W homilii metropolita katowicki zatrzymał się nad znaczeniem namaszczenia, szczególnie namaszczenia krzyżmem, „najszlachetniejszym ze wszystkich dziś poświęcanych olejów, mieszaniną oliwy z oliwek i wonnych balsamów.” Jak zauważył, olej od zawsze, aż do naszych czasów wykorzystywany jest jako produkt spożywczy, kosmetyczny i liturgiczny. W starożytności był także zabezpieczeniem walczących. Namaszczali się nim sportowcy, stający do zapaśniczej walki. Śliski olej wtarty w ciało stanowił ochronę przed uchwytem przeciwnika.
Arcybiskup za najważniejsze uznał jednak jego znaczenie biblijne. Olej stosowano przy ustanawianiu króla, kapłana i proroka. Namaszczenie było znakiem szczególnego wybrania i upodobania przez Boga oraz wyznaczało człowiekowi ściśle określone zadania. - Namaszczany człowiek uważany był za Bożego wybrańca, który przeznaczony był do wykonania pewnych, konkretnych zadań, mieszczących się w Bożym planie zbawienia. (...) Bóg dawał wybrańcowi swoją moc i swojego Ducha - mówił dodając, że w sposób został wybrany i namaszczony przez Boga Jego Syn Jezus Chrystus.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Przypomniał, że Chrystus jest oczekiwanym Mesjaszem. Podkreślił, że namaszczeni są również ci, którzy łączą się z Namaszczonym, m.in. przez chrzest i bierzmowanie. Jak zaznaczył, walka, którą jako namaszczeni podejmujemy co dnia w imię Chrystusa, polega też na tym, że „nie akceptujemy zła, w sobie i wokół siebie, walczymy o to, by Jego Królestwo było coraz bardziej obecne tu i teraz.” - Ta walka to również zmagania wewnętrzne, walka ze zwątpieniem, smutkiem, długotrwałym przygnębieniem, poczuciem bezsensu podejmowanych wysiłków, bezcelowości zadań, które mamy do spełnienia - powiedział.
W chwilach trudnych zachęcał kapłanów do wspominania Chrystusa, modlącego się wśród drzew oliwnych, w Getsemani. - Bóg nie opuścił wtedy Jezusa i nie opuści także nas - zapewnił. Mówił o namaszczeniu w sakramencie święceń. - Najpierw biskup położył na nas swoje dłonie, a potem namaścił nasze - przypominał arcybiskup Galbas zauważając, że „Pan wziął nas wtedy w swoje posiadanie”.
Jak powiedział, kapłan składa codzienną ofiarę ze swojego życia. - Ofiara ta nas nie ograbia, ale przeciwnie: ubogaca, nie upokarza, ale przeciwnie: uwzniośla, nie zabiera nam niczego, ale przeciwnie: wszystko nam daje - powiedział. Jej szczytem jest Najświętsza Eucharystia.
Zachęcił księży do wdzięczności dzień ich święceń. - Jesteśmy namaszczeni krzyżmem, ale jesteśmy także tymi, którzy innych krzyżmem namaszczają - wskazywał. - I pragnijmy to robić jak najskuteczniej, przede wszystkim przez nasze własne uświęcenie - wzywał.
Podkreślił, że uświęcanie Kościoła zaczyna się od uświęcania samego siebie. - Jeśli ja się nie upilnuję, nie upilnuje mnie nikt. Nawet biskup. Biskup nie jest dozorcą księdza, ani jego strażnikiem. Oczywiście, że powinien troszczyć się o dyscyplinę wśród księży, ale nie może żadnego księdza zastąpić w dbaniu o jego powołanie - wskazywał.
Zachęcał księży do nawrócenia. - Jeśli ksiądz prowadzi podwójne życie, jakąkolwiek konkretną postać miałoby ono mieć, powinien to jak najszybciej przerwać. Wspólnota Kościoła mu w tym pomoże. Jeśli zaś nie chce tego przerwać, nie chce nic z tym zrobić, powinien przerwać aktywną posługę kapłańską. Nie można na stałe wieść podwójnego życia i to jeszcze na koszt wiernych, którzy łożą na nasze utrzymanie. Kościół z tego powodu strasznie cierpi - przekonywał.
Mówił o Kościele, który kapłani chcą uświęcać najpierw swoim życiem, a dopiero potem posługą. - Niech jeno i drugie będzie spójne i niech będzie wysokich lotów. Niech nam zależy na Kościele, który będzie coraz głębszy, coraz bardziej świadomy tego kim jest, oparty i opierający się na Chrystusie. Może nie będzie to Kościół liczny, ale świętość jednego jest już bezcenna i warto się dla niej trudzić - uświadamiał.
Prosił o jedność między kapłanami i dziękował za tworzenie braterskiej wspólnoty. - Biskup niczego nie zrobi bez księży. Możemy napisać nie wiem jakie programy naprawcze Kościoła i parafii, ale jak nie będzie gorliwych księży, to te programy będą tylko bladym świstkiem - przekonywał.
- Życzę ludziom, z którymi Bóg wiąże i zwiąże naszą posługę, by spotkali w nas księdza zwykłego. Pokornego i zwykłego. Nie księdza - gwiazdę, nie księdza - celebrytę, nie księdza - pawia. Już lepiej niech będzie wołem roboczym, niż napuszonym pawiem. Niech będzie zwykłym księdzem, który kocha jak Chrystus i który sobą nie zasłania Chrystusa - powiedział abp Galbas na koniec.