Jaką rolę będzie odgrywała religia w najważniejszych wyborach prezydenckich na świecie, które w listopadzie br. odbędą się w USA? Jak zawsze sporą.
Dotychczas czarni protestanci, hiszpańskojęzyczni katolicy i ci, którzy nie przyznają się do żadnej religii, głosowali na kandydata Demokratów. Biali protestanci głosowali tradycyjnie na kandydata Republikanów. Biali katolicy jeszcze kilka lat temu większą sympatią darzyli kandydata Demokratów, ale w ostatnim czasie przychylali się częściej w kierunku pretendenta republikańskiego. Jak będzie w tym roku? Niewiadomych, jak zachowa się elektorat religijny, jest wiele. Kandydat Republikanów Donald Trump jest niespodzianką. Przed prawyborami trudno było sobie wyobrazić, że ktoś, kto jeszcze niedawno wspierał Demokratów, był za aborcją, kilka razy się rozwiódł, chwalił Putina i krytykował NATO, mógł zostać wybrany przez białych protestantów na swojego reprezentanta. Okazało się to jednak możliwe, a Trump zrobił to z łatwością. U Demokratów Hillary Clinton zwyciężyła po ciężkim boju z Berniem Sandersem, którego zwolennicy do końca byli przeciwni jej kandydaturze.
Języczkiem u wagi mogą się więc okazać w listopadzie katolicy hiszpańskojęzyczni oraz anglojęzyczni. Na przyciągnięcie ich do urn liczy Clinton, która jako kandydata na wiceprezydenta wybrała Tima Kaina, wyedukowanego przez jezuitów, cechującego się prospołecznym nastawieniem. Wiadomo, że Demokraci są dalecy od nauczania Kościoła, choćby na temat poszanowania życia ludzkiego. Wybór Kaina ma trochę przykryć ten odpychający dla części katolików punkt programu partii. Może się udać, gdyż – jak wskazują badania – katolicy w USA dopiero na szóstym miejscu wśród priorytetów, którym powinien cechować się ich kandydat, wskazują ochronę życia nienarodzonych. Wyżej cenią kompetencje w dziedzinach ekonomii, bezpieczeństwa czy polityki zagranicznej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu