Międzynarodowy batalion NATO stacjonujący w Polsce, tarcza antyrakietowa oraz brygada pancerna – to czytelne sygnały dla Kremla, mówiące o tym, że Warszawa nie jest sama. Obronny potencjał Polski zaczyna się wzmacniać. Nie tyle siłą wojska, ile jego umiędzynarodowieniem i realnym wsparciem naszych sojuszników. Skuteczna polityka militarna polega nie tylko na tym, aby dobrze się bronić, ale przede wszystkim na tym, by zniechęcać do ataku i skutecznie odstraszać.
– My, Polacy, od 1999 r. jesteśmy w NATO. Problem w tym, że zasadniczo NATO nie było u nas, tzn. obecność państw sojuszniczych, wojsk państw NATO na terytorium Polski była dosłownie symboliczna – podkreślił prezydent RP Andrzej Duda podczas swojego wystąpienia na uniwersytecie w Kopenhadze. – NATO nie może hamletyzować. Państwa Sojuszu nie mogą mówić: rozumiemy, ale się obawiamy i nie chcemy prowokować. Nie, proszę państwa! Trzeba wzmocnić i podjąć decyzję twardą, bo to jest jedyna droga do zapewnienia pokoju.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Parasol ochronny
Historia XX wieku wielokrotnie pokazała, że papierowe sojusze mogą być niewiele więcej warte niż papier, na którym zostały zapisane. Tak przecież było w 1939 r., gdy Polska miała gwarancje bezpieczeństwa ze strony Wielkiej Brytanii i Francji. Efekt był taki, że Niemcy bombardowali Warszawę, a Francuzi w ramach sojuszu zrzucali pacyfistyczne ulotki nad niemieckimi miastami.
Reklama
Także ostatnie lata dowodzą, że bezpieczeństwo naszego regionu jest uwarunkowane realną siłą, a nie papierowymi umowami. W kontekście aneksji Krymu i wojny na Ukrainie należy przypomnieć Memorandum Budapeszteńskie z 1994 r., kiedy to Kijów oddał arsenał nuklearny w zamian za gwarancje suwerenności ze strony Ameryki, Wielkiej Brytanii i Rosji. Niestety, poza słowami i deklaracjami USA i Brytyjczycy nie zrobili praktycznie nic, by bronić Ukrainy przed agresją Rosji.
Szczyty NATO w Newport oraz w Warszawie skupiają się na odpowiedzi na wojenną politykę Rosji. Według ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego, wzrost rosyjskich wydatków wojskowych oraz prowadzenie agresywnej polityki zagranicznej, a zwłaszcza wojna we wschodniej Ukrainie, pokazują, że Rosja zamierza podważyć dotychczasową politykę bezpieczeństwa. – Dwa lata temu podczas szczytu w Walii podjęto zaledwie pierwsze kroki na rzecz przygotowania Sojuszu do nowej rzeczywistości, z którą mierzy się NATO po aneksji Krymu przez Rosję i rozpoczęciu konfliktu w Donbasie. Nie powinniśmy czekać, aż Rosja zdecyduje się po raz kolejny podważyć europejski porządek, jak stało się to w przypadku Gruzji i Ukrainy – podkreśla min. Waszczykowski.
Decyzje o rotacyjnym stacjonowaniu brygady NATO w Polsce, na Litwie, Łotwie i w Estonii należy odczytywać jako politykę militarnego odstraszania. Nie chodzi nawet o ich potencjał bojowy, ale o coś bardziej symbolicznego. – Bataliony, które planujemy rozmieścić na zasadzie rotacji w krajach bałtyckich i w Polsce, są wielonarodowe, co jest jasnym sygnałem, że atak na jednego członka Sojuszu to atak na cały Sojusz, który pociągnie za sobą odpowiedź całego Sojuszu – mówi Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO.
Reklama
Polsce szczególnie zależało, aby stacjonowali u nas Amerykanie. Na razie będziemy mieli wielonarodowościowy batalion pod dowództwem USA, ale także ok. 500 żołnierzy US Army znajdzie się w Radzikowie, gdzie budowana jest tarcza antyrakietowa. W lutym 2017 r. na wschodniej flance pojawi się amerykańska brygada pancerna, której dowództwo będzie znajdować się w Polsce.
– Traktuję to jako parasol ochronny ze strony NATO, który jest nam potrzebny do czasu, aż sami będziemy potrafili się obronić – mówi prof. Romuald Szeremietiew z Akademii Obrony Narodowej. – Ten czas powinniśmy wykorzystać do wzmocnienia naszego potencjału obronnego, bo kiedyś parasol ochronny NATO i USA może zostać zabrany.
Oporność Niemiec
Popisem siły Sojuszu, a także czytelnym komunikatem wysłanym w stronę Rosji były największe ćwiczenia wojskowe od czasów zimnej wojny – Anakonda-16. Te manewry mówią nam jeszcze coś więcej. O ile dopisali Amerykanie, Brytyjczycy i Hiszpanie, to obecność wojsk niemieckich była jedynie symboliczna. Liczby mówią same za siebie: 14 tys. Amerykanów, 12 tys. Polaków, po 1,2 tys. Brytyjczyków i Hiszpanów oraz niecałe 2 tys. żołnierzy z pozostałych krajów NATO.
– Obecność naszych sojuszników europejskich była symboliczna, ale dobrze, że w ogóle była. Pamiętamy, że były kłopoty z przejazdem wojsk przez Niemcy. Sojusznicy nie chcieli drażnić Władimira Władimirowicza, który jako pokojowy człowiek lubi się zdenerwować – z przekąsem mówi prof. Szeremietiew.
Reklama
W tym kontekście warto przypomnieć słowa szefa niemieckiego MSZ Franka-Waltera Steinmeiera, który stwierdził, że NATO nie powinno teraz wymachiwać szabelką i wydawać wojennych okrzyków. Jego zdaniem, trzeba stawiać na dialog z Rosją. Nic dziwnego, że jego wypowiedź z uznaniem przyjęli politycy na Kremlu, a „The Guardian” napisał, iż Steinmeier jest ostrożnym politykiem i raczej nie odważyłby się na takie słowa, nie otrzymawszy co najmniej milczącego przyzwolenia ze strony kanclerz Angeli Merkel.
Przykład Niemiec pokazuje, że choć NATO jest sojuszem wojskowym, to jednak między członkowskimi państwami toczy się gra interesów i różnych lobby. Berlinowi o wiele bardziej zależy na dobrych stosunkach z Rosją niż na poprawie bezpieczeństwa w Polsce. – Nasz zachodni sąsiad na tak duże ćwiczenia przysłał batalion inżynieryjny. Oczywiście, nie chcę umniejszać roli saperów na współczesnym polu walki, ale nie są to jednak jednostki bojowe – wskazuje Mariusz Cielma z miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa”.
Berlin nie może wprawdzie całkowicie sabotować działań NATO, ale w swojej prorosyjskiej polityce jest konsekwentny. Z jednej strony broni Rosji przed Sojuszem Północnoatlantyckim, a z drugiej lobbuje za zniesieniem sankcji gospodarczych wobec Moskwy. – Niektórzy z tych niemieckich polityków siedzą już od dawna w kieszeni Putina. Oni wiedzą także bardzo dobrze, że prezydent Rosji ma więcej niż jedną agendę i zawsze jest chętny zawrzeć deal – powiedział w wywiadzie dla wpolityce.pl Tim Ripley, wykładowca w Centrum ds. Badań nad Obronnością i Bezpieczeństwem uniwersytetu w Lancaster.
Geopolityczne zmiany
Reklama
Wzmocnienie wschodniej flanki Sojuszu to niejedyny temat warszawskiego szczytu, ale z naszego punktu widzenia najważniejszy. NATO uzna także ataki w cyberprzestrzeni za faktyczną agresję militarną. – Uzgodniliśmy, że uznamy cyberprzestrzeń za taką domenę działań operacyjnych, jak przestrzeń powietrzna, morze i ląd – mówi Jens Stoltenberg. – Cybernetyczny atak na jeden z krajów członkowskich wywoła reakcję całego NATO.
Kolejnym bardzo ważnym tematem jest misja stabilizacyjna na południowej flance Sojuszu. – NATO nie może pozwolić sobie na luksus wyboru między odpowiedzią na wyzwania idące z Południa a odpowiedzią na wyzwania idące ze Wschodu. Musimy zajmować się obiema granicami w tym samym czasie – uważa Stoltenberg.
Polacy włożyli wiele wysiłku, aby warszawski szczyt mógł zakończyć się sukcesem. Prezydent Andrzej Duda w ostatnich miesiącach odbył prawdziwe tournée po stolicach krajów NATO. Wszędzie uzyskał zapewnienie o poparciu umocnienia wschodniej flanki. – Mam nadzieje, że szczyt NATO w Warszawie dokona pewnego przewrotu kopernikańskiego w sposobie postrzegania naszego regionu – podkreśla prof. Krzysztof Szczerski, prezydencki minister ds. zagranicznych. – Musimy przejść od filozofii dawania ludziom otuchy do filozofii gwarancji i obecności NATO. Tylko wojskowa obecność Sojuszu uczyni gwarancje bezpieczeństwa bardziej wiarygodnymi w naszym regionie.
Agresywna polityka Kremla musiała wywołać kontrreakcję Sojuszu. Eksperci twierdzą, że obecne przesilenie może być ostatnią okazją na umiędzynarodowienie potencjału obronnego Polski.
– Amerykanie konsekwentnie wycofują się militarnie z Europy, bo dla nich Rosja nie jest już głównym zagrożeniem ani partnerem. Siła ciężkości przesuwa się w kierunku Chin i działań na Pacyfiku – mówi Jacek Bartosiak, ekspert ds. geopolityki i strategii Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Jego zdaniem, kończy się okres globalnej hegemonii USA, który zapewnił Polsce 25 lat względnego spokoju.
Nie oznacza to, że USA mogą pozwolić sobie na osłabienie Sojuszu Północnoatlantyckiego. Z jednej strony NATO jest pomyślane jako system wspólnej obrony państw członkowskich, a z drugiej jest to amerykański system bezpieczeństwa o znaczeniu globalnym. Podważenie znaczenia wiarygodności gwarancji natowskich wobec któregokolwiek z sojuszników byłoby więc końcem dominacji USA. A z tym Amerykanie jeszcze długo się nie pogodzą.