Nad uzdrowiskową miejscowością wschodziło słońce. Nieliczni o tej porze mieszkańcy pojawiali się, aby otworzyć sklepy, rozprostować na świeżym powietrzu kości albo pójść na poranną Mszę św. do miejscowego kościoła. Ptasie odgłosy i szum pojedynczych samochodów łagodnie nastrajały do przeżycia kolejnego dnia wśród wzgórz pachnących świerkowymi lasami. Pan Niedziela o tej porze wędrował wzdłuż potoku. Idąc do jego źródeł, odmawiał Różaniec. Kiedy skończył, przysiadł na polnym kamieniu, którymi tutaj usiana była cała okolica, i pomyślał wierszem Jana Pawła II: „Co mi mówisz, górski strumieniu? /W którym miejscu ze mną się spotkasz? / Ze mną, który także przemijam? .../ Zatrzymaj się – to przemijanie ma sens!”. Nagle rozważania Niedzieli przerwał niezwykły widok. Do strumienia podeszła sarna. Nie zauważyła siedzącego człowieka aż do ostatniej chwili. Teraz człowiek i sarna spoglądali na siebie przez długą chwilę. – A ty, co mi powiesz, leśny zwierzaku? – cichutko wymamrotał Niedziela. Sarna powoli odwróciła się i majestatycznymi skokami pofrunęła w głęboki las. Zapewne Niedziela był dla niej intruzem naruszającym odwieczną równowagę pomiędzy cywilizacją a naturą. Z ciężarem winy Pan Niedziela wrócił do miasteczka, które już teraz przebudzone, narzucało sobie i mieszkańcom schematyczny rytm kolejnych godzin.
Reklama
Wśród kuracjuszy połowę albo i większość stanowili Niemcy. Zdziwiło Niedzielę, że niektórzy porozumiewali się pomiędzy sobą, używając języka rosyjskiego. Dopiero znajomy Niedzieli wytłumaczył mu, że są to Niemcy z Rosji, przesiedleni nie tak dawno do Reichu. Kultywując język rosyjski, poniekąd zabrali ze sobą tamtą rodzinną ziemię – Heimat, a teraz – co za ironia losu! – na polskiej ziemi, która przed wojną była ziemią należącą do Niemiec, reperowali nadszarpnięte zdrowie. Można ich było odróżnić od innych Niemców, podobnie jak można było odróżnić kuracjuszy od tubylców.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Była też jeszcze inna nacja, korzystająca z europejskich wolności – Ukraińcy, a ściślej ujmując – Ukrainki, które rozlokowane w sklepach, punktach usługowych, gastronomicznych, na stołówkach, wśród niższego personelu uzdrowiskowego z uważną pracowitością wykonywały zadane im czynności. Jedna z nich, pracująca w kawiarence z lodami, stale uśmiechała się na widok Pana Niedzieli, który odnosił wrażenie, iż gałki lodów dla niego nakładane przez nią na wafel były jakby większe od tych nakładanych dla innych klientów. Było to bardzo miłe uczucie.
Inny rodzaj życzliwości doznał Pan Niedziela w środę o godz. 19.00 na miejscowej plebanii, podczas cotygodniowego spotkania biblijnego. Wśród zebranych byli tutejsi parafianie i kuracjusze. Wspólne rozważania Pisma Świętego, modlitwa, serdeczne spojrzenia braci i sióstr w wierze dopełniały Panu Niedzieli czas rehabilitacji. Wśród zebranych była mieszkanka „Chatki Górzystów” – schroniska na pustkowiu, oddalonego dość sporo od uzdrowiska, która wyjawiła, iż to Boży Duch wygnał ją na tę oazę wśród leśnej pustyni. Może dlatego serwowane zmęczonym turystom słynne na całą Polskę naleśniki mają dodatkowy smak Bożej miłości i zwyczajnej ludzkiej życzliwości – pomyślał Niedziela i skonstatował: Po prostu trzeba żyć po ludzku, wśród przyrody, ludzi, a nawet polityki!