Matka Wincenta Jadwiga Jaroszewska w Uroczystość Objawienia Pańskiego dostrzegła Chrystusa w przymusowo leczonych chorych wenerycznie i w prostytutkach. 6 stycznia 1926 r. rozpoczęła posługę chorym w szpitalu św. Łazarza w Warszawie. Datę tę przyjmuje się za początek Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek Samarytanek Krzyża Chrystusowego.
Niegowskie "Te Deum"
Uroczystości 75-lecia powstania Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek
- Samarytanek Krzyża Chrystusowego odbyły się 6 stycznia 2001 r.
w Niegowie. Mszy św. jubileuszowej w miejscowym kościele parafialnym
pw. Świętej Trójcy przewodniczył biskup warszawsko-praski Kazimierz
Romaniuk.
W homilii, nawiązując do postaci Trzech Mędrców, Biskup
powiedział, że są oni dla nas wzorem szukania Boga. - Wszyscy mamy
obowiązek szukania Boga, wszyscy mamy obowiązek odnalezienia Boga.
To nie Bóg się nam zagubił, ale my zagubiliśmy Boga - podkreślił.
Kaznodzieja przypomniał, że Mędrcy poddali się wrodzonemu
pragnieniu poszukiwania prawdy. Przypomniał, że sam Jezus utożsamił
się z Prawdą. Wskazał na Dekalog jako najlepszy sposób życia.
Mówiąc, że mędrcy wrócili do swojej ojczyzny inną drogą,
bp Romaniuk wyjaśnił, że każde nasze spotkanie ma być dla nas początkiem
innego życia; spotkanie z Bogiem jest wezwaniem do kroczenia inną
drogą. Kaznodzieja przypomniał, że jubileusze są pochyleniem się
Boga nad ubogimi, niewolnikami, zadłużonymi. Jubileusz jest po to,
by dostrzec wielkość Bożych dobrodziejstw - podkreślił.
Biskup wskazując na założycielkę Zgromadzenia sł. Bożą
m. Wincentę od Męki Pańskiej Jadwigę Jaroszewską, powiedział, że
bez reszty poświęciła się ona najbiedniejszym z biednych. Kaznodzieja
podkreślił, że Matka założycielka do końca przejęła się słowami Chrystusa: "
co uczyniliście jednemu z moich braci najmniejszych, mnieście uczynili"
. - Jest się chrześcijaninem wtedy, gdy się dostrzega potrzebujących,
bo oni mają święte prawo do naszego miłosierdzia - wyjaśnił hierarcha.
Bp Romaniuk podziękował siostrom za prowadzenie placówek
dla dzieci i młodzieży specjalnej troski w Niegowie i za posługę
w Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej. Siostry Benedyktynki Samarytanki
ubogaciły Liturgię wspaniałym chorałem gregoriańskim. W czasie dziękczynienia
rozległo się Te Deum.
Mszę św. z Biskupem koncelebrował m.in. dyrektor warszawsko-praskiej
Caritas ks. kan. Krzysztof Ukleja. Uczestniczyło w niej również miejscowe
duchowieństwo na czele z dziekanem dekanatu radzymińskiego ks. prał.
Stanisławem Kuciem.
Przełożona generalna Zgromadzenia matka Maria Kotrysiak
powiedziała, że w dniu jubileuszu siostry chcą przede wszystkim dziękować
za to, że Bóg powołał Zgromadzenie do posługi samarytańskiej w benedyktyńskim
duchu wielbienia Boga.
Po Mszy św. bp Romaniuk poświęcił nową kaplicę i płaskorzeźbę
św. Benedykta z Nursji w domu rekolekcyjnym sióstr.
Reklama
Ocalony przez siostry
Radość jubileuszu przeżywały nie tylko siostry, lecz także
ich podopieczni. W uroczystościach uczestniczył Jan Małkowski z Poznania,
który 65 lat temu jako trzyletnie dziecko został przygarnięty przez
siostry Benedyktynki - Samarytanki w Niegowie. Ze łzami w oczach,
Pan Jan wspominał, że jako niechciane dziecko został porzucony. -
Jest to Boża tajemnica; znaleziono mnie na polu ziemniaczanym - wyznawał
łamiącym się głosem. Przygarnęły go dobre siostry z Niegowa. Byłem
tak wyczerpany, że niewiadomo było czy przeżyję - wspominał. Matka
założycielka leżała krzyżem w kaplicy i modliła się o moje życie.
Ja tego nie pamiętam, ale wiem to z ust sióstr, które mi to przekazały
- opowiadał.
- Siostry w czasie wojny, dzieciom takim jak ja, porzuconym
sierotom, ratowały życie przed śmiercią głodową. W okresie okupacji
przebywałem w zakładzie wychowawczym sióstr w Pruszkowie. Jedliśmy
brukiew z wodą, płatki owsiane z plewami; siostry robiły wszystko,
byśmy przeżyli. Jestem wdzięczny za to, co siostry dla mnie i dla
innych zrobiły - mówił Jan Małkowski.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dlaczego Benedyktynki Samarytanki?
To pytanie postawiłem trzem siostrom. Każda z nich jest na
innym etapie swego zakonnego powołania. Jedna jest nowicjuszką, inna
do Zgromadzenia wstąpiła w 1947 r.; trzecia przywdziała habit 19
lat temu. Co takiego spowodowało, że na miejsce realizacji trzech
rad ewangelicznych, wybrały tak "młode" Zgromadzenie? Powołanie jest
zawsze tajemnicą, ale każda siostra musiała się przecież do tej tajemnicy
zbliżyć i stanąć wobec niej.
Do wstąpienia do tego Zgromadzenia najbardziej pociągnęło
mnie świadectwo jednej z sióstr - wspomina s. Stella (od 19 lat w
Zgromadzeniu). Siostra ta przytoczyła słowa naszej Matki Założycielki,
która powiedziała, że gdyby do drzwi domu naszego Zgromadzenia zapukał
ktoś najbardziej potrzebujący, człowiek zdegradowany społecznie,
mamy mu służyć pomocą i przyjąć go jak każdego innego. Te słowa były
ostatecznym uderzeniem w moje serce - wyznaje. Bardzo pragnęłam pomagać
ludziom z marginesu, najbardziej potrzebującym, odrzuconym, poniżonym.
Reklama
Urzeczona chorałem gregoriańskim
Mój wujek - ks. Stanisław Sprusiński był przez pewien czas
spowiednikiem sióstr w Niegowie, wspomina s. Scholastyka. On to właśnie
poradził mi przyjechać tu i poznać siostry. Wówczas jeszcze nie myślałam
o wstąpieniu do zakonu. Kiedy przyjechałam do Samarii po raz pierwszy,
był sierpień 1947 r.; byłam na modlitwach z siostrami. Siostry śpiewały
Brewiarz monastyczny, po gregoriańsku. Ten śpiew tak mnie urzekł,
że wydawało mi się, że nie widzę innego życia tylko tu, w tym śpiewie
- wyznaje.
- Mniej wtedy pociągała mnie praca z dziećmi i cała duchowość
Matki Założycielki, której wówczas nie znałam. Chorał gregoriański,
atmosfera wewnętrznego wyciszenia przy tym śpiewie w kaplicy, to
mnie pociągnęło. Zdecydowałam się od razu przyjść do Zgromadzenia;
nie poszłam do liceum handlowego w Suwałkach, gdzie zdałam egzamin.
Już 27 sierpnia 1947 r. byłam jako kandydatka w Zgromadzeniu - opowiada
s. Scholastyka.
Reklama
Uratowała wiele dziewcząt
- Co charakterystycznego było w duchowości Matki Założycielki;
dlaczego młode dziewczęta wstępują do tego Zgromadzenia? - pytam
s. Scholastykę.
Matka Założycielka stykając się z biedą ludzką, widziała
poniżenie człowieka - opowiada. Dlatego chciała iść do tych ludzi.
Zaczęła pracę od prostytutek, które zatraciły szacunek dla swego
człowieczeństwa. Matka Założycielka mówiła, że tych ludzi do Boga
przyciągnąć trzeba nie moralizowaniem, ale ukochaniem ich, podaniem
ręki. Chodzi o to, by osoby zagubione same były przekonane, że ich
dotychczasowe życie nie jest właściwą drogą.
Po kilku latach pracy w szpitalu św. Łazarza, na oddziale
przymusowo leczonych na choroby weneryczne prostytutek, Matka Założycielka
napisała: "Nawrócenia mocne utrwalały nas w przekonaniu, że praca
nasza jest pożyteczna i konieczna w Kościele". Uratowała wiele dziewcząt.
Dla nich właśnie założyła dom w Henrykowie pod Warszawą. One potrzebowały
lepszej resocjalizacji, więcej czasu. Nie wystarczał im pobyt w szpitalu,
żeby wrócić do normalnego życia.
Matka Wincenta w Henrykowie starała się uczyć dziewczęta
jakiegoś zawodu. Chciała je rozmiłować w pracy. Wiele kobiet dzięki
temu zeszło ze złej drogi i powróciło do normalnego życia. Matka
Założycielka pomogła im ukończyć szkoły; wiele jej wychowanek było
później przedszkolankami, nauczycielkami, założyły rodziny. Takich
dziewcząt było wiele...
Stary, żółty informator zakonny
- Przed wstąpieniem do tego Zgromadzenia pisałam do różnych
zakonów - wyznaje s. Teresa, nowicjuszka. - Szukałam zgromadzenia,
które pracuje z dziećmi, bo sama chciałam pracować z najmłodszymi.
Wszystko, co dotychczas wiedziałam o innych zakonach i zgromadzeniach
nie satysfakcjonowało mnie; to nie było to. Kiedy byłam już zdesperowana,
skończyłam szkołę, byłam po maturze, wracałam pociągiem do domu.
Ktoś z podróżnych pożyczył mi stary, żółty informator zakonny. Otworzyłam
go na stronie, gdzie była informacja o siostrach Benedyktynkach Samarytankach
Krzyża Chrystusowego.
Tylko przeczytałam tę nazwę i już wiedziałam, że właśnie
to jest to zgromadzenie, którego szukam. Myślę, że w tej nazwie poczułam
charyzmat Matki Założycielki; tego ducha ekspiacji. Kiedy dowiedziałam
się, że siostry pracują z dziećmi upośledzonymi, to już byłam prawie
w niebie. Wszystko to było mi takie bliskie, chociaż wcześniej nie
znałam sióstr - kończy s. Teresa.
Dzięki posłudze sióstr Benedyktynek Samarytanek Chrystus
objawia swą miłość tym, którzy dotknięci są chorobą i cierpieniem.
Przez ich ręce Chrystus przytula do siebie upośledzone dzieci, a
ich modlitwy wznoszą się ku niebu, jak dym kadzidzła.