Bez pierwowzoru ta płyta by nie istniała. Przyciągają nie nazwiska twórców ani to, co w ich twórczości słychać, lecz wspomnienie wydarzenia sprzed ponad 25 lat. Właśnie wtedy Armia, której frontmanem był – i wciąż jest – Tomasz Budzyński, zaatakowała fanów cięższej odmiany rocka – łaczącej undergroundowy punk i hardcore – płytą „Legenda”, uznaną potem za bardzo ważną w historii polskiej muzyki rockowej. Obecna „Legenda”, sygnowana już przez Budzyńskiego i Michała Jacaszka, nazywana jest reinterpretacją tamtej z początków lat 90. ubiegłego wieku, niewiele ma jednak wspólnego z pierwowzorem. Może tytuły, motywy i słowa to sporo, ale zbyt mało, żeby odnaleźć w nowej wersji dawną „Legendę”. Okazja, z której doszło do nagrania płyty, była szczególna: 1050-lecie Chrztu Polski, co ma fundamentalne znaczenie dla albumu, mającego być podróżą przez duchowe początki narodu – od mroków pogaństwa po światło prawdziwej Miłości. Album zdominowała elektronika, w której wyznaje się Jacaszek, a co bywa raczej przyjemnością dla znawców.
Pomóż w rozwoju naszego portalu