Ile czasu potrzeba, by stać się nowym człowiekiem? Aby porzucić grzeszne nawyki, przywiązania i namiętności? By wszystko w życiu wróciło na swoje miejsce? Przecież nie wystarczy sama deklaracja nawrócenia.
Nie wystarczy nawet dobrze zacząć. Bo już znamy nasz słomiany zapał. Szybko może się okazać, że nie potrafimy żyć bez grzechu. Że Bóg nam nie wystarcza, bo ponad Niego stawiamy doczesne uciechy i żądze.
Człowiek wewnętrznie nieuporządkowany nie może oglądać Boga. Zżarłaby go zazdrość, że to nie on jest Bogiem. Niebo dla niego stałoby się piekłem: widzieć Kogoś nad sobą i nie móc zająć Jego miejsca...
Zresztą byłoby to piekło nie tylko dla niego, ale i dla innych.
Dlatego Bóg zanim nas wskrzesi z Chrystusem do życia wiecznego, kieruje nas na duchową kwarantannę. Coś takiego przeszli Żydzi błąkający się czterdzieści lat po pustyni, zanim Bóg dał im Ziemię Obiecaną.
A wszystko po to, by wymarło pokolenie noszące w sobie wspomnienie Egiptu, garnków pełnych ryb, cebuli i czosnku. By przypadkiem nie chcieli powrócić do domu niewoli albo nie urządzili sobie w Izraelu
nowego Egiptu.
Jezus też przebywał na pustyni przez 40 dni zanim objawił swoją Boską godność. Bo co to znaczy być Synem Bożym? Kamienie przemieniać w chleb? Zdobyć podziw, sławę i pieniądze? Czy raczej przedkładać
wierność Ojcu nad chleb?
Czy być Synem Bożym, to oczekiwać, że aniołowie będą mnie nosić na rękach, czy raczej stać się sługą wszystkich? To mieć świat u swoich stóp? Czy wystarczy tylko mieć nad sobą niebo, a w nim kochającego
Ojca?
Wielki Post to jedynie liturgiczny znak przemiany, która ma się dokonać w człowieku. Czy dokona się to w czterdzieści dni? A może niektórym czterdzieści lat będzie za mało? Każdy ma tu swoją miarę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu