Nikogo nie trzeba przekonywać, jak doniosłe jest znaczenie prawa - tak zwanego prawa pozytywnego, stanowionego przez człowieka - dla życia i dobrego funkcjonowania każdej społeczności. By mogła ona rozwijać
się pomyślnie, by każdy z obywateli mógł żyć i realizować swe szlachetne zamierzenia: "potrzebny jest - jak podkreśla Sobór - pozytywny porządek prawny, który by ustalał odpowiedni podział funkcji i organów
władzy państwowej, a równocześnie skutecznie dbał o zachowanie praw bez czyjejkolwiek szkody" (KDK 75). Ta sama soborowa Konstytucja przypomina zarazem, że: "wspólnota polityczna i władza publiczna opierają
się na naturze ludzkiej i należą do porządku określonego przez Boga" i dlatego: "wykonywanie władzy politycznej (...) winno się zawsze odbywać w granicach porządku moralnego" (KDK 74). Tworzenie takiego
prawa - zwłaszcza w warunkach przemian ustrojowych i gospodarczych, kiedy ścierają się interesy poszczególnych grup społecznych, a kraj boryka się z niemałymi problemami ekonomicznymi - jest zadaniem
niezmiernie trudnym. Wielka odpowiedzialność spoczywa na całym społeczeństwie, by do pełnienia tej roli wybrać rzeczywiście najlepszych obywateli: mądrych, wrażliwych na ludzkie biedy i potrzeby, dążących
rzeczywiście do pomnażania wspólnego dobra całej społeczności, a nie do własnej kariery. Wszyscy w Polsce takich prawodawców potrzebujemy i o takich marzymy. Wszyscy też na taką mądrość i poświęcenie
ze strony naszych parlamentarzystów oczekujemy.
Ale najlepsze nawet prawo nie pomoże, jeśli zabraknie wśród obywateli elementarnej prawości: uczciwości, poszanowania praw innych ludzi, lojalności, rzetelności w pracy. Izrael chlubił się Prawem,
które otrzymał na Synaju. Mojżesz wołał: "Któryż naród wielki ma prawa i nakazy tak sprawiedliwe, jak całe to Prawo, które ja wam dziś daję?" (Pwt 4, 8). A przecież starszyzna żydowska potrafiła - pozornie
respektując Prawo - skazać na haniebną śmierć jedynego Sprawiedliwego, Jezusa Chrystusa. Czyż nie obserwujemy w naszym kraju licznych oznak nadużywania lub wręcz ignorowania prawa? Niepokojem, a nawet
trwogą przejmują nas głośne afery, które świadczą o tym, jak bardzo zarażeni jesteśmy korupcją, prywatą i zakłamaniem. Choroba ta sięga głęboko. Narażeni są na nią przede wszystkim ci, którzy sprawują
władzę, ale dotyka ona wielu warstw społecznych, grup zawodowych i poszczególnych obywateli. Przyzwyczailiśmy się - w okresie PRL-u, kiedy totalitarna władza narzuciła nam siłą system urągający elementarnym
zasadom sprawiedliwości - do lekceważenia służącego temu systemowi prawa - i tej postawy nie potrafimy wyzbyć się do dziś, choć żyjemy w zupełnie innych warunkach politycznych. Przekroczenie prawa lub
jego ominięcie traktujemy często nie tyle jako powód do wstydu i poczucia winy, ile raczej jako tytuł do chluby. Efektem tego jest atmosfera wzajemnej podejrzliwości i sporów, rezygnacja z aktywnego uczestnictwa
w życiu politycznym, marazm gospodarczy. Wiele z tych anomalii wytłumaczyć można naszą trudną historią, a także piętrzącymi się trudnościami, z jakimi borykać się musimy obecnie, poszukując drogi do normalizacji
życia społecznego i gospodarczego; drogi, którą sami musimy znaleźć, a następnie cierpliwie i konsekwentnie nią kroczyć. Nie wyjdziemy jednak z tego kryzysu, nie będziemy atrakcyjnymi i godnymi zaufania
partnerami dla innych krajów, jeśli nie porzucimy krętactwa i oszustwa, jeśli nie obudzimy w sobie elementarnej przyzwoitości i poszanowania prawa. Jedynie na fundamencie woli czynienia dobra i przestrzegania
Bożych przykazań w życiu osobistym i w każdej dziedzinie społecznego zaangażowania można budować porządek prawny i pomnażać wspólne dobro całego społeczeństwa. U końca XVI w., kiedy Polska była jeszcze
potężnym państwem, ks. Piotr Skarga dostrzegł już oznaki grożącej mu anarchii i wołał w jednym ze swych kazań: "Zginęła w tym królestwie karność i dyscyplina, bez której żaden rząd uczynić się nie może.
Nikt się urzędów ani praw nie boi, na żadne się karanie nie ogląda". Wyrzut wielkiego sejmowego kaznodziei nie stracił dziś nic ze swej dramatycznej aktualności.
Nie możemy jednak ulegać nastrojom przygnębienia. Stoimy przecież wobec cudu Zmