Reklama

Wujek ksiądz

Niedziela przemyska 31/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Macie może wujka księdza? Bo ja mam. Mieszka daleko, w Wadowicach. Odwiedziłam go 16 maja, ponieważ obchodził zupełnie wyjątkowe święto - Złoty Jubileusz Kapłaństwa.
Kiedy tak czekałam w sanktuarium św. Józefa przy klasztorze Karmelitów Bosych na rozpoczęcie uroczystej Mszy św., a ze ścian patrzyły na mnie twarze karmelitańskich świętych i kandydatów - wzbudziły się we mnie refleksje na temat obecności wujka-księdza w życiu moim i mojej rodziny. Właśnie tymi refleksjami chcę się dziś podzielić.
Najpierw był „straszydłem”. Kiedy coś z bratem przeskrobaliśmy, mama mówiła: „Poczekaj, wszystko powiem wujciowi Cesiowi!”. Baliśmy się go okropnie. Przyjeżdżał z dalekiego, niedostępnego dla nas świata - chudy, wysoki, brał nas na kolana, wypytywał o różne rzeczy i choć żartował i częstował pomarańczami z Krakowa i czekoladą (!), to jednak wzbudzał w nas respekt.
Ponieważ mieszkaliśmy w Jarosławiu w wojskowym bloku, to aby tato nie miał nieprzyjemności, że przyjmuje księdza, wujek zakasywał habit i przypasywał go brązowym paskiem, aby nie było go widać spod płaszcza. W ogóle jednak przez brata księdza tato ciągle był wzywany do swoich przełożonych na dywanik. Powodem były częste podróże zagraniczne wujka, które wiązały się z uzyskaniem paszportu. Studiował w Rzymie, często wyjeżdżał też na Zachód w związku z pracą naukową oraz obowiązkami postulatora w procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym o. Rafała Kalinowskiego.
Wujek dawał nam prezenty: były to książki lub drobiazgi robione przez siostry karmelitanki. Później były to najczęściej jego książki poświęcone o. Rafałowi Kalinowskiemu. Mój podziw wzbudziły - szczególnie z racji objętości - „Listy Rafała Kalinowskiego”.
„Inny” wujek - to zapalony gracz w Chińczyka. Znacie tę grę, prawda? Mama kładła specjalny kocyk na stół (aby się kostka lepiej turlała), wołano sąsiadkę z dołu i zaczynało się! My, dzieci, byliśmy tylko obserwatorami. Za to dorośli bawili się jak dzieci! „Czarowali” kostkę, przekomarzali się, wykłócali i śmiali ile wlezie! Wujek miał bardzo cięty i celny żart, a pozostali nie byli mu dłużni, więc możecie sobie to wyobrazić!
Odwiedziny wujka na święta, wakacje czy imieniny rodziców wiązały się ze świeżymi informacjami o dalej mieszkającej rodzinie. Podczas pobytu zawsze odwiedzał matkę i rodzeństwo w Kidałowicach, skąd pochodził. Znajomi, którzy pamiętają go z dzieciństwa, mówią, że zawsze się wyróżniał innością, że powołanie miał od zawsze… Ciocia, siostra wujka, opowiadała mi, jak przyszedł do rodzinnego domu list od kuzynki-karmelitanki z Przemyśla, w którym ona zażartowała, czy babcia oddałaby któregoś z trzech synów do Karmelu na służbę Panu Bogu. Jeden brat przeczytał i odsunął list, drugi brat przeczytał i odsunął, a trzeci przeczytał i powiedział „ja odpiszę na ten list”. Był w pierwszej klasie ogólniaka. Pojechał, dzięki wstawiennictwu karmelitanki s. Bronisławy, do Niższego Seminarium przy klasztorze karmelitów w Wadowicach. Miał 15 lat i nie miał nic. Chorowity, biedny, wśród lepiej sytuowanych chłopców czuł się źle. Później sam został profesorem w tym seminarium, także w Wyższym w Krakowie.
Podczas jednego z pobytów wujka w moim rodzinnym domu usłyszałam o tajemniczej siostrze karmelitance, kuzynce taty i wujka, która mieszkała w przemyskim Karmelu. Wiele lat później, kiedy zamieszkałam w Przemyślu, wujek zaprowadził do niej, do matki Bronisławy, całą naszą rodzinę. Wtedy spotkałam uśmiechniętą, pełną życia i energii, żartującą zakonnicę. Pomimo tego, że nigdy nas nie widziała lub niektórych wiele lat temu, wszystkich bezbłędnie rozpoznała. Te spotkania na zawsze zostaną w mej pamięci, a szczególnie ostatnie pożegnanie matki Bronisławy, w którym również wujek uczestniczył. I to właśnie były te smutne spotkania z wujkiem-kapłanem, który odprowadzał swoich najbliższych na cmentarz. Chociaż smutne to one były dla mnie - płaczki. Jak zmarła moja babcia - mama wujka, ja schowałam się za zasłonę, żeby sobie popłakać, to wujek mnie odnalazł i powiedział, żebym nie płakała, bo babcia jest w niebie. Kiedy czuwał przy niej na modlitwie, uśmiechał się i mówił, że babcia tak ładnie wygląda…
Wujek-ksiądz to osoba, która jednoczyła rodzinę. To koło niego wszyscy się skupiali, kiedy przyjeżdżał, to on zorganizował niezapomniane wakacje w Wytownie, nad morzem u swojego wujka. Pierwszy raz widziałam wtedy morze. Mama zresztą też. Do dziś wspomina tę kolonię i na setki robione pierogi, które były wprost połykane przez wczasowiczów; wujka, który ubrany do Mszy św., przez dziurkę od klucza sprawdzał, czy kolonia w komplecie jest w kościele i można już zaczynać. No i te szaleństwa i spacery kilometrami po plaży… Ech, łza się w oku kręci! Obraz późniejszego wujka, to wakacje spędzane w Radawie, wujek w swoim ulubionym leżaku, czytający książkę lub „Tygodnik Powszechny”. A wieczorami - karty! I znowu ostry język wujka i mnóstwo śmiechu. Ciągnęły się partie długo w ciepłe noce. Trochę dawały się na tych wakacjach we znaki komary i… codzienne Msze św. Ale co było robić - trzeba było jakoś trzymać fason przed wujkiem-księdzem i nawet do spowiedzi latać…
