Reklama

Niedziela Zamojsko - Lubaczowska

Bóg spełnia marzenia

S. Rita i ks. Krzysztof
podczas rozmowy

Archiwum autora

S. Rita i ks. Krzysztof podczas rozmowy

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wakacyjny czas. Skrzyżowały się nasze drogi. Kapłan i siostra zakonna, duszpasterz i misjonarka. S. Rita Barbara Kurdziel, sercanka, w rozmowie opowiedziała mi o swoim powołaniu i o pracy misyjnej na Jamajce i w innych częściach świata.

Ks. Krzysztof Hawro: – Proszę Siostry, dlaczego Jamajka? Jak Siostra tam trafiła?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

S. Rita Barbara Kurdziel: – Było to różnie. Zawsze chciałam jechać na misje, na misję, którą by była służba ludziom czarnoskórym. Pomyślałam o Afryce i tak się stało. Na początku była to Afryka, później też trochę Boliwii i wyszła taka potrzeba, bo 13 lat temu otwieraliśmy nową placówkę na Jamajce. Akurat nasza matka generalna była na wizytacji w Boliwii i zrodził się taki pomysł, że pojadę. No, wola Boża, że trzeba jechać na Jamajkę. Zawsze odpowiadam tak, nie było problemu. Jedynie problem języka, znam język francuski i hiszpański, natomiast angielskiego zero. Ale z pomocą Bożą nauczyłam się trzeciego języka i jakoś się dogadujemy.

– Wybór drogi życiowej i wyjazd na misje to nie jest łatwy wybór, ale słyszymy, że pełnienie woli Bożej to dla Siostry priorytet. Jak wygląda dzień s. Rity na Jamajce?

– Wstajemy raniutko, bo kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje. Więc już od godz. 6 zaczynają się modlitwy. Najważniejsze jest to, by naładować baterie, by zbliżyć się do Tego, który nami kieruje. Po Mszy św. i po śniadaniu zaczyna się praca. Prowadzimy od samego początku, jak tylko tu przyjechałam – ale misja zaczęła się dużo wcześniej – więc prowadzimy taką przychodnię, nazywamy ją kliniką, bo jest to taki mały szpitalik i tu pracujemy od rana do wieczora, dlatego że mamy nieraz 100 osób i więcej, trzeba wszystkich przyjąć. Ludzie przychodzą z bardzo daleka, bardzo, bardzo rano i o 6. już otwieramy ośrodek i oni sobie czekają. Mają swoje modlitwy, jest to kraj niekatolicki. Jest tylko 2 proc. katolików. Ale jest to kraj bardzo chrześcijański. A więc modlitwa wspólna i oczekiwanie na otwarcie kliniki. Jeżeli jest lekarz, to ich przyjmuje, jeżeli go nie ma, musimy zająć się wszystkimi. Ludzie są przyjmowani, otrzymują lekarstwa i wszystko, co potrzebne. Mamy też dużo urządzeń, więc możemy zrobić podstawowe badania typu USG, zmierzyć cukier czy poziom moczu.

Reklama

– W tej pracy Siostra nie jest sama, ktoś Siostrę wspomaga…

– Obecnie jest nas cztery siostry. Zaczynałyśmy w dwójkę. Są trzy siostry z Polski, jedna siostra z USA. Jest to misja prowincji amerykańskiej, a więc mieszane towarzystwo. Mamy też księdza Polaka, jedną wolontariuszkę z Polski i od dwóch lat lekarza wolontariusza z Teksasu.

– Jamajka, jak wspomniała Siostra, nie jest pierwszą placówką misyjną, w której Siostra posługuje. Były inne miejsca. Co je różni albo co łączy?

– Myślę, że łączy je praca dla drugiego człowieka. W 1991 r., kiedy wyjeżdżałam do Zairu, obecnie Kongo, była to praca zupełnie od podstaw, w takim bardzo wielkim buszu, nie miałyśmy tam kontaktu zupełnie ze światem, ale to była taka misja, gdzie trzeba było „przeorać” i myślę, że to była misja przygotowująca do pracy na dalszych odcinkach, w Boliwii dużą część oprócz pracy medycznej zajmowaliśmy się duszpasterstwem. Jest to takie zupełnie inne duszpasterstwo niż u nas. Dużo jest nacisku na ludzi świeckich, ale także do mojej pracy należało odwiedzanie wiosek bardzo odległych. Taka misja trwała 2 lub 3 tygodnie. Byłyśmy daleko od naszej centralnej misji. Płynęło się łódką i myślę, że chyba to najmilej wspominam. Była to naprawdę praca misyjna i przygotowująca do pracy zupełnie innej, gdzie zaczynamy od tego, by ludzie przyjęli chrzest, a nie jest to proste. Trwa to latami, ale w naszej misji, która zaczynała się od 3 osób, mamy już ponad 500 osób i ponad 300 osób się ochrzciło, więc Bóg działa, Duch Święty wieje, kędy chce, a jest to parafia Ducha Świętego.

– Wróćmy teraz na ziemię ojczystą. Zanim były misje, było dzieciństwo i młodość. I w końcu było odkrywanie powołania.

– Tak, to prawda. Pochodzę z samiutkich gór, z Nowego Targu. Tak jak górale muszą sobie radzić w wielu sytuacjach, tak i ja wiedziałam, że będzie trudno, że trzeba będzie myśleć tak troszkę twardo, po góralsku, i już jako mała dziewczynka zawsze myślałam, że właśnie będę zakonnicą. Wiem, że miałam 4 lata, to już opowiadały mi siostry z mojej parafii, wstałam na lekcji religii i powiedziałam, że będę siostrą i pamiętam do dziś bardzo dobrze pewien obrazek. Był to taki obrazek powołaniowy, taki spory, jak to siostry dają dzieciom do rysowania. Był chłopczyk i dziewczynka, i krzyż, a pod spodem była siostra zakonna, ksiądz i tabernakulum. I tak siostra nam wytłumaczyła właśnie powołanie. Myślę, że to najlepiej mi utkwiło. Wtedy od razu wstałam i powiedziałam: – Siostro, ja będę siostrą zakonną i będę pracować daleko stąd, z Murzynkami. Potem przyszły lata młodości. Różnie to bywało, jak u każdego w życiu. Natomiast po maturze zdecydowałam się, chociaż papiery złożyłam na medycynę do Poznania, a moje kroki skierowały się do Klasztoru Sióstr Sercanek w Krakowie. Nie miałam wymaganych dokumentów, by zostać przyjętą, ale Bóg to jakoś pozałatwiał i zostałam przyjęta. W moim życiu zakonnym nie było nawet marzenia o wyjeździe, dlatego że to były l. 80. XX wieku, podejmowałyśmy dużo prac w zakładach pracy, nie mogłyśmy wtedy pracować w szpitalach i zostałam pielęgniarką, więc mi się tutaj troszkę zamknęło, ale w 1991 r. był wyjazd do Zairu i potrzebowali pielęgniarki, tak więc „los padł na Macieja”, zadzwonili, „oczywiście, już jadę”, szybka nauka języka francuskiego i wylądowałyśmy w Afryce.

– Z tego, co Siostra opowiada, można wysnuć wniosek, że od zawsze towarzyszyło Siostrze pragnienie pracy na misjach.

– Myślę, że tak. Bóg spełnia marzenia nawet dziecięce. One się realizują zawsze i wszędzie.

– Teraz jest Siostra w Polsce, na urlopie, ale myślę, że w sercu jest nuta tęsknoty za Jamajką?

– Zawsze. My mówimy: u nas na Jamajce, u nas w domu, chociaż jesteśmy stąd i tym domem jest nasza ziemia ojczysta i tu każdy wraca naprawdę z takim wielkim biciem serca. Gdy lądujemy na ziemi polskiej, to zawsze jest to nasza ziemia, ale mimo wszystko mamy tą drugą ojczyznę i każdy misjonarz chyba to czuje, że tam ktoś na nas czeka i nas woła. Więc jesteśmy tu chwilowo i jedziemy dalej.

– Powróćmy na Jamajkę. Jak wygląda codzienne życie jej mieszkańców?

– Jamajka jest krajem, który znany jest jako przepiękna wyspa, gdzie są bogate hotele i piękne plaże. Jest to naprawdę kraj uroczy i cudny, ale kraj pełny kontrastów. Wystarczy wyjechać z lotniska, gdzie wszyscy lądują i myślą, że to cudowne żyć na Jamajce. Do nas, w głąb lądu, jest to droga 2,5 godz. i zobaczy się zupełnie inną rzeczywistość. Ludzie ci nie mają w ogóle pojęcia, gdzie jest morze i co się dzieje dalej. Natomiast jest to taki rejon Jamajki, gdzie analfabetyzm sięga jeszcze 70 proc. Dzięki programowi nauki pisania i czytania dzieci już umieją pisać i czytać, najgorzej jest z osobami starszymi, tutaj, niestety, już nie możemy tego nadrobić, ale nasza siostra próbuje stworzyć lekcje dla osób starszych. Wstydzą się i trudno im przyjść, jednak coraz więcej ludzi uczestniczy, mając takie zajęcia po południu. Powolutku zaczynają czytać. Jest to kraj, w którym jest słabo rozwinięty przemysł, nie ma żadnych zakładów przemysłowych i jest naprawdę trudno, ludzie nie mogą znaleźć pracy. Jest to niesamowity problem, gdyż w naszym rejonie jest tylko praca sezonowa przy ścinaniu trzciny cukrowej. Od listopada do maja jest praca, natomiast później co zrobić? Trzcinę ścinają w upale, przy 42 stopniach. Pracują mężczyźni, kobiety nie mają żadnej pracy. Jest to problem: jak wysłać dziecko do szkoły, jak zapewnić byt? Ale powolutku angażują się. Mamy też nasz program i ludzie przychodzą, pomagają. Mamy zasadzone orzeszki ziemne, to taka wspólna praca razem i muszą tam się zjawić rodzice, muszą popracować dla swojego dziecka i uczą się bycia razem. To są jeszcze dawni potomkowie afrykańscy, stąd zaciekłości między rodami i to wszystko się odbija. Nasze wioski są już zjednoczone po tylu latach, ludzie przychodzą razem do pracy, nie ma już grup na polu, bo wszyscy pracują razem.

– Z tego, co siostra opowiada, widzę, że życie mieszkańców Jamajki nie jest łatwe, nie jest takie jak nasze. Proszę jeszcze powiedzieć, czy mieszkańcy Jamajki chętnie poznają Chrystusa?

– Myślę, że tak. Dzieje się to przez dzieci, ponieważ parafia bardzo prężnie działa. Są dziecięce kółka, jest program edukacyjny, jest grupa misyjna, grupa młodzieżowa i myślę, że to naprawdę zbliża do Chrystusa wspólnie. Ostatnio miała miejsce taka historia w mojej dziecięcej grupie chrzcielnej. Dziewczynka, która zaczęła chodzić do naszego kościoła, prosiła bardzo o chrzest, roczne przygotowanie wystarczyło, by jej udzielić sakramentu. Na tyle poznała Chrystusa, że garnęła się niesamowicie do Kościoła. Co ciekawe, przyprowadziła na chrzest mamę, tatę, babcię i dziadka. I w tej chwili cała czwórka – a każdy był w innym kościele – od kwietnia zaczęła chodzić do naszego kościoła. Teraz cała rodzina naszej Angel chodzi już do nas na Mszę św. i to nas cieszy. Co niedzielę przyjeżdżają razem z nią, ponieważ u nas ksiądz pracuje jako taksówkarz. Od rana ksiądz musi objechać, mamy dwa busy na misji i ksiądz z pomocą naszych ludzi musi przywieźć z bardzo odległych zakątków ludzi, bo nie ma żadnego innego transportu w niedzielę, nie ma taksówek, więc nie mogą dojechać. Musi ich przywieźć na Mszę św. i odwieźć. Ci ludzie wstają bardzo wcześnie, ok. 4, a nawet wcześniej, przygotowują się na Mszę św. i ok. godz. 8 w danym miejscu jest już ksiądz. Oni, żeby dojść do tego miejsca, muszą zejść z gór i czekać. Jest dużo dzieci, które przyprowadzają swoich rodziców i to jest taka ewangelizacja na Jamajce.

– Jak możemy pomóc misjonarzom z Jamajki?

– Przede wszystkim modlitwą. Ale i materialnie. Z wdowiego grosza tworzą się wielkie dzieła Boże.

Podziel się:

Oceń:

2017-09-06 12:18

[ TEMATY ]

Wybrane dla Ciebie

Jej kult wciąż się rozwija

Anna Majowicz

Edyta Stein – św. Teresa Benedykta od Krzyża, to wielka wrocławianka, filozof, święta i patronka Europy. 9 sierpnia mija 77 lat od jej męczeńskiej śmierci w Auschwitz. W tym roku przypada również 20. rocznica, odkąd Jan Paweł II ogłosił ją współpatronką Europy

Więcej ...

Pierwsza błogosławiona z Facebooka? Od 10 maja Helena Kmieć służebnicą Bożą

2024-04-22 14:01
Helena Kmieć

Fundacja im. Heleny Kmieć

Helena Kmieć

Dziś miałaby 33 lata - wiek chrystusowy. Teraz, siedem lat po tragicznej śmierci, jest kandydatką na ołtarze. Helena Kmieć, misjonarka świecka archidiecezji krakowskiej, będzie od 10 maja nosić tytuł służebnicy Bożej. Tego dnia ruszy bowiem jej proces beatyfikacyjny.

Więcej ...

Być oparciem dla innych

2024-04-23 12:35
Wspólna modlitwa w kościele św. Maurycego

Magdalena Lewandowska

Wspólna modlitwa w kościele św. Maurycego

W parafii św. Maurycego odbyło się ostatnie rejonowe spotkanie zespołów presynodalnych dla rejonu Wrocław-Śródmieście i Wrocław-Południe.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Dziś w Ewangelii przedziwny wybór Boga i tajemnica

Wiara

Dziś w Ewangelii przedziwny wybór Boga i tajemnica

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w...

Kościół

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w...

Nasz pierwszy święty

Wiara

Nasz pierwszy święty

Św. Wojciech

Kościół

Św. Wojciech

Krewna św. Maksymiliana Kolbego: w moim życiu dzieją...

Wiara

Krewna św. Maksymiliana Kolbego: w moim życiu dzieją...

Ilu jest katolików w Polsce? – analiza danych ze spisu...

Wiara

Ilu jest katolików w Polsce? – analiza danych ze spisu...

Kustosz sanktuarium św. Andrzeja Boboli: ten męczennik...

Wiara

Kustosz sanktuarium św. Andrzeja Boboli: ten męczennik...

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec

Kościół

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec

Oświadczenie ws. beatyfikacji Heleny Kmieć

Kościół

Oświadczenie ws. beatyfikacji Heleny Kmieć