Rozradują się moje wargi, gdy będę Ci śpiewał i dusza moja którą odkupiłeś
(Ps. 71, 23)
Jestem przekonana, że dziś dusza s. Heleny przepełniona jest wdzięcznością ku swemu Panu i Stwórcy, który 90 lat temu powołał ją do istnienia, wyposażył w wiele talentów i darów, dał serce pragnące oddania się Jemu Samemu, prowadził wiernie i z miłością przez trudy życia dzień po dniu, aż do ostatnich chwil, kiedy to w niedzielny poranek 22 marca br. wezwał ją do siebie, by mogła cieszyć się pełnią odkupienia.
S. Helena urodziła się w Husinach k. Krasnobrodu 9 maja 1919 r. w katolickiej rodzinie Katarzyny i Antoniego Mazur. Miała czworo rodzeństwa: braci Jana i Władysława oraz siostry Katarzynę i Annę. Do Zgromadzenia Franciszkanek Misjonarek Maryi wstąpiła w Klemensowie zaraz po zakończeniu II wojny światowej w 1946 r. Tam też w 1953 r. złożyła śluby wieczyste, ofiarując swoje życie za Kościół i zbawienie świata.
Przez pierwsze lata pracowała jako wychowawczyni w Domu Dziecka prowadzonym w Klemensowie przez Siostry, a potem przez wiele lat w pracowni hafciarskiej, z zamiłowaniem i precyzją haftując szaty liturgiczne, baldachimy i sztandary do kościołów i instytucji państwowych. Od 1970 r. pracowała w Zamościu jako główna księgowa w prowadzonym przez nas Domu Pomocy Społecznej i okresowo pełniła posługę przełożonej wspólnoty. W międzyczasie krótko przebywała we wspólnotach w Warszawie i Otwocku. Chętnie i z oddaniem służyła siostrom w prowincji jako krawcowa. W latach 1999 - 2001 opiekowała się swoim rodzeństwem - samotnymi, starszymi i schorowanymi - siostrą i bratem. Po ich śmierci wróciła do Zamościa i do końca z wielkim zaangażowaniem przeżywała swoje powołanie, modląc się i służąc innym swoimi umiejętnościami. Przez ostatnie lata doświadczenie słabnącego zdrowia naznaczyło jej powołanie szczególnym rysem modlitwy za służby medyczne. Jej najczęstszym wezwaniem podczas codziennej Liturgii godzin było oddawanie Bogu lekarzy, pielęgniarek i wszystkich, którzy posługują chorym. Bóg tak pokierował, że w tym ostatnim tygodniu, gdy odchodziła, była zdana na szczególną ich pomoc i doświadczyła ich wielkiej życzliwości i opieki w szpitalu Jana Pawła II w Zamościu.
Nigdy nie zapomnę nocy, które spędziłam w szpitalu, czuwając przy niej, a zwłaszcza tej ostatniej. Gasnąca powoli, lecz do końca przytomna, przywitała mnie radośnie, gdy przyszłam zamienić siostrę czuwającą w ciągu dnia. Powiedziała: „Jak dobrze, że siostra przyszła - pójdziemy do kościoła”. Odpowiedziałam jej, że do kościoła to już nie damy rady zajść, ale że pomogę jej przygotować się na spotkanie z Chrystusem Oblubieńcem. Jakby na to czekała. Z wielkim przejęciem spojrzała na mój misyjny krzyż (każda z nas otrzymuje taki krzyż przy ślubach wieczystych) i wzbudzając pragnienie zyskania odpustu zupełnego na godzinę śmierci, zawierzyła Zbawicielowi z ufnością całe swoje życie. Aktem wiary, miłości, nadziei i żalu zjednoczyła się z Bogiem, a także z siostrami wspólnoty, przekazując na moje ręce znak pojednania i pokoju dla wszystkich. A kiedy po dłuższej modlitwie podałam jej do ucałowania krzyż, jej oblicze rozbłysło wielkim szczęściem, a mnie się zdawało, że całe niebo zniżyło się do tej szpitalnej sali i otoczyło nas, by wyjść naprzeciw s. Helenie. Niedługo potem w niedzielny poranek, Pan wezwał ją do siebie. Dziś nasze serca wypełnia głęboka ufność, że Jezus Zbawiciel któremu oddała całe swoje życie, pozwala jej cieszyć się pełnią swych odkupieńczych darów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu