Gdy wiosną 1940 r. przyroda budziła się do życia, ich życie dobiegło końca. Bo zostali uznani za „zdeklarowanych i nierokujących nadziei poprawy wrogów władzy radzieckiej”. W marcu 1940 r. na wniosek ludowego komisarza spraw wewnętrznych Ławrientija Berii, Biuro Polityczne Komitetu Centralnego Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) - najwyższej władzy ZSRR - podjęło decyzję o zamordowaniu przeszło 14 tys. jeńców przebywających w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku. Na mocy tej samej decyzji zamordowano również ok. 7, 3 tys. obywateli polskich, znajdujących się w więzieniach NKWD na terenie przedwojennych wschodnich województw RP.
Smutno dziś brzmią dla Polaków nazwy miejscowości: Kozielsk, Ostaszków, czy Starobielsk. Tu wiele rodzin straciło swych ojców, synów i braci… Zginęli zakopani bezimiennie w masowych dołach cmentarnych - co najmniej w pięciu miejscach na terenie Związku Sowieckiego. Jeńcy z trzech obozów specjalnych NKWD byli transportowani pociągami, potem specjalnymi „czarnymi autobusami” w kwietniu-maju 1940 r. do miejsc egzekucji: Katynia (obóz w Kozielsku), Kalinina (obóz w Ostaszkowie), Charkowa (obóz w Starobielsku). Zabici w Kalininie (obecnie Twer) zostali zakopani w Miednoje. Pozostali, przetrzymywani w więzieniach i tam mordowani, byli grzebani w nieustalonych dotąd miejscach.
Po wykonaniu objętych tajemnicą państwową masowych zabójstw dla rodzin zamordowanych nastąpiła cisza - przestała nadchodzić korespondencja, wysyłana do nich wracała, próby uzyskania informacji o ich losach i miejscu pobytu były pozostawiane bez odpowiedzi. Potem - i to wielu Polaków jeszcze pamięta - nie można było mówić o zbrodni katyńskiej. Gdy już mówiono, próbowano fałszować historię, obwiniać tych, którzy winni nie byli. Czy dziś, gdy wolność stała się naszym udziałem, chcemy poznawać historię? Co wiemy o wydarzeniach z Katynia, Charkowa czy Miednoje? Czy pielęgnujemy pamięć o tych, których już nie ma? W końcu, jak korzystamy z wolności, za którą tyle osób przelało swoją krew? Takie pytanie można skierować zwłaszcza do ludzi młodych.
Próbę odpowiedzi na te i podobne pytania podjęła młodzież z Gimnazjum w Sawinie wraz ze swymi nauczycielami historii - Elżbietą Kozak i Hubertem Wicińskim, którzy zorganizowali patriotyczną uroczystość, połączoną ze spotkaniem ze Stanisławem Podlewskim, którego ojciec był jednym z tych, którzy z Katynia nie wrócili. 11 marca w sawińskiej szkole miały miejsce „Wspomnienia Katyńskie”. Dyrektor Zespołu Szkół Grzegorz Świca prosił, by uczestnicy spotkania zechcieli pochylić się nad historią, „która może być wielką prawdą podczas przemierzania szlaków i miejsc, których nie da się już dziś zobaczyć w dawnym kształcie”, dzięki której człowiek, także ten najmłodszy, ma możliwość poznania wybitnych osobowości pielęgnujących miłość do Ojczyzny. Natomiast ks. kan. Edward Sereda apelował do sawińskiej młodzieży, by czytała, uczyła się historii, bo „naród, który nie zna swojej historii, ginie”.
W pięknej oprawie artystycznej uczniowie przypomnieli tragiczne wydarzenia sprzed 69 lat. Przypomnieli nazwiska tych, którzy pochodzili z chełmskiej ziemi, a którzy swoje życie zakończyli w katyńskiej mogile: kpt. Rajmund Duracz, kpt. Stefan Mączyński, kpt. Piotr Szymczak, ppor. Jan Dunin-Brzeziński, ppor. Anatol Kruszyński, ppor. Michał Matras, ppor. Paweł Walczak, mjr Adam Arnold Jankowski, płk Antoni Dubiński, kpt. Michał Podlewski, kpt. Stanisław Marszałek, mjr Romuald Salonicki, kpt. Piotr Łazowski, mjr Zygmunt Truss. To tylko kilka nazwisk tych, którzy pozostali na „nieludzkiej ziemi” na zawsze. I choć dla większości młodych ludzi (i tych starszych także) to tylko obce nazwiska, to trzeba pamiętać, że z każdym z nich jest związana odrębna historia całej rodziny, miasta czy wsi. Każdy z nich, służąc Ojczyźnie, zakończył życie na Golgocie Wschodu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu