Arthur Schopenhauer napisał kilka bajek o zwierzętach, wyrażając
w nich swoje poglądy na temat międzyludzkich relacji. W jednej z
nich opowiada on o jeżozwierzach, które zebrały się w grupie w bardzo
mroźny dzień. Zbliżając się do siebie chciały się ogrzać. To doświadczenie
nie było zbyt przyjemne. Im bardziej zwierzęta zmniejszały do siebie
odległość, tym bardziej wyrządzały sobie ból poprzez ostre kolce.
Ten ból był tak silny, że pozostało im tylko znowu się oddalić. Jednakże
ostry mróz powodował utratę ciepła i na niektóre zwierzęta czekał
smutny koniec. Historia ze zbliżaniem się do siebie i oddalaniem
trwała tak długo aż jeżozwierze znalazły taką odległość między sobą,
która zapewniała maksymum ciepła i minimum bólu.
Nikt z nas nie jest samotną wyspą. Aczkolwiek w niektórych
sytuacjach chętnie byśmy na nią uciekli. Jednakże nie można sobie
wyobrazić prawidłowego rozwoju człowieka bez udziału innych ludzi.
Chociaż mogą oni zadać wiele bólu i spowodować uczucie rozgoryczenia.
Życie więc w pewnej grupie społecznej ma swoje blaski i cienie. Na
naszych szerokościach geograficznych odczuwaliśmy wcześniej pewien
rodzaj społecznego przymusu. Liczył się wtedy kolektyw, własna kreatywność
była spiskiem przeciwko dążeniom do unifikacji. Wielu z nas przeżyło
to mniej lub bardziej dotkliwie. Niewątpliwie była to sytuacja bardzo
skrajna. Ale jak łatwo wpaść w inną skrajność pokazuje nam dzisiejsza
sytuacja. Jeśli ciągle się słyszy o samorealizacji za każdą cenę,
jeśli zdrowe ambicje myli się ze skrajnym indywidualizmem, to nie
ma co się dziwić sytuacją w naszym społeczeństwie. Na niektórych
bramach domów widzę napis z informacją o złym psie. Często się ona
sprawdza nawet bez obecności czworonoga. Pilnuje się bowiem tego,
co się zgromadziło. I chyba dlatego coraz więcej narzekania.
Dlaczego więc ludzie nie szukają życia wspólnotowego (wspólnota
rozumiana jest tutaj w szerszym jak i w węższym znaczeniu)? Dlaczego
wybierają życie samotnego żeglarza i cierpią z powodu samotności?
Gdy człowiek żyje sam dla siebie, nie ma zbyt wielu lęków przed relacjami
z innymi. Nie musi wysłuchiwać godzinami opowieści innych. Może o
sobie mniemać, że potrafi wszystkich kochać i ze wszystkimi doskonale
współpracować. Wspólnota może ten obraz często zniszczyć. Okazuje
się bowiem, że nie jesteśmy tacy wspaniali, że to wszystko jest tylko
pobożnym życzeniem. W rzeczywistości nie jesteśmy tak zdolni, aby
innych lepiej rozumieć i znosić. Jednakże po odkryciu wspólnoty i
po pozytywnych doświadczeniach w niej możemy zobaczyć, ile straciliśmy
z powodu jej wcześniejszego braku. Trudno sobie bowiem wyobrazić
wzrost w wierze i rozwój życia w duchu miłości bliźniego bez naszych
wspólnot parafialnych czy składających się na nie małych grup modlitwy
lub czynnej miłości. Wspólnota daje poczucie własnej wartości i uczy
prawdziwego przebaczenia. Naturalnie żadna wspólnota nie ma prawa
do ekskluzywnego posiadania monopolu na prowadzenie ludzi do Boga
ani nikt nie jest zobowiązany do wiecznej wierności danej wspólnocie.
Jednakże widać, że bez niej ciężko jest znieść wyzwania wiary i łatwiej
się poddać zniechęceniu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu