i wypieramy je do podświadomości, objawiają one potem ogromną, niekontrolowaną siłę. - To właśnie represją uczuciową możemy wyjaśnić skalę przemocy, jaka istnieje szczególnie wśród ludzi młodych, którzy często nie mają okazji wypowiedzieć swoich uczuć. Zwłaszcza krzywdy czy żalu - mówi o. Augustyn.
Przemoc może więc być wynikiem represji własnych uczuć. Tym bardziej że uczucia to gigantyczna energia. Są jak żywioł. Woda może albo zalać wszystko i spowodować powódź, albo być wykorzystana do produkcji prądu elektrycznego. Podobnie uczucia. Możemy wykorzystać ich siłę ku złemu albo ku dobremu.
Trzeba wypowiadać uczucia
Jednak samo uświadomienie uczuć to za mało. Trzeba je wypowiadać, twierdzą psychologowie. Najlepiej przed osobą zaufaną, która nas nie zrani: kierownikiem duchowym, psychoterapeutą, przyjacielem.
Psychologowie twierdzą, że najlepszą szkołą uczuć jest rodzina. Kiedy rodzic wyraża swoje uczucia wobec dziecka, albo kiedy potrafi wydobyć z dziecka jego uczucia, to procentuje dojrzałością w dorosłym życiu.
Kolejny krok w porządkowaniu uczuć to oswajanie ich. - Muszę się im przyglądać i nabierać do nich dystansu. Bo uczucie to jeszcze nie cały ja - twierdzi o. Kowalczyk.
Wreszcie trzeba prosić Boga o łaskę uzdrowienia uczuć. - Latami np. może męczyć nas poczucie krzywdy. W pewnym momencie, pod wpływem modlitwy, ale i właściwego działania od strony ludzkiej, doświadczamy faktycznego uzdrowienia - mówi o. Kowalczyk. I bolesne uczucie znika. Dlatego, że uzdrowił je Bóg. Wyczuwamy, że taka jakościowa zmiana nie mogła nastąpić bez Jego mocy.
KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO:
Uczucia są naturalnymi składnikami psychiki ludzkiej, stanowią obszar przejściowy i zapewniają więź między życiem zmysłowym a życiem ducha. Nasz Pan wskazuje na serce człowieka jako na źródło, z którego wypływają uczucia (1764).
KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO:
Uczucia same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Nabierają one wartości moralnej w takiej mierze, w jakiej faktycznie zależą od rozumu i od woli. Uczucia nazywane są dobrowolnymi albo dlatego, że nakazuje je wola, albo dlatego, że ich nie zabrania. Doskonałość dobra moralnego lub ludzkiego wymaga, by rozum kierował uczuciami (1767).