Skutki wizerunkowe mogą być najbardziej dotkliwe dla naszej przyszłości, nawet w perspektywie następnych pokoleń. Określenie „polskie obozy śmierci”, przypisywanie nam współodpowiedzialności za zagładę większości europejskich Żydów – to wynik tej klęski.
Nareszcie jest
Muzeum Powstania Warszawskiego budowano długo i z wielkimi problemami. Pierwsze pomysły datują się na lata 50. ubiegłego stulecia. Niestety, popaździernikowa odwilż trwała krótko i dopiero w okresie Solidarności sprawa powołania tej instytucji powróciła, lecz stan wojenny znowu zamroził tę inicjatywę. Mogłoby się wydawać, że przełom lat 1989 i 1990 natychmiast ją odblokuje. Jednak kolejne władze Warszawy nie spieszyły się, nie wykazywały żadnej woli działania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Przełom nastąpił dopiero w 2003 r., kiedy prezydentem Warszawy był Lech Kaczyński – syn powstańca, znający historię powstania, ale też wychowany w jego legendzie, rozumianej jako „pamięć karmiona sercem”. Po niepełnym roku prac, 1 sierpnia 2004 r., na 60-lecie Powstania Warszawskiego, muzeum zostało oficjalnie otwarte – tzn. że istnieje już 13 lat. W ciągu tego czasu zwiedziło je ponad 6 mln osób, ok. 30 proc. grup stanowią goście zagraniczni. Liczba zwiedzających jest stabilna i wynosi ponad 600 tys. rocznie – w obecnej przestrzeni jest to pułap możliwości tej placówki.
Uczy i inspiruje
Reklama
Muzeum Powstania Warszawskiego dokonało przełomu w polskim muzealnictwie. Pociągnęło za sobą pojawienie się dziesiątków nowych muzeów, także prywatnych, a na wielu uniwersytetach powstały kierunki muzealnictwa. Prawdopodobnie twórcy tego muzeum nie spodziewali się takiego sukcesu. Zaistniała w Polsce pewna „moda na historię”, realizuje się coraz więcej rekonstrukcji historycznych wydarzeń i prawda znowu zaczyna wygrywać z fantastyką pseudohistoryczną, bo przecież „tylko prawda jest ciekawa”. Film opowiadający o naszej walce o wolność, zrealizowany przez IPN – „Niezwyciężeni” miał na portalach społecznościowych prawie 2 mln wyświetleń w 3 dni po opublikowaniu.
Do roku 2004 muzeum kojarzyło się głównie z kapciami i senną atmosferą, przerywaną niekiedy tylko gwarem szkolnych wycieczek. Tutaj też muzeum dokonało zasadniczej zmiany: wykorzystano współczesne środki techniczne, ekrany i projektory komputerowe, nagłośnienie pomieszczeń imitujące pole walki, jest nawet film trójwymiarowy o zniszczonej Warszawie. Jednak środki te ożywają dopiero za sprawą słowa wypowiedzianego przez muzealnych przewodników.
Przewodnicy pasjonaci
– Od przewodników oczekujemy, aby byli pasjonatami historii, a Warszawę nosili w swoim sercu – powiedział dr Szymon Niedziela, szef Działu Ekspozycji. Joanna Król, przewodnik wolontariusz, tak opowiada o swoim powołaniu: – Urodziłam się w Warszawie 10 tygodni przed powstaniem. Moi rodzice mieszkali na Woli, tam też zginęła cała moja rodzina – my ocaleliśmy tylko dlatego, że ojciec na czas zdążył nas przenieść do kuzynów na Żoliborz. Po kapitulacji tej dzielnicy w dniu 30 września przez Obóz Przejściowy w Pruszkowie opuściliśmy Warszawę i tak ocaleliśmy. Mojej rodziny już nie ma, a dla mnie kontakt z muzeum ma wymiar symboliczny, gdyż pozwala mi być bliżej nich...
Reklama
Przewodników, którzy znają powstanie i okupacyjną Warszawę z własnych wspomnień, też już prawie nie ma. Jednak jeszcze do niedawna powstańcy niemal codziennie gościli w muzeum. Szkoda, że nie powstało ono co najmniej 10 lat wcześniej, wówczas żyło znacznie więcej powstańców, byli młodsi, wnieśliby jeszcze więcej wspomnień jako uczestnicy powstania, jego naoczni świadkowie.
– Opowiadałem grupie młodzieży szkolnej o walkach na Czerniakowie i wtedy na schodach pojawił się Andrzej Pląskowski – uczestnik tych wydarzeń. Trudno opisać wzruszenie i radość młodych ludzi, kiedy mogli z nim porozmawiać. Była to scena jak z filmu – zauważył Andrzej Komuda, przewodnik. Młodzież jest jednak bardzo słabo zorientowana w historii Polski z okresu II wojny światowej i lat następnych. Programy szkolne są – a właściwie i na szczęście już były – tak dziwnie zbudowane, aby wiedzy tej nie przekazywać wcale lub przekazać ją w minimalnym stopniu. Często najlepiej przygotowane do zwiedzania muzeum okazują się dzieci z VI klasy szkoły podstawowej, kiedy pani od polskiego lub historii, a nawet od muzyki przy okazji śpiewania powstańczych piosenek robiła im solidne wprowadzenie historyczne. Zdarzają się pozytywne wyjątki znakomicie zorientowanych 14-latków.
Na pytanie: Czy ty się bardzo interesujesz historią? usłyszałem od jednego z nich odpowiedź: „Proszę pana, ja się nie interesuję historią, ja się interesuję polityką”. Pomyślałem: Dobrze, że mamy i takich nastolatków.