Do Wadowic jeździliśmy rzadko. Najpierw nie było możliwości i warunków, potem wygodniej było, kiedy on odwiedzał nas. Ja pojechałam do niego sama, kiedy potrzebowałam wsparcia w wyborze studiów. Wykorzystałam autorytet wujka-księdza, który ugłaskał jakoś mojego tatę, aby zgodził się na wybrany przeze mnie kierunek. Biedny tato musiał przełknąć, że już nie tylko ksiądz w rodzinie będzie mu psuł opinię w pracy, ale jeszcze córka-teolog. To z wujkiem pojechałam do Lublina składać dokumenty, pokazał mi miasto i uczelnię, na której kiedyś też studiował. Potem odwiedzał mnie przy okazji sympozjów historycznych czy innych wydarzeń. Wtedy też zaczęłam poznawać „innego” wujka - naukowca.
A później udzielał nam ślubów, chrzcił nasze dzieci, pamiętał o naszych imieninach i rocznicach. Ciekawe, jak potoczyłoby się nasze życie, jaka byłaby nasza rodzina, gdyby nie modlitwa wujka Cesia? Jakie byłoby moje życie, gdyby nie jego radość z wyboru kierunku moich studiów i pomoc w udobruchaniu taty? To wie tylko sam Ojciec w niebie. Ale ja na pewno wiem, że gdyby nie wujek-ksiądz, to nie uczestniczyłabym w pierwszej pielgrzymce Ojca Świętego do Polski. To on zaprosił mnie z kuzynką do Wadowic, a potem do Nowego Targu. Ojciec Święty Jan Paweł II był tak blisko! Ale porozmawiać z nim mogłam wiele lat później, kiedy lata pracy, ciężkiej pracy wujka przyniosły pożądany efekt: o. Rafał Kalinowski został ogłoszony świętym! Z Wadowic jechała pielgrzymka i dostaliśmy propozycję przyłączenia się. Pamiętam, jak wpłacałam jako młoda mężatka ostatnie pieniądze w bilonie na jej opłacenie… Ale było warto! O jedno miałam tylko pretensje do wujka. Jechały dwa autokary. Do jednego wsiadł młody karmelita, a wujek przyprowadził do naszego autobusu i oddał nas pod opiekę jakiemuś staruszkowi. Ale co było robić? Jeżeli to był kolega i sąsiad z celi, to nie będziemy grymasić. Kto mógł przypuszczać, że poznamy dzięki temu przeuroczego, skromnego, pokornego, ale obrotnego o. Rudolfa Warzechę, kolejnego kandydata na ołtarze? A dlaczego obrotnego? Bo w Watykanie tak namieszał w głowie o. Michałowi, który dysponował zaproszeniami, że dla mnie, męża i mamy wyciągnął zaproszenia dla vipów, dzięki którym byliśmy prowadzeni przez środek Bazyliki jak najważniejsi goście. Kiedy minęliśmy już rzędy kardynalskie, chciałam uciekać. Jednak panowie prowadzący grzecznie acz stanowczo prosili dalej, aż usiedliśmy za plecami Lecha Wałęsy. To było przeżycie! Byłam oczarowana i zafascynowana uroczystością i szczęśliwa, że wujek jest w koncelebrze z Papieżem Janem Pawłem II. Prawdziwa niespodzianka nastąpiła jednak później. Kiedy Msza św. się skończyła, pan z ochrony poprosił nas grzecznie (acz stanowczo), żebyśmy poszli za nim. W zakrystii byli księża z koncelebry i wielce zdziwiony naszą obecnością wujek. Razem poszliśmy do następnego pomieszczenia, gdzie po chwili ku naszemu ogromnemu zdziwieniu pojawił się Ojciec Święty! Taki był ten Rudolf! Jak będziecie kiedyś u karmelitów na górce, to pomachajcie z sympatią jego wizerunkowi obok świętych Karmelu. Bo on bardzo kochał ludzi. Wszystkie pieniądze w Watykanie wydał na różańce i obrazki dla chorych w szpitalu. Na jedzenie w drodze powrotnej już mu nie zostało. Nie wiem, o ilu świętych otarłam się w swoim życiu. Ale dzięki wujkowi na pewno jednego poznałam.
Tej zimy wujek bardzo zachorował. Przeor klasztoru zapraszał na Jubileusz 50-lecia święceń kapłańskich wujka, ale wujek… nie zapraszał, bo źle się czuł. W modlitwie rozmawiałam wtedy z o. Rudolfem. Trudno, był jego sąsiadem, ma znajomości ze św. Rafałem, niech pomogą. I pomogli. Kiedy czekałam na rozpoczęcie Mszy św. jubileuszowej, oczami wyobraźni widziałam obrazy z dnia 16 maja 1959 r., kiedy młody bp Karol Wojtyła, w kościele pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny Karmelitów Bosych w Krakowie, wyświęcał nowych kapłanów, w tym wujka. A potem sceny znane mi ze zdjęć: prymicje w rodzinnych Kidałowicach, a raczej w jarosławskiej Farze, mama w białej sukni, konie, wieniec, przyjęcie… I teraźniejszość. Zastanawiałam się, czy wujek na Mszę św. jubileuszową wjedzie na wózku, czy jeżeli wejdzie, to w ogóle da radę, choć tak bardzo mu na tym zależy. Kiedy zobaczyłam, że wchodzi o własnych siłach, razem z córką szeroko się do siebie uśmiechnęłyśmy. Dał radę! I na Mszy św., i na obiedzie i na spotkaniu z rodziną przy jubileuszowym torcie. Choć, jak sam mówił, jedyną zdrową częścią jego ciała jest język. Na uroczysty obiad przyniesiono „ciepłą” jeszcze książkę o. Honorata Gila - mojego wujka - „Kronika Klasztoru Karmelitów Bosych w Wadowicach 1892-1921”
I widzę, że znowu siedzi przy komputerze. Znowu coś pisze… A przecież jest na zasłużonej emeryturze!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podziel się:

Oceń:

2009-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Muniek Staszczyk: Modlę się każdego dnia i dziękuję Bogu za to, że mnie nie opuścił

2024-12-17 12:16

Niedziela Ogólnopolska 51/2024, str. 43-45

Muniek Staszczyk

Marta Wojtal

Muniek Staszczyk

Z „miasta Świętej Wieży” pochodzi Muniek Staszczyk, założyciel i lider zespołu T.Love. Na naszych łamach opowiada o swojej wierze, zwątpieniach, trudnych relacjach z Bogiem, który nigdy o nim nie zapomniał.

Więcej ...

Kard. Ryś: nigdy nie uwierzę w to, że Jezus chciał podzielonego Kościoła!

2024-12-29 22:05

Julia Saganiak

Więcej ...

Taizé Tallinn: szansa na ożywienie wiary Estończyków

2024-12-30 16:54

ks. Tomasz Materna

Więcej ...
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najpopularniejsze

Watykan: półnaga Ukrainka próbowała zniszczyć...

Wiadomości

Watykan: półnaga Ukrainka próbowała zniszczyć...

Panie, obdarzaj rodziny swoją łaską!

Wiara

Panie, obdarzaj rodziny swoją łaską!

W diecezjach na świecie rozpoczyna się Rok Jubileuszowy...

Kościół

W diecezjach na świecie rozpoczyna się Rok Jubileuszowy...

Święty Egwin - przywracał wzrok i słuch, uzdrawiał...

Święci i błogosławieni

Święty Egwin - przywracał wzrok i słuch, uzdrawiał...

Co z postem w piątek w oktawie Bożego Narodzenia?

Kościół

Co z postem w piątek w oktawie Bożego Narodzenia?

Szokujący najazd na klasztor w poszukiwaniu Romanowskiego

Wiadomości

Szokujący najazd na klasztor w poszukiwaniu Romanowskiego

Małopolskie: Znaleziono ciało proboszcza na plebanii

Kościół

Małopolskie: Znaleziono ciało proboszcza na plebanii

Niepokojące informacje o stanie zdrowia ks. Michała...

Wiadomości

Niepokojące informacje o stanie zdrowia ks. Michała...

Nowenna do Świętej Rodziny

Wiara

Nowenna do Świętej Rodziny