Reklama

Jestem człowiekiem czynu

Niedziela częstochowska 19/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Katarzyna Woynarowska: - Dlaczego dobry lekarz decyduje się na udział w polityce?

Kazimierz Pankiewicz: - Takich decyzji nie podejmuje się nagle. Jestem w polityce od roku 1980. I nie jest to dla mnie nic nowego. Po prostu, do tej pory uprawiałem politykę w ramach regionu, na skalę miasta, województwa. Przez te lata zbierałem doświadczenia i uważam, że teraz nadszedł czas na działanie w szerszej skali.

- Ma Pan zacięcie do działania społecznego. W latach 80., jako młody lekarz, zakładał Pan w Częstochowie samorząd lekarski.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Tak. Byłem wśród założycieli odrodzonego samorządu lekarskiego. Byłem w radzie okręgowej w Łodzi, potem pełniłem funkcję wiceprzewodniczącego tej Rady - czyli de facto byłem szefem częstochowskiej delegatury Izby Lekarskiej.

- W sposób naturalny pojawiła się potem polityka?

- Zostałem radnym Sejmiku Wojewódzkiego, wiceprzewodniczącym Komisji Zagranicznej i Zdrowia przy tym Sejmiku. Potem przyszła kolei na funkcję radnego miejskiego i przewodniczącego Miejskiej Komisji Zdrowia.

Reklama

- Jednak korzenie ma Pan „solidarnościowe”.

- W 1980 r. należałem do Prezydium Komisji Koordynacyjnej „Solidarności” Służby Zdrowia, współorganizowałem tę „Solidarność”. To jest jeden z ważniejszych momentów w moim życiu. Moment, w którym w odrodzonej Polsce trzeba było działać i człowiek miał poczucie, że działa nie tylko sensownie, ale że porządny człowiek inaczej postąpić nie może. Rok między 80, a 81 był najpiękniejszym czasem mojego życia. Wszyscy działaliśmy wtedy z ogromnym entuzjazmem, całkowicie bezinteresownie. W takim bezinteresownym duchu powstawał również samorząd lekarski. W tej chwili taka postawa wydaje się trudna do pojęcia, prawda? Jestem dumny z drogi, którą przeszedłem od „Solidarności” przez samorząd zawodowy, potem terytorialny, by spróbować swych sił na szerszych wodach...

- Czy wie Pan, że w Częstochowie życzliwi Panu ludzie szczerze życzą, by Pan przegrał, bo lepszego szefa Parkitka nie miała...

- (śmiech) I dlatego ktoś, kto dobrze sprawdził się na jednym stanowisku, ma na nim tkwić bezustannie, zamiast mieć wpływ na kształt prawa europejskiego z zyskiem dla Polski?

- Powiedzmy więc tak, że Pana rola jako menadżera tak wielkiego szpitala jakim jest Parkitka dowodzi umiejętności efektywnego działania. Jest Pan człowiekiem skutecznym?

- Powiem tak. Jestem od roku szefem szpitala, wcześniej przez 7 lat byłem wiceszefem ds. lecznictwa. Udało się, co dla mnie jest sukcesem największym, osiągnąć spokój społeczny w szpitalu. Szpital wstrząsany protestami pracowniczymi nie będzie dobrze leczył. Uspokojenie nastrojów sprzyja wykonywaniu procedur zakontraktowanych w NFZ, czyli prościej - dopływowi pieniędzy. Przekłada się na jakość leczenia. W tamtym roku, dzięki dobremu porozumieniu z Urzędem Marszałkowskim, kupiliśmy aparaturę medyczną za 20 milionów. W tym roku rozpoczęliśmy działania warte także wiele milionów. Wyciągamy szpital z długów - ubiegły rok zamknęliśmy, po raz pierwszy od kilkunastu lat, dodatnim wynikiem finansowym.

- Jakie są Pana obecne przekonania polityczne?

- Ze względu na wiek jestem konserwatystą. Podoba mi się maksyma przypisywana i Piłsudskiemu i Bismarckowi, że kto na starość nie jest konserwatystą jest durniem. Moje poglądy są liberalno-konserwatywne. Jestem konserwatystą w kwestiach obyczajowych i liberałem w kwestiach gospodarczych. Ale najmocniej związany jestem z ideą „Solidarności” 1980 roku. Mam bowiem skłonność do budowania, a nie do rozwalania. Zakładam sobie jakiś sensowny plan działania i potem go konsekwentnie i z uporem realizuję. Nie lubię niszczyć, jątrzyć, jest mi to raczej obce. Dlatego, jako menadżer szpitala, za wszelką cenę staram się dążyć do zgody, wiem bowiem jak niszczycielską siłę ma niezgoda.

- Na czym chciałby się Pan skupić jeśli znajdzie się Pan w gronie europosłów z Polski?

- Europarlament ma coraz większe znaczenie. Jeszcze niedawno było to wyłącznie ciało opiniodawcze i właściwie dominowała w UE władza wykonawcza. Parlament przez wiele lat był jedynie miejscem dyskusji. W tej chwili myślę, że to się zmienia. Parlament nabiera znaczenia jako ciało stanowiące, miejsce, gdzie tworzy się prawo. I teraz tak - niezależnie od tego, że w europarlamencie pracuje się nad sprawami o charakterze ogólnoeuropejskim, to przecież Polska może przenosić na to forum swoje doświadczenia. To jedna rzecz. Po drugie, istnieją pewne obszary, w których czuję się dobrze: samorząd i ochrona zdrowia. Kwestie samorządności wcale w Unii nie wyglądają dobrze, nie zawsze prawa regionów są przestrzegane. Kolejna sprawa, to kwestia ochrony zdrowia. Prawo w dziedzinie ochrony zdrowia jest w UE kiepskie. Wszystkie kraje, w tym Polska, narzekają, że normy prawne nie przystają do realiów. Np. słynna doktryna dotycząca czasu pracy w służbie zdrowia, prawda? I tu jest spora możliwość działania dla kogoś, kto przeszedł właściwie wszystkie szczeble w służbie zdrowia, zna sprawę od podszewki, ma pewne przygotowanie teoretyczne, jako organizator ochrony zdrowia i samorządowiec i sądzę, że można w tej kwestii o coś powalczyć w europarlamencie. Osobnym zagadnieniem jest denerwująca skłonność biurokratów z Brukseli do regulowania kwestii etycznych i drobnych spraw życia codziennego - tu zdrowy rozsądek i elementarne poczucie przyzwoitości wydają się wręcz zbawienne.

- Jest Pan jednym z najbardziej znanych nazwisk lekarskich w Częstochowie. A przecież jest Pan rodem z Gdańska...

- Jestem gdańszczaninem z urodzenia i czasu wczesnej młodości. Skończyłem Akademię Medyczną w Gdańsku. Do Częstochowy przyjechałem za żoną, rodowitą częstochowianką, która studiowała medycynę w Gdańsku.

- Nigdy pan nie żałował, że nie namówił żony na pozostanie w Gdańsku?

- Nie! Powiedziałbym tak: jest taka stara zasada - im więcej czasu i wysiłku czemuś poświęcasz, tym bardziej to kochasz. Ze mną i Częstochową jest podobnie. Na początku tęskniłem za swoim miastem, ale w Częstochowie zawsze było co robić. Od 1976 r., odkąd tu przyjechałem, Częstochowa stawała się moim miastem rodzinnym. Tutaj toczyło się moje życie, tutaj doczekałem się dzieci (mam już dwie śliczne wnuczki), tutaj zrealizowałem się zawodowo zdobywając kwalifikacje chirurga ogólnego i chirurga onkologa. Uznaję Częstochowę za swoje miejsce na ziemi i jej problemy obchodzą mnie dzisiaj znacznie bardziej niż Gdańska czy Katowic.

- Pana osoba kojarzy się z jednym największych wydarzeń w mieście, ze Światowym Kongresem Polonii Medycznej.

- Grupa kilkudziesięciu lekarzy z Częstochowy całkowicie bezinteresownie postanowiła zorganizować spotkanie lekarzy z całego świata. Miałem zaszczyt współorganizować II i III Kongres, działo się to w latach 90. Wspaniała atmosfera, co prawda brak profesjonalizmu w organizacji, ale za to serdeczność i rodzinna atmosfera były nie do powtórzenia. Nawiązały się wtedy liczne i cenne przyjaźnie. Wielu Polonusów odkryło dzięki Kongresowi po raz drugi swoją Ojczyznę. Przyjeżdżali do nas sławni naukowcy. Chyba najbardziej wzruszała mnie obecność wśród nas naszych kolegów lekarzy zza wschodniej granicy.

- Jakie marzenia ma dr Pankiewicz?

- Zawodowo już nie marzę. Czuję się spełniony jako lekarz. Ale na co dzień mam do czynienia z wielkim nieszczęściem ludzkim. I życzyłbym sobie, by było tego nieszczęścia mniej. Mniej tych „za późno” odkrytych nowotworów. Konieczna jest większa świadomość zdrowotna; dbałość o profilaktykę. Leczenie jest przecież i droższe i bardziej kłopotliwe. Chciałbym też doczekać czasów, gdy system ubezpieczeniowy w Polsce stanie się rozsądniejszy. Czasów, gdy to nie lekarz będzie odpowiadał za ograniczanie usług medycznych. Nie będzie wybierał kogo i jak leczyć, komu nie wykonać jakiegoś badania, a kogo na nie posłać. W Polsce to lekarz odpowiada za odsuwanie pacjenta od pewnych świadczeń zdrowotnych, a nie lekarz powinien to robić, tylko płatnik. Lekarz ma leczyć wszystkich potrzebujących, a nie ustawiać ich w kolejki.

- A o czym marzy Kazimierz Pankiewicz jako osoba prywatna?

- Widzi Pani, jestem człowiekiem czynu i tak sobie myślę, że na wiele spraw w życiu mamy wpływ. Nie na wszystkie sprawy - to jasne, ale wiele rzeczy zależy od naszej pracowitości, determinacji, świadomości celu. W tym znaczeniu - marzenia trzeba realizować!!! Na kilka rzeczy nie mamy jednak wpływu - np. na zdrowie. A skoro najważniejsza jest dla mnie moja rodzina, to moje marzenie jest proste - niech wszyscy będą zdrowi... No proszę, i tak zawsze wyjdzie ze mnie lekarz...

Podziel się:

Oceń:

2009-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Nowy diakon w Archidiecezji Wrocławskiej

2024-05-11 12:25
diakon Eryk Cichocki

ks. Łukasz romańczuk

diakon Eryk Cichocki

Eryk Cichocki przyjął dziś w katedrze wrocławskiej święcenia diakonatu. Pochodzący z parafii pw. Narodzenia NMP w Kiełczynie [diecezja świdnicka] przyjął je z rąk bp. Jacka Kicińskiego CMF.

Więcej ...

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

św. Andrzej Bobola

Karol Porwich/Niedziela

św. Andrzej Bobola

Niezwyciężony atleta Chrystusa - takim tytułem św. Andrzeja Bobolę nazwał papież Pius XII w swojej encyklice, napisanej z okazji rocznicy śmierci polskiego świętego. Dziś, gdy wiara katolicka jest atakowana z wielu stron, św. Andrzej Bobola może być ciągle stawiany jako przykład czystości i niezłomności wiary oraz wielkiego zaangażowania misyjnego.

Więcej ...

Kard. Ryś do księży: jesteście niezastępowalni, jesteście potrzebni!

2024-05-12 08:00

ks. Paweł Kłys

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Nowenna do Ducha Świętego

Wiara

Nowenna do Ducha Świętego

Rozpoczął się proces beatyfikacyjny Sługi Bożej Heleny...

Kościół

Rozpoczął się proces beatyfikacyjny Sługi Bożej Heleny...

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

Wiara

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

Rozważania na niedzielę: Po co się tak przejmujesz?

Wiara

Rozważania na niedzielę: Po co się tak przejmujesz?

Zmarł Jacek Zieliński, współtwórca zespołu Skaldowie

Wiadomości

Zmarł Jacek Zieliński, współtwórca zespołu Skaldowie

Litania nie tylko na maj

Wiara

Litania nie tylko na maj

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

Wiara

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Wiara

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

8 maja - wielkie pompejańskie święto

Kościół

8 maja - wielkie pompejańskie święto