Punkt obserwacyjny
Reklama
Przewodnik Jacek Kałużny: – Praca w muzeum nie powoduje wypalenia zawodowego. Mamy kontakt z młodymi ludźmi, z ich emocjami, często z prawdziwym wzruszeniem i zainteresowaniem. Z dorosłymi gośćmi zdarzają się niekiedy różne niespodziewane sytuacje. Powiedziałem kiedyś o tym, jak Hitler wprowadził na okupowanym obszarze Polski całkowitą dostępność aborcji, bez żadnych ograniczeń. Wówczas jeden ze zwiedzających zaczął mnie nagrywać i filmować. Kiedy zapytałem go, dlaczego to robi, odparł, że wypowiadam się na tematy polityczne, a nie wolno mi tego robić, ponieważ to on finansuje moją pracę w muzeum ze swoich podatków, i mogę za to odpowiadać.
Inny przewodnik wspominał epizod, gdy został zapytany przez grupę anglojęzycznych gości, czy w muzealnej księgarni są książki napisane przez autorów ze środowisk LGBT. Nic innego ich nie interesowało – ani walki, ani ofiary, o historii nie wspominając. Muzeum jest więc ciekawym punktem obserwacji dzisiejszego świata.
Misja muzeum
W upowszechnianiu polskiego doświadczenia związanego z okresem II wojny światowej muzeum przy ul. Grzybowskiej w Warszawie odgrywa wielką rolę.
Szkoda, że utworzone kosztem prawie jednej czwartej miliarda złotych Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku zadania tego nie posuwa nawet o milimetr, a polskie doświadczenie II wojny światowej było czymś zupełnie unikalnym na tle ówczesnej Europy.
Reklama
Dobrze różnicę tę obrazują dwa zdania z autobiografii Stephena Hawkinga, angielskiego fizyka i popularyzatora najnowszych osiągnięć tej dyscypliny, znanego powszechnie także z powodu niepełnosprawności. W swojej autobiografii „Moja krótka historia” napisał tak: „Urodziłem się w Oksfordzie, chociaż rodzice mieszkali w Londynie. Podczas wojny obowiązywała umowa, że Niemcy nie będą bombardować Oksfordu i Cambridge, a w zamian za to Brytyjczycy nie będą zrzucać bomb na Heidelberg i Getyngę. Szkoda, że taką cywilizowaną umową nie można było objąć także innych miast”. Zestawmy to choćby z losem profesorów krakowskich czy lwowskich, rozstrzeliwanych i prześladowanych ze szczególną zajadłością. Popatrzmy w dane statystyczne. Przed rokiem 1939 w Polsce żyło ok. 120 tys. ludzi z wyższym wykształceniem, według spisu powszechnego z roku 1946 pozostało ich 30 tys. – to jest czwarta część. Skutki tego odczuwamy do dziś. Rozszerzając znaczenie pojęć, można powiedzieć, że po latach okupacji niemieckiej i bolszewickiej polski naród był w stanie traumy. Czy potrafiliśmy opowiedzieć o tym całemu światu, przepracować traumę, aby szybciej z niej wychodzić? Czy powstały przekłady dzieł literackich, filmy o zagładzie i bohaterstwie naszych matek i ojców? Nie istnieje nawet angielska wersja „Kamieni na szaniec” Aleksandra Kamińskiego. W obszarze relacji polsko-żydowskich nie ma filmu o Janie Karskim, rodzinie Ulmów, a najodważniejsza z bohaterów – Zofia Kossak-Szczucka jest dziś zupełnie zapomniana. W tę pustkę wciska się kabotyńska narracja Jana Tomasza Grossa, a także scenariusza „Pokłosia” oraz „Idy”. Ostatnie dwadzieścia kilka lat to czas szczególnie aktywnej „pedagogiki wstydu”, kiedy to polskojęzyczne media produkowały sensacje historyczne uderzające w „pamięć i tożsamość”, tak umiłowane przez Papieża Polaka. Oczernianie nie ominęło także żołnierzy Powstania Warszawskiego. W 1993 r. opublikowano w „Gazecie Wyborczej” artykuł, w którym zarzucano powstańcom mordowanie Żydów podczas trwającego powstania. Kłamstwo zdemaskował i ostatecznie wyjaśnił Leszek Żebrowski w książce „Paszkwil Wyborczej”, z przedmową prof. Marka Chodakiewicza.
Początek drogi
Zdarza się jednak, że otrzymujemy zupełnie niespodziewane wsparcie. Prezydent USA Donald Trump podczas wizyty w Warszawie 6 lipca 2017 r. przez kilka minut opowiadał o walkach w obronie wąskiego przejścia przez Aleje Jerozolimskie. To wydarzenie było szeroko komentowane w światowych mediach, a teraz często jest wspominane przez nas, przewodników, w rozmowach z gośćmi, szczególnie pochodzącymi ze Stanów Zjednoczonych. Podobnie wizyta brytyjskiej pary książęcej w muzeum stała się przykładem roli, jaką odgrywa ono w polityce historycznej dzisiejszej Polski.
Ciągle toczy się walka o pamięć i prawdę, a na Muzeum Powstania Warszawskiego należy spojrzeć jako na redutę tej walki. W jakimś sensie jego utworzenie stało się też zalążkiem obecnych przemian, w których uczestniczymy w naszym państwie od dwóch lat, początkiem podróży, której celem jest osiągnięcie Polski naszych marzeń – może także było to celem Lecha Kaczyńskiego przy jego powołaniu.
Autor tekstu jest inżynierem elektronikiem, który został przewodnikiem wolontariuszem w Muzeum Powstania Warszawskiego po ponad 40 latach pracy przy komputerach.