Mieszkam ostatnio w samym środku placu budowy. Przyjechały maszyny, kopią rowy, zrywają starą trylinkę. Czasem zjawi się telewizja, by wysłuchać narzekań lokatorów. Na odcinku ulicy Wierzbowej, między Placem Pokoju a ulicą Jaracza (gdzie mieszkamy od 1979 r.) wre praca. Wzdłuż starych bloków prowadzona jest droga dojazdowa, którą ma zakończyć małe rondo. Szare realia PRL-owskiego mini-osiedla, do których – przyznaję to z zakłopotaniem – przywiązałem się przez te lata, legły (dosłownie) w gruzach. Znalazłem się w sytuacji ekspatrianta, którego nie tyle, że wysiedlili z jego stron rodzinnych, ale którego otoczenie tak radykalnie się zmieniło, że czuje się tu obco, pozbawiony znajomych punktów orientacyjnych. Otoczenie naszego bloku przypomina fragment scenografii katastroficznego filmu. Ale to chwilowe wrażenie. Bywa tak przy każdym remoncie: Przyszło Nowe, nieuchronne jak odlot bocianów, jak podatki, jak entropia. Nowe, na które nie ma się wpływu.
Reklama
Jakieś trzy lata temu postawiono blisko nas – od strony ul. Kopcińskiego – dwa apartamentowce. Jeden z nich – wielki jak segment słynnych łódzkich „łamańców” z epoki włókienniczej prosperity – poprawił sytuację na rynku mikro-kawalerek. Niedługo, tuż obok nas, na małej działce otoczonej – z czterech stron – starymi blokami, zacznie się budowa kolejnego apartamentowca. Do niedawna stała tam willa, zaprojektowana przez Wiesława Lisowskiego, w której mieszkał ten zasłużony dla Łodzi architekt, projektant m.in. ŁDK-u, „Ymki”, kościołów i szpitali. Starą willę planowano „wmontować” w nową zabudowę, ale ostatecznie ją wyburzono, wycięto rachityczne akacje i jeden okazały kasztan. Przyszły apartamentowiec będzie nosił nazwę „U architekta” i pomieści „izbę pamięci” Lisowskiego. Deweloper zasadzi nowe drzewa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Są rejony miast, gdzie auto zaparkować można (choć też z trudem) tylko w weekendy, kiedy część ludzi wyjedzie. Żeby postawić nowy blok, trzeba okroić miejsca parkingowe, tereny zielone, etc. Jest to trend typowy dla państw wysoko rozwiniętych: Place w centrum są coraz droższe, ale jest tam już infrastruktura, więc wykorzystuje się każdą „dziurę”, by ceny mieszkań mogły być (względnie) niższe. A co z wartością mieszkań w starych blokach, które nagle zyskają sąsiedztwo dużych apartamentowców, pobudowanych w odległości kilkunastu metrów? Co z dobrostanem dotychczasowych mieszkańców? „Przyjdzie przywyknąć”.
Reklama
Mój znajomy, zdeklarowany wyznawca spiskowej wersji dziejów i teorii deep state, człek wielce poczciwy i obyty w świecie, powiedział mi kiedyś: „Pomyśl: Łódź dramatycznie się wyludnia, ale wciąż budowane są nowe bloki. A potem połowa lokali stoi pusta.” „Skąd wiesz, że są puste?” – pytam. „Bo światła w oknach się nie palą, sam sprawdzałem, zresztą nie tylko w Łodzi. Więc... na kogo te mieszkania czekają?” – zapytał z chytrym błyskiem w oku. „Na studentów?” – odparłem, bo nic lepszego nie przyszło mi na myśl. On na to: „W szwedzkim Malmö takie same apartamentowce zasiedlają biedni przybysze z daleka...” Po chwili dodał smutno: „Nie wierzę, że znów staniemy się obiektem jakiegoś fatalizmu i że nasz naród, którego Królową ogłosiła się w 1608 r. Matka Boga, roztopi się w obcym żywiole... A może… chodzi tu o coś wręcz przeciwnego: Żeby ci przybysze właśnie u nas poznali wartość i piękno chrześcijaństwa? Bo stara Europa okazała się za stara i zbyt laicka do realizacji tego zadania…” „Ciekawa hipoteza” – odparłem: „Deweloperka jako narzędzie globalnej ewangelizacji…? Nie żartuj sobie…”
Na parceli obok nas (od strony Placu Pokoju) rok temu wyburzono starą fabrykę. Teraz wycięto tam kilkanaście dużych drzew. Część była chora, ale modrzewie być może mogłyby ocaleć. Ludzie podejrzewają, że nowe apartamentowce zajmą cały plac. Trwa głód mieszkań. Tylko czy istniejąca infrastruktura wytrzyma napór nowych mieszkańców?
Miejska rzeczywistość; w ujęciu „herbertowskim”. Przeczucie nieuchronności, „konieczności dziejowej”… I chyba metafora czegoś większego, pars pro toto: wróżba poza-ziemskiego, globalnego planu, a do tego wszędzie mentalny zamęt. Kurs w nieznane...