Jak cynicznie całą sytuację wykorzystują sprzyjające władzy media można zobaczyć na przykładzie kilku haseł z tytułów prasowych z mediów sprzyjających władzy: 1: "Szkodliwe" słowa Kaczyńskiego do 10-latki 2: Spięcie Jarosława Kaczyńskiego z 10-latką. 3: Kaczyński odpędzał od siebie 10-letnią reporterkę. 4: Jarosław Kaczyński zrugał 11-letnią tiktokerkę
Abstrahując od faktu, że ojciec małej Sary okazał się znajomym posła Platformy Obywatelskiej, Michała Szczerby, z którym fotografował się w mediach społecznościowych już w 2011 roku, to jakoś nikt z oburzonych na prezesa Prawa i Sprawiedliwości nie pyta o wykorzystywanie dziewczynki, która wykonuje „pracę” w Sejmie, mimo iż nawet nie podpada pod kategorię wiekową małoletniego pracownika (od 15 lat w górę). Co w ogóle to dziecko robi w Sejmie? Gdzie są rodzice? Kto tej dziewczynce dał akredytację? Na jakiej podstawie? Kto pozwala na polityczne wykorzystywanie dziecka i jakie to szkody może wywołać na jej psychice? Kto czerpie zysk z pracy dziewczynki, która nie jest nawet małoletnia? Gdzie jest opieka społeczna? Takich pytań można byłoby zadać całą masę i skierować je na przykład do Rzecznika Praw Dziecka. Niestety od niedawna kierująca tym biurem Monika Horna-Cieślak wolała skupić się na Jarosławie Kaczyńskim, którego „zrugała” na swoim oficjalnym profilu na Facebooku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
„Jako Rzeczniczka Praw Dziecka chcę stanowczo podkreślić, że każde dziecko ma prawo do wyrażania swojego zdania, do zadawania pytań i uczestniczenia w życiu publicznym. Jest to fundament demokratycznego społeczeństwa, które szanuje prawa człowieka i dąży do wychowania świadomych obywateli (…) dzieci mają prawo do swobodnego wyrażania swoich poglądów we wszystkich sprawach ich dotyczących” - napisała Monika Horna-Cieślak.
Dochodzi do tego wszystkiego kwestia angażowania dziecka w pytania do polityka o kwestię aborcji, która to nie powinna być tematem dla 10-letniej dziewczynki. Coś co było do tej pory oczywiste, przedstawiane jest jako skandal. Anomalie normalizowane w ten sposób szkodzą całemu społeczeństwu, ale coraz ciężej z nimi walczyć, gdy jedni cynicznie dokonują zamiany pojęć i podważania fundamentów wspólnoty, a inni dają się tym pierwszym manipulować i powielają szkodliwe teorie, wierząc święcie, że robią to dla dobra tych, których krzywdzą. Bo czyż nie w szkole (w czasie zajęć) lub na wakacjach, z rodzicami albo z rówieśnikami (dzisiaj) powinna być 10-letnia dziewczynka, a nie robić za „produkt” medialny w politycznym kotle?
Co ciekawe niedawno wiceminister edukacji Katarzyna Lubnauer ogłosiła, że „przygląda się” rozwiązaniom dotyczącym wyciągania konsekwencji wobec rodziców za nieprzychodzenie ich dzieci do szkoły. Zasugerowała nawet ściganie takich rodzin na lotniskach, żeby zablokować wylot na wakacje. W tym samym czasie jej współkoalicjant rządowy, Szymon Hołownia wystawia przepustkę (sic!) dziecku, robiąc z małej dziewczynki „reportera sejmowego”.
Nie ulega wątpliwości, że w politycznym teatrze cynizm i hipokryzja stały się narzędziami pierwszego wyboru dla nowej władzy, kiedy jednak w tej grze rolę odgrywają dzieci, granice etyki i zdrowego rozsądku zostają przekroczone. Bez względu na sympatie polityczne, warto zadać sobie pytanie: czy naprawdę chcemy, aby nasze dzieci były pionkami w tej nieczystej grze? W ferworze politycznych potyczek zapominamy, że największą cenę płacą ci, którzy powinni być najbardziej chronieni – ci najmłodsi.