Pan Jezus nie ogłosił konkursu na apostołów. Wybierał ich, idąc drogą. Najpierw wpadli Mu w oko jedni bracia i zawołał do nich: PÓJDŹCIE ZA MNĄ (Mt 4, 19), potem wypatrzył drugich braci, kolejnych uczniów też dobierał bez konkretnych kryteriów. Nie odbyła się żadna rozmowa kwalifikacyjna. Nikt nie miał szansy zacząć udawać świętego i idealnego na to stanowisko. Jezus wybrał Dwunastu, i niektórzy twierdzą, że wybrał nie najlepiej: Piotr się Go wyparł, Judasz Go sprzedał, a pozostałych dziesięciu z pewnością też miało różne wpadki i słabsze chwile. Dlaczego więc, skoro był Bogiem, nie wybrał takich, na których mógł zawsze polegać, bohaterów moralnych, którzy nigdy by Go nie rozczarowali? Znał serca, znał życie każdego, mógł dokonać selekcji doskonałej i miałby wokół siebie takich, którzy nie zadawaliby głupich pytań, rozumieliby Go bez słów, z namaszczeniem i adoracją naśladowaliby wszystko, co mówił i robił. Dlaczego nie skorzystał z tego, że był Bogiem i wybierał w ciemno, po ludzku? Przywoływany w ostatnich tekstach ks. Józef Tischner mówił, że „Oprócz bohatera moralnego jest jeszcze święty. I jakbyś mu powiedział, że jest święty, toby cię wyśmiał! I tu jest cała tajemnica: święty, który nie boi się przyznać do grzechu, jest święty przez to, że niesie winy swoje, świata i czeka, by Pan Bóg go obmył”.
Słabość i nieudolność Apostołów była ich największym atutem potrzebowali Kogoś, kto w nich uwierzy i całkowicie odmieni ich życie. Nie byli najznamienitsi z rodów, najmożniejsi z miast, najsławniejsi z ludzi. Nie czuli się wyjątkowi, dlatego na co dzień mogli być blisko Boga, a On czuł się w ich towarzystwie naprawdę dobrze.
Pomóż w rozwoju naszego portalu