AGNIESZKA MALIŃSKA: Czy Twoja rodzina brała udział w referendum w sprawie przyłączenia Krymu do Rosji?
LEILA MAMUTOVA: Nie, nikt z nas nie brał w tym udziału.
Czy to dlatego, że nie mogliście głosować, czy też po prostu nie chcieliście?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nie chcieliśmy mieć z tym nic wspólnego. Jestem pochodzenia krymskotatarskiego, tak jak cała moja rodzina. Ok. 95 proc. Tatarów krymskich nie brało udziału w referendum. Jesteśmy przeciw temu referendum inspirowanemu przez Rosję. Zdecydowaliśmy się więc je zbojkotować. Osobiście uważam, że to referendum jest nielegalne, a jego wynik był ustalony z góry. Więc jego bojkot to najlepsze, co mogliśmy zrobić.
Czy to prawda, że pytania do referendum były tak sformułowane, że każda z odpowiedzi była korzystna dla Rosji?
Tak, każdy wynik byłby ciosem dla Ukrainy. Jedno z pytań dotyczyło aneksji do Rosji, a drugie utworzenia niezależnej republiki krymskiej. Natomiast żadne z tych pytań nie dotyczyło utrzymania status quo. Nic nie mogło więc pozostać tak, jak było, a to znaczy, że tak naprawdę nie dano nam wyboru. Było wiele sytuacji, w których Rosjanie mogli złamać prawo, i tak właśnie zrobili w każdej z nich.
Jak zareagowałaś na decyzję o aneksji Krymu do Rosji?
Reklama
Moja reakcja była negatywna, ale to nie jest coś, czego się nie spodziewałam. Od początku było jasne, do czego zmierza cała ta sytuacja, zaczynając od obecności rosyjskich wojsk na Krymie. To wszystko było oczywiste. Wbrew temu, co twierdził Putin i krymski rząd, wszyscy przewidywaliśmy, jak to się skończy. Staraliśmy się temu zapobiec w każdy możliwy sposób, bez przemocy i agresji. Ale nikt nas nie pytał o zdanie. Jestem niezadowolona, ale też bezsilna wobec tej sytuacji.
Podobno karty kredytowe, konta bankowe i dokumenty tożsamości mieszkańców Krymu zostały zablokowane do czasu, aż zostaną zmienione na rosyjskie. Czy Tobie też się to zdarzyło?
Żaden z ukraińskich banków na Krymie nie pełni swojej funkcji. Bo status tego terytorium nadal nie jest jasny. Proces aneksji do Rosji zajmie trochę czasu. Co więcej, wszystkie ukraińskie przedsiębiorstwa, banki, oficjalne instytucje w ogóle nie mogą funkcjonować na terytorium Rosji albo muszą utworzyć swoje rosyjskie placówki. Nie jesteśmy jeszcze częścią Rosji, i z tego względu nie wszystkie przedsiębiorstwa mogą działać tak jak przedtem. Obecnie mój bank i wszystkie inne, jakie znam, nie pracują, ponieważ ukraińskie prawo im na to nie pozwala. Bezproblemowo natomiast działają tu banki rosyjskie. Rosja przejęła tu władzę dokładnie tak, jak tego chciała, nie pytając nikogo o zgodę. Zwyczajnie przyjechali tu, dokonali okupacji i teraz są właścicielami tej ziemi. To oznacza, że teraz mogą zrobić, cokolwiek zechcą. Co dalej będzie, tego nie wiemy.
Myślisz, że możliwe jest, iż będziecie zmuszeni przyjąć rosyjskie obywatelstwo?
Reklama
Nie chcę przyjmować żadnego innego obywatelstwa. Prostsze byłoby dla mnie opuścić Krym. Ale niewielu ludzi jest w takiej sytuacji. Ja dużo podróżowałam, znam kilka języków, jestem młoda, nie jestem przywiązana do tej ziemi pracą ani domem, więc jest mi łatwiej. Większość ludzi ma o wiele trudniej, bo nawet jeśli nie chce przyjąć rosyjskiego obywatelstwa, to będzie musiała to zrobić, nie ma wyboru. Dano nam czas do 18 kwietnia, by zaakceptować rosyjskie obywatelstwo lub złożyć oświadczenie o tym, iż chcemy zatrzymać ukraińskie. Lecz jeśli to uczynimy, faktycznie staniemy się obcokrajowcami i tak będziemy traktowani. Nie jestem pewna, jak wszystko się potoczy, bo nikt nam nic nie mówi. Wiem tylko, że będziemy musieli dokonać opłaty za to, byśmy zatrzymali dawne obywatelstwo, ale będziemy także musieli ubiegać się o pozwolenie na pobyt. Nikt jednak nie informuje nas, gdzie mamy się udać, jakie dokumenty wypełnić. Wszystko wisi w powietrzu i czekamy, jak sytuacja się rozwinie. Stale próbujemy zatrzymać ukraińskie obywatelstwo i własności, ale najłatwiejszym rozwiązaniem byłoby zostać obywatelem Rosji. Oczywiście, można wyjechać, i ja mogę to zrobić, ale inni ludzie mają tu domy, pracę, rodzinę, więc nie każdy ma taką swobodę jak ja.
Czy w tej sytuacji chcecie zostać na Krymie, Ty i Twoja rodzina?
Ja planuję wyjechać. Moja rodzina chciałaby, ale nie ma na to środków. Ja należę do pokolenia, które powróciło tutaj z innych rejonów. Byłam wychowywana w duchu idei powrotu do swojej ojczystej ziemi, tj. na Krym. Kiedy miałam 13 lat, wreszcie udało nam się tu przeprowadzić z Uzbekistanu, gdzie się urodziłam. Bardzo długo przyzwyczajaliśmy się do nowego, ukraińskiego życia. I chociaż ja byłam w tak młodym wieku, że mogłam się dostosować do nowych warunków, to jednak było to trudne. A dla moich rodziców było to okropne, bowiem było im niezwykle trudno odnaleźć się na tutejszym rynku pracy. Pierwsze lata były prawdziwą katastrofą pod względem finansowym. Stale jest nam ciężko, ale te pierwsze lata były straszne. Gdy myślę o tym, że mieliby znowu szukać nowego domu, to wiem, że nie mogą sobie na to pozwolić. Ja natomiast już wiem, że na pewno chcę wyemigrować. Jeśli tylko będzie to możliwe, kiedy sama już będę mogła podołać temu finansowo, chciałabym też zabrać ze sobą moją rodzinę. Teraz jeszcze muszą tu zostać.
Czy większość Tatarów stara się pozostać na terenie Krymu?
Reklama
Większa ich część zostanie tu. Dla nich nieistotne jest to, czy u władzy będzie Rosja. Obecna sytuacja nie jest taka, jakiej chcieliśmy, więc nie uznajemy jej. Faktycznie Krym jest teraz rosyjski, ale my się z tym nie pogodziliśmy, nie jesteśmy z tego zadowoleni. Dlatego większość nie chce wyjeżdżać, bo bez względu na wszystko jest to nadal nasza ziemia. Bez względu na to, jaka flaga będzie tu powiewać rosyjska, ukraińska czy turecka my zostajemy. Takie jest stanowisko większości Tatarów. I ja to rozumiem, ale osobiście nie potrafię żyć w Rosji. Nie mogę sobie tutaj wyobrazić mojej przyszłości. Ale też nie jest mi łatwo opuścić Krym. Niemal wszyscy Tatarzy są zdania, że czasy się zmieniają i nikt nie wie, co stanie się jutro, ale mimo to zostaną, bo to nasza ojczyzna, nie mamy żadnej innej.
Jesteście w końcu Tatarami Krymskimi, i ta nazwa już o czymś świadczy...
My sami siebie nazywamy „ludźmi z Krymu”, Tatarzy to nazwa nadana nam przez Rosjan, bo każdy, kto nie był Rosjaninem, był dla nich Tatarem. My jesteśmy „Krymianami” tak siebie postrzegamy. Wielu Tatarów Krymskich emigrowało do Turcji, Bułgarii, Rumunii czy USA. To było w dobie Rosji Sowieckiej. Problem polega na tym, że zasymilowali się w nowym miejscu, bez względu na to, jak bardzo starali się utrzymać swą tożsamość. Jedynym miejscem, gdzie udało nam się pozostać sobą, zachować swą kulturę, jest Krym. I dlatego nie chcemy go opuszczać. Jednak w mojej opinii, jeśli nami będzie rządzić Rosja, nie będzie nam tak łatwo, jak pod jurysdykcją Ukrainy. Do tej pory nikt się nami zbytnio nie przejmował, ale też nas nie prześladowano. Nie było mowy o asymilacji czy znieważaniu naszej kultury. Natomiast Rosja wszystkich swoich obywateli nazywa Rosjanami. Jesteś na naszym terytorium, więc masz mówić naszym językiem i być jednym z nas. Nawet kiedy żyliśmy w Uzbekistanie, takie podejście było bardzo powszechne, nadal żywe tyle lat po upadku Związku Sowieckiego. Tam byliśmy przymuszani do asymilacji, podczas gdy na Ukrainie była większa swoboda kulturowa.
Czy uczestniczyłaś w demonstracjach w Symferopolu?
Reklama
Tak, brałam udział w spotkaniach, marszach, demonstracjach przez całą pierwszą połowę marca. Potem stało się to zbyt niebezpieczne. Do czasu referendum Rosjanie mieli jeszcze resztki sumienia i nie byli tak agresywni. Ale w tym momencie, jeśli weźmiesz flagę krymskotatarską czy ukraińską i wyjdziesz na ulice, to możesz obawiać się o swoje życie. Wcześniej, gdy stałam z moją flagą i wołałam: „Krym dla Ukrainy”, ludzie wyzywali mnie, popychali itd. Moi przyjaciele zostali nawet pobici. Dziś wszyscy się boją. Rosja nie załatwia nic po dobroci, bo wprowadzono karę od 3 do 5 lat pozbawienia wolności za nawoływanie do separatyzmu. Za słowa: „Krym dla Ukrainy” grozi więc proces. W Rosji nigdy nie przeprowadza się żadnego referendum, kto nie chce się przystosować, jest bardzo surowo karany. Tu jednak przeprowadzono referendum, ale w całym jego procesie złamano każde możliwe prawo. Sam fakt przeprowadzenia oszukańczego referendum jest niedorzeczny. Ale tak działa rosyjska dyplomacja.
Co, Twoim zdaniem, musiałoby się stać, by zapobiec włączeniu Krymu do Rosji?
Po tym, jak widziałam, w jaki sposób to wszystko się potoczyło, dochodzę do wniosku, że Rosja planowała to już od wielu lat. To nie stało się w ciągu kilku miesięcy, ale przygotowywano się do tego latami. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi, bo robiono to bardzo dyskretnie. Nie wiem, czy ktoś był w stanie temu zapobiec. Ludzie żyjący na Krymie zrobili, co było w ich mocy, by powstrzymać bieg wydarzeń. Najgorszy scenariusz, czyli to, czego najbardziej się obawiano, to wojna. I tą kartą strachu grała Rosja. Przybyli tu uzbrojeni, co dało im przewagę od początku. Teraz nie ma już sensu myśleć, „co by było, gdyby”. Jeśli chodzi o pozostałe części Ukrainy, myślę, że zostały uratowane, cieszy mnie, że zatrzymano tam rosyjskie media. Zostały ocenzurowane, i choć zawsze będę zwolenniczką wolności słowa, to w tej sytuacji popieram tę decyzję, bo propaganda rosyjska była wszechobecna. Niedawno pokazano w rosyjskiej stacji Symferopol w połączeniu z nagraniami z wydarzeń w Kijowie, oznajmiając, że w tej sytuacji Rosja musi bronić swych obywateli na Krymie. To oczywiste kłamstwo, a ten, kto to zrobił, nie usiłował nawet nadać temu pozorów autentyczności. Mam nadzieję, że międzynarodowa społeczność weźmie sprawy w swoje ręce, bo jak na razie są to z jej strony tylko puste słowa. Ekonomiczne sankcje nie są w stanie wzruszyć tak potężnego państwa, jak Rosja. Putin i jego rząd są miliarderami, i żadne sankcje nie zrobią na nich wrażenia.
Rozmowę przeprowadzono 30 marca 2014 r.