Słońce jeszcze ociekało lazurową wodą, wychodząc z porannej kąpieli na złociste salony nadmorskiej plaży, jeszcze na wpół zaspane ledwie nabierało codziennej barwy, jeszcze niemrawo łaskotało linię brzegową, wyznaczoną delikatnie przez spokojną taflę wody, jeszcze… Kiedy to w tę spokojną, sielską atmosferę wdarł się miarowy chrzęst pary stóp, miażdżących rytmicznie wygładzony nocną bryzą piasek. Do tych odgłosów - nasilających się w miarę zbliżania się do mola, gdzie kontemplował dzieła Stwórcy Pan Jasny - dołączyło coraz głośniejsze sapanie.
- Sąsiad, widzę, coś nie może spać, żeby tak wcześnie z porannym słoneczkiem na plażę - zawołał Pan Jasny do nadbiegającego Pana Niedzieli.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Szkoda czasu na „barłożenie się”, Panie Jasny… Ale, ale, pan też opuścił dość wcześnie małżeńskie łoże. Żona chyba nie będzie zadowolona.
Panie Niedziela, żona lubi się wysypiać, a jak się wyśpi, to jest milsza - wytłumaczył się sąsiad.
Po wymianie zdań obaj panowie zgodnie usiedli na ławeczce i, wpatrując się w coraz jaśniejszą barwę morza, kontynuowali rozmowę.
- Oglądał pan Rio? - przerwał milczenie Pan Niedziela.
- No, Rio de Janeiro, Copacabana, gorący karnawał… a tam rzeczywiście karnawał… młodzieży, ale w zimnie i deszczu - potwierdził swoje zainteresowanie Światowymi Dniami Młodzieży Pan Jasny.
Reklama
- Papież powiedział, że wiara jest silniejsza niż zła aura - stwierdził z namaszczeniem Niedziela.
- Nooo… tak, hahaha… tak jak wiara w nasz rząd… hahaha… jest silniejsza od naszego codziennego klimatu - zaśmiał się Jasny, a widząc zdziwione spojrzenie sąsiada, dodał: - Przepraszam, ja nie o tym. Panie Niedziela, zaufać Bogu, który jest wiarygodny, to czysty zysk. Bilans zawsze będzie na naszą korzyść. Ale Polacy wierzą w jakiegoś bożka, w jakąś sektę, która swoim ludziom i nam założyła jakieś klapki na oczy. Jest coraz chłodniej w naszych portfelach, Polska nasiąka obcymi towarami drugiej i trzeciej kategorii, wielu młodych, mądrych ludzi ucieka przed złym klimatem na Zachód, stan podatków stale się podnosi. Gnije szkolnictwo państwowe i służba zdrowia, a jedyne, co rośnie w tym klimacie, to radary wzdłuż naszych dróg. Nieliczne narodowe instytucje bankowe mają się rozpłynąć w obcym kapitale, podobnie media, handel i resztki przemysłu. A potop długu publicznego, jaki nam zafundował pierwszy szalbierz dworu imć „Słoneczka Peru” niejaki pan „In London”, na pewno nas zaleje, aż do siódmego pokolenia - biblijnie zakończył swoją perorę Pan Jasny.
- Jaśnie oświeceni, przystojni, o elokwentnych pijarowskich gębach spod jednej sztancy, omotali swoich wyznawców prognozą pogody i wszyscy owczym pędem jak stado baranów pobiegli... Pan Niedziela nie dokończył zdania, bo nagle spostrzegł tłum baranów… przepraszam, oczywiście plażowiczów, którzy błyskawicznie zaludnili całe wybrzeże. Jakiś młody krzyczał do drugiego: „Jak w Rio, jak w Rio!”.
Pan Jasny i Pan Niedziela z politowaniem pokiwali głowami i udali się do swoich żon, które na pewno już przyrządziły im pyszne śniadania.