Czuję się szczęśliwy, że Bóg w swojej dobroci obdarzył mnie, głuchoniewidomego, udanym małżeństwem, ojcostwem i diakonatem - oznajmił mi diakon Piotr Hepp, niemiecki głuchoniewidomy, który przybył do Szczecina z okazji wydania swojej książki „Świat w moich dłoniach - Niemożliwe stało się możliwym”.
Piotr urodził się głuchoniemy
Reklama
Nikt z rodziny Heppów we wsi Griesingen k. Ulm na południu Niemiec nie zauważył w końcu czerwca 1961 r., że oczekiwany syn Piotr urodził się całkowicie głuchy. Rodzice cieszyli się, że w przyszłości jedyny syn przejmie gospodarstwo rolne prowadzone przez pracowitych i raczej ubogich Heppów. Dopiero trzy lata później lekarz wizytujący przewlekle chorego dziadka Piotra stwierdził, że najmłodsze dziecko tej wiejskiej rodziny nie słyszy i nie mówi. Był to szok dla tej trójpokoleniowej rodziny niemieckiej. Domowy lekarz skierował Piotra do laryngologa, który swoimi badaniami potwierdził całkowitą głuchotę i niemotę. Fakt ten był bolesnym ciosem dla tej rodziny utrzymującej się z niewielkiego gospodarstwa oraz dodatkowej pracy murarskiej, jakiej jeszcze podjął się ojciec Piotra. Tym bardziej, że na utrzymaniu miał teraz troje dzieci: córkę Monikę, adoptowanego syna oraz Piotra.
Heppowie poczynili starania o uratowanie słuchu syna. Niestety, profesor z kliniki laryngologicznej ze Stuttgartu po dokładnym zbadaniu chłopca oświadczył matce, że będzie głuchoniemy do końca życia. Po chwili dodał jednak: „Pani syn Piotr jest nadzwyczaj inteligentny. Proszę mi wierzyć, każdy test i każde badanie powtarzaliśmy wielokrotnie. Wprawdzie Piotr jest głuchy, ale to wyjątkowo inteligentny chłopiec, który z pewnością da sobie radę w życiu”. Ta ocena okazała się prorocza w całym dalszym niezwykłym życiu Piotra.
Rozpoczęła się zatem edukacja specjalistyczna głuchego, choć bardzo aktywnego chłopca. Przez dwa lata przyjeżdżał do domu Heppów nauczyciel artykulacji, który wtajemniczał dziecko w mowę niesłyszących. W tym czasie rodzice pomagali mu w prowadzeniu odpowiednich ćwiczeń. Okazał się najlepszym uczniem w indywidualnych zajęciach logopedycznych, czym zainteresowała się nawet niemiecka telewizja prezentując go jako wzorowego niesłyszącego przedszkolaka.
Później rodzice Piotra zdecydowali się oddać go do szkoły podstawowej dla dzieci niesłyszących pw. św. Józefa w miejscowości Schwabisch Gmund, którą prowadziły siostry zakonne. I tutaj również okazał się bardzo zdolnym uczniem wśród 120 innych kolegów i koleżanek do tego stopnia, że nadano mu przezwisko „Mądry”. Pobyt w tej specjalnej szkole trwał dziesięć lat. W każdą niedzielę z ochotą służył do Mszy św. miejscowemu proboszczowi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Głuchemu Piotrowi pogarszał się też wzrok
Po uzyskaniu podstawowego wykształcenia 16-letni Piotr z pomocą rodziców uzyskał możliwość zdobycia zawodu ślusarza maszynowego w firmie Lindenmaier. Już wtedy zaczął się Piotrowi pogarszać wzrok; zaczął chorować na tzw. kurzą ślepotę i miał zawężone pole widzenia. Uzyskał też prawo jazdy i nabył sobie stare auto. Gdy zaczął zarabiać więcej, kupił większy samochód, którym podróżował po całej Europie. Spotykał się z głuchymi rówieśnikami. Hepp po latach oddalenia od Kościoła nagle doznał olśnienia: „W takim, pełnym rozpaczy nastroju otworzyłem Biblię i zacząłem ją czytać od samego początku. Już przy pierwszych słowach, które Bóg wypowiedział, zapomniałem o moim rozżaleniu. «Niech nastanie Światłość». Nagle pojąłem, co te słowa oznaczają: Bóg nie chce, aby jego dzieło, a więc także i my, ludzie - żyło w mroku. Czytałem dalej i coraz bardziej ogarniała mnie urzekająca jasność”. Denerwowało go, że w kościołach nie było kazań w języku migowym, a tylko w fonicznym, dlatego nie mógł słuchać homilii.
Wyznał franciszkaninowi, że chce być diakonem
Reklama
Tracił szybko wzrok, bo obumierały komórki nerwowe. Zrezygnował z pracy ślusarza maszynowego. Poznał w czasie festynu franciszkańskiego o. Paula Hubera, który stał się jego duchowym przewodnikiem przez całe dalsze życie. Jemu wyznał: „Chciałbym pomagać głuchym i zostać diakonem”. Franciszkanin wiedział, że Kościół dotąd był przeciwny diakonatowi niepełnosprawnych. Wreszcie trafił w wieku 25 lat do ośrodka dla niewidomych i głuchych w Heiligenbronn, gdzie chciał zostać mnichem. Zakonnicy jednak zachęcili go, by jako świecki przybliżał innym Ewangelię, zwłaszcza że doskonale poznał język migowy. Nauczył się też alfabetu Hieronima Lorma, który wymyślił język dotykowy konieczny do komunikowania się z głuchoniewidomymi.
W ośrodku był zatrudniony jako opiekun w warsztacie, bo miał szczególny dar łagodzenia wszelkich konfliktów wśród niepełnosprawnych. Drżenie oczu stawało się dla niego nie do zniesienia, coraz słabiej widział.
Dotknęła go nieuleczalna choroba oczu - Ushera
Wreszcie s. Benedykta zawiozła go do kliniki okulistycznej, gdzie profesor uznał, że choruje nieuleczalnie na zespół Ushera, który doprowadza do całkowitej ślepoty. To cierpienie dotyka niektórych głuchych lub niedosłyszących. Piotr Hepp miał wtedy 29 lat. Nagle poczuł pustkę w swoim młodym życiu. Dotknęła go depresja. Nawet próbował popełnić samobójstwo.
W tym trudnym okresie tracenia wzroku życzliwą pomoc okazali mu franciszkanie. Już nie był opiekunem, lecz kaleką wymagającym opieki innych. Uzyskał dyplom czeladnika w zawodzie wikliniarskim. W tym fachu pracował kilka lat w warsztatach klasztornych, które potem przeszły do Fundacji św. Franciszka. Po ośmiu latach opuścił ośrodek franciszkański, doznając przedtem niezwykłej wizji nawrócenia: „Któregoś poranka w marcu 1994 r. nagle olśniło mnie, że nawet jako głuchoniewidomy nie powinienem rezygnować z mojego planu przybliżania Ewangelii głuchym i niewidomym”.
Miłość odmieniła jego życie
Reklama
Przebywając w klinice okulistycznej w Heidelbergu, gdzie poddał się operacji wszczepienia implantu ślimakowego, poznał piękną praktykantkę pochodzenia włoskiego - Maitę, w której zakochał się od pierwszego wejrzenia z wzajemnością. Był zaskoczony, że słysząca interesowała się światem niesłyszących. Znała alfabet Lorma, którym napisała wzruszonemu Piotrowi na jego ręku: „Życzę udanej operacji”. Później wyznała 12-lat starszemu od siebie głuchoniewidomemu, że ich spotkanie nie było przypadkowe, było ono kierowane wolą Bożą, by mogli stworzyć kochający się związek dwojga. Maitę pozyskał wrodzoną inteligencją, ogromną wiedzą i umiejętnością rozmyślania.
Pracy nie mógł nigdzie uzyskać, bo jako głuchoniewidomego kwalifikowano Piotra na rentę. On czuł się zdrowy, więc nie chciał być rencistą. Powrócił do rodzinnej wsi, gdzie zajął się wyplataniem koszyków, ale z tego zajęcia nie dałoby się utrzymać rodziny.
W roku 1996 przeprowadził się do Heidelbergu, gdzie zamieszkał z Maitą. Zatrudnił się u właściciela sklepu meblowego, dla którego wyplatał meble. Maita pracowała jako logopeda. Oboje brali udział w rozmaitych konferencjach i zjazdach, by nagłaśniać problemy głuchoniewidomych. Stał się więc w tej dziedzinie ekspertem. Wreszcie postanowili się pobrać.
Sakramentem małżeństwa połączył ich franciszkanin
Sakramentem małżeńskim połączył ich zaprzyjaźniony o. Huber w sierpniu 1998 r. Tym bardziej teraz, umocniony rozumiejącą psychikę głuchoniewidomych Maitą, postanowił pracować dla Kościoła. Z pomocą o. Paula Hubera we wrześniu 2000 r. został duszpasterzem głuchoniemych w diecezji. Zapisał się też na kilkuletni kurs diakonacki we Frankfurcie za zgodą miejscowego biskupa, który uważał, że głuchoniewidomy diakon najlepiej zrozumie problemy osób w ten sposób niepełnosprawnych. Aby być bliżej męża i innych głuchych, niewidomych i głuchoniewidomych Maita zrezygnowała z pracy logopedy, a stała się tłumaczką języka migowego i alfabetu Lorma. Piotr doskonale wygłaszał w katedrze kazania w języku migowym, bo bardzo bliska mu była treść Pisma Świętego.
W jednym z kazań Hepp powiedział: „Wielu ludzi uważa jarzmo za ciężar sam w sobie, ale w rzeczywistości ono pomaga przenosić ciężary. Św. Mateusz naucza, że Ewangelia Jezusa jest jak jarzmo, które ułatwia nam dźwiganie naszego brzemienia”.
W Zielone Świątki 2003 r. został diakonem
W święto Zesłania Ducha Świętego 2003 r. bp dr Gebhard Furst - ordynariusz diecezji Rottenburg-Stuttgart udzielił w swojej katedrze święceń diakonatu siedmiu mężczyznom, wśród nich żonatemu Piotrowi - za zgodą jego ukochanej żony Maity. Biskup w swoim kazaniu mówił o potrzebie istnienia diakonatu: „W czasach, gdy coraz bardziej liczy się tylko sukces i kariera oraz podziwia się jedynie wygranych, a przegranych się wyśmiewa, diakon swoją posługą uosabia miłość dla tych przegranych, słabszych, cierpiących, zepchniętych na margines i uciśnionych…”.
Piotr Hepp jest pierwszym niemieckim diakonem głuchoniewidomym, który od pięciu lat służy swoją duchową posługą, głosząc Słowo Boże i wszelką pomocą tak ludziom doświadczonym przez los. Jest też szczęśliwym ojcem dwóch chłopców, którzy wnoszą rodzinną radość w ich małżeństwo.