Reklama

Ciągle się za nich modlę

Niedziela sandomierska 30/2009

W Roku Kapłańskim, ogłoszonym przez Ojca Świętego Benedykta XVI pragniemy prezentować na łamach „Niedzieli Sandomierskiej” sylwetki naszych duszpasterzy. W tym numerze przedstawiamy ks. infułata Edmunda Markiewicza.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Andrzej Bucior: - Księże Infułacie, jakie były początki Księdza powołania? Czy rodzice pragnęli mieć syna kapłana i modlili się o to, czy był to wewnętrzny głos, skierowany do młodego człowieka wybierającego drogę życiową?

Ks. Edmund Markiewicz: - Pochodzę z Chełma Lubelskiego i tam chodziłem do Liceum Handlowego. Byłem w dużej grupie ministranckiej, której prefektem był bardzo świątobliwy ksiądz. Nawet społeczność w Chełmie, tak po cichutku, stara się aby przeprowadzić proces informacyjny ku procesowi beatyfikacyjnemu tego kapłana. Przy tym księdzu - Zygfrydzie Berezeckim - w latach 1948-56 było bardzo dużo chłopców ze wszystkich techników, liceów i szkół podstawowych. W niedziele bywało 200 ministrantów na Mszy św. Ksiądz ten był prefektem mojego liceum handlowego, a ja byłem ministrantem. Zaczęły się już wtedy czasy srożenia się komunizmu. Starszych ministrantów straszono, że jeśli nie zrezygnują ze służby przy Kościele zostaną wyrzuceni ze szkoły, albo nie zdadzą matury. Raczej nikogo te groźby nie zmusiły do odejść ze służby ministranckiej... Tak gdzieś w 1950 r. zaczęło rodzić się we mnie pragnienie zostania księdzem. Z rodzicami na ten temat nigdy nie rozmawiałem, ani oni nie modlili się o to, bym był księdzem. Jestem jedynakiem i ich aspiracje były trochę inne. Sami byli biedni, więc chcieli, by ich syn się wybił, chcieli dla mnie studiów. No, i zbliżał się czas matury. Tak gdzieś w kwietniu powiedziałem rodzicom. Zareagowali milczeniem. A potem: jak chcesz, twoja wola, ale to bardzo trudne, bardzo trudne... Musisz się bardzo zastanowić. I ciągle te słowa powtarzali: musisz się bardzo zastanowić. W każdym razie nie przeszkadzali. Ojciec był kolejarzem, mama zawsze w domu, często chorowała. No i przyszedł czas decyzji. Złożyłem dokumenty do seminarium duchownego, ale że miałem dobre wyniki w nauczaniu, szkoła skierowała mnie na studia prawnicze do Poznania. W latach 50., to szkoła typowała kto na jakie studia idzie. Złożyłem papiery także na prawo, ale do egzaminów nie przystąpiłem. Były kłopoty o tyle, że ojca nachodzili komuniści i dopytywali dlaczego syn idzie do seminarium? Polska ludowa mu dała wykształcenie, a on idzie do tych agend, jak to nazywali, watykańskich. Po sześciu latach studiów przyszły święcenia kapłańskie i wielka radość. Powiem - więcej niż radość, bo to była euforyczna radość, wielkie duchowe szczęście. Możliwe, że wszyscy, którzy swoje cele życiowe realizują są tak szczęśliwi. A w tym przypadku był cel zupełnie inny - Chrystus, oddanie się Chrystusowi, życie dla Chrystusa...

- Jakie największe osiągnięcia, w swoim dotychczasowym życiu, ceni sobie Ksiądz najbardziej?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Kapłaństwo, które otrzymałem, według mego pojęcia, jest największym osiągnięciem. To co potem człowiekowi doklejają - jakieś tytuły - to są tylko „blaszki”. To co w środku jest najważniejsze - kapłaństwo. A że realizuje się kapłaństwo najczęściej w wymiarze parafialnym, więc zrozumiałą jest rzeczą, że parafia jest środowiskiem rodzinnym. Jest przełożony - proboszcz, jest pomocnik - wikariusz. Ustalamy zajęcia, jakie mają być wykonywane. Potem człowiek dorasta, sam zostaje proboszczem, kieruje innymi. Sam wymyśla, co zrobić, jak zrobić, żeby życie parafialne było jak najbardziej ukierunkowane na Chrystusa. Żeby tym, którzy stoją dalej od ołtarza pomóc się zbliżyć.
Uważam, że nie miałem w życiu większych radości, niż te które mi się zdarzyły po przyjęciu kapłaństwa... Otrzymywałem nawet wyróżnienia, nagrody, tytuły, które Kościół mi nadawał: kanonika, prałata, kapelana Ojca Świętego, prałata papieskiego, czy też tytuł infułata. Wszystko wypływa ze święceń, z pracy, którą się wykonywało. Jeden dostaje, drugi nie dostaje. Przyjmowałem to jako wyraz pamięci Kościoła o mnie, ale się tym nie emocjonowałem. Uważam kapłaństwo, z jego struktury służby Chrystusowi, za najważniejsze. I tak było wcześniej i tak samo jest dzisiaj, gdy od 51 lat jestem przy ołtarzu i wypełniam misję, jaką Pan Jezus mi zlecił do wypełniania w parafiach, w różnych dziedzinach życia. W ostatniej parafii sprawowałem, jako kustosz, opiekę nad wizerunkiem Matki Bożej, miałem pieczę nad księżmi jako dziekan i opiekę duchową nad wiernymi, dla których byłem proboszczem.

- Kto jest dla Księdza wzorem do naśladowania, autorytetem?

- Pan Jezus jest najpiękniejszym i jedynym wzorem. Oczywiście, wielu ludzi, których spotkałem, stawało się dla mnie jakby zdjęciem piękna Chrystusa. Przykładem świecili moi dwaj księża prefekci. Księża proboszczowie, z którymi jako bardzo młody ksiądz pracowałem we Frampolu i w Zamościu. Imponowali mi swoim życiem, stanowczością w wykładzie prawdy Bożej i w obronie tej Prawdy. Nie spotkałem nigdy zdrajcy. Nie spotkałem nigdy nikogo, kto w sposób fizyczny, widoczny zgorszył mnie czy innych. I ciągle uważam, że są tacy idealni ludzie. Mówimy o papieżach, biskupach, ale ja podziwiałem ideały takie bliższe ziemi. W parafiach, w których pracowałem, spotykałem często bardzo pięknych ludzi świeckich. Miałem przyjaciół, do których czasami jechałem, żeby dwie, trzy godziny pobyć z nimi, bo byli dla mnie ideałami rodzinnego życia chrześcijańskiego. Trudno ich tu wymieniać, ale dla mnie była to czasami podpora w trudnych chwilach. Spotyka się idealne rodziny, uformowane na Ewangelii, na Chrystusie. Spotykam też pojedynczych ludzi, którzy mi imponują. Jest ich sporo.

Reklama

- Ma Ksiądz dużo energii, jest często zapraszany do uświetnienia rozmaitych uroczystości, nie tylko w naszej obecnej diecezji i chętnie wygłasza tam słowo Boże. Kapłan więc ma dość zajęć nawet po przejściu na emeryturę...

- No, emerytura jest już inną płaszczyzną życia, a tym bardziej pracy. Człowiek sam nie dysponuje ani ilością, ani stałością swoich zajęć. Ktoś go albo prosi o coś, albo narzuca. Owszem, Pan Bóg dał mi zdrowie, za co jestem Mu bardzo wdzięczny, ale czynów wielkich już nie dokonuję. W większości spędzam czas u siebie, w domu. Mógłbym działać więcej, ale nie ode mnie dzisiaj zależy udzielanie się w różnych sprawach zewnętrznych. Jestem zapraszany z życzliwości, przez znajomość, przez serdeczność wzajemnego bycia. Emerytura to zupełnie inna rzeczywistość, sądzę, że w życiu świeckim bywa podobnie. Odchodzi się ze stanowiska, przychodzi ktoś inny, i nie masz już nic do powiedzenia. Doskonale to rozumiem. O nic nie mam pretensji, ani jakiegoś żalu, bo tak ma być...

- W swoim kościele - sanktuarium Matki Bożej Łaskawej w Janowie przy którym Ksiądz pozostał jako rezydent, bardzo dobrze układa się współpraca z obecnym proboszczem - ks. Jackiem Staszakiem. Jaką rolę może spełniać ksiądz emeryt przy swojej parafii?

- Trudno jest odpowiadać na to pytanie? Bo taką rolę mogę spełnić, jaka zostanie mi wyznaczona. Sam nie mogę dysponować swoją osobą i mówić dajcie mi to, dajcie mi tamto, bo mam tu jakieś prawa. Nie mam! Ksiądz Biskup zwolnił mnie z pełnienia obowiązków, a osoba przychodząca po mnie musi mieć, że tak powiem „czystą ścieżkę”. Dzięki wielkiej kulturze ks. Staszaka jestem traktowany bardzo życzliwie, odczuwam braterstwo i zrozumienie. I o cokolwiek mnie proszą, czy będą prosić, czy wyznaczać jakieś zadania, chętnie to wszystko zrobię. Bo uważam, że powinienem. Życie koło siebie wymaga też i dawania od siebie.

- Do jakich miejsc najchętniej Ksiądz powraca, do których lubi pielgrzymować?

- To też trudne pytanie. Moim miejscem zawsze najmilszym była parafia, w której byłem proboszczem. Nie mam żadnych piękniejszych, lepszych miejsc. Czasami, gdzieś na urlop wyjechałem - lubię bardzo Szczawnicę. Lubię górskie tereny. No, ale to chwilowy pobyt. Dla mnie, powtarzam, najmilszym miejscem jest parafia. Patrząc na życie parafian, na ich rodzenie się, wzrost i starzenie, patrzę jakby na swoje życie. Nie mam ulubionych miejsc, nie ciągnie mnie do Rzymu, do Nowego Jorku, do Berlina... Owszem, zwiedzić świat, zobaczyć jak żyje się gdzie indziej, ale i tak najbardziej lubię miejsca, gdzie akurat przebywam.

- A czy ma Ksiądz Infułat jakieś marzenia i plany na przyszłość?

- Tak, mam marzenia - zbawić własną duszę i pomóc innym, żeby nie być zgorszeniem dla nikogo. To jest pierwsze marzenie. A co do innych marzeń - żeby ludzie byli szczęśliwsi… Modlę się o to. W tej chwili nie mam innego sposobu, by im pomóc. Modlę się więc ogólnie o dobro i szczęście moich parafian, tych dawnych i tych obecnych. Często z modlitwą przesuwam się przez ulice miasta, w którym żyję, bo przecież znam te ulice i znam ludzi mieszkających na tych ulicach. Oni nawet nie wiedzą, że modlę za nich. Panu Bogu mówię wprost: są tacy jacy są, mają problemy, mają choroby, mają ciężary, które muszą nosić, a nie zawsze potrafią. Panie Jezu, pomóż.

KS. EDMUND MARKIEWICZ
urodził się w 1933 r. w Chełmie. Uzyskał święcenia kapłańskie w 1958 r. i rok temu obchodził 50-lecie posługi kapłańskiej. Przed nominacją na kustosza sanktuarium janowskiego, już jako młody kapłan był przez 2 lata proboszczem we Frampolu i 10 lat proboszczem i dziekanem w Biłgoraju. Przez ponad 22 lata piastował stanowisko proboszcza, dziekana i kustosza sanktuarium Matki Bożej Łaskawej, a od niedawna, po ukończeniu 75. roku życia, jest emerytem, rezydentem w parafii św. Jana Chrzciciela w Janowie Lubelskim. Za jego posługi odremontowano kościół, zbudowano dom parafialny i powstała druga parafia w kilkunastotysięcznym mieście

Podziel się:

Oceń:

2009-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

#PodcastUmajony (odcinek 16.): Śpij, Jasieńku, śpij

2024-05-15 20:50

Materiał prasowy

Czy da się zacumować okręt na środku morza? Czy Bóg mówi przez sny? I czy Boże Ciało przypadające w maju to jedyny związek Eucharystii z Maryją? Zapraszamy na szesnasty odcinek „Podcastu umajonego”, w którym ks. Tomasz Podlewski opowiada o roli Matki Bożej według św. Jana Bosko.

Więcej ...

Nowenna do Ducha Świętego

Pio Si/Fotolia.com

Jak co roku w oczekiwaniu na Niedzielę Zesłania Ducha Świętego Kościół katolicki będzie odprawiał nowennę do Ducha Świętego i tym samym trwał we wspólnej modlitwie, podobnie jak apostołowie, którzy modlili się jednomyślnie po wniebowstąpieniu Pana Jezusa czekając w Jerozolimie na zapowiedziane przez Niego zesłanie Ducha Świętego.

Więcej ...

Jubileuszowy Zjazd Szkół im. Jana Pawła II Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej

2024-05-17 12:28
W Polsce jest bardzo dużo szkół pod patronatem Papieża Polaka, w naszej diecezji jest ich ok. 40

Karolina Krasowska

W Polsce jest bardzo dużo szkół pod patronatem Papieża Polaka, w naszej diecezji jest ich ok. 40

10 szkół na jubileusz. W Złotniku trwa 10. Zjazd Szkół im. Jana Pawła II Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

#PodcastUmajony (odcinek 17.):  Ale nudy!

Wiara

#PodcastUmajony (odcinek 17.): Ale nudy!

Czy miłujesz Mnie?

Wiara

Czy miłujesz Mnie?

Świadectwo: św. Andrzej Bobola przemienia serca

Kościół

Świadectwo: św. Andrzej Bobola przemienia serca

Były rugi pruskie, są …rugi warszawskie. Stołeczny...

Niedziela w Warszawie

Były rugi pruskie, są …rugi warszawskie. Stołeczny...

Anioł z Auschwitz

Wiara

Anioł z Auschwitz

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

Wiara

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

10 mało znanych faktów o objawieniach w Fatimie

Wiara

10 mało znanych faktów o objawieniach w Fatimie

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Wiara

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Rozpoczął się proces beatyfikacyjny Sługi Bożej Heleny...

Kościół

Rozpoczął się proces beatyfikacyjny Sługi Bożej Heleny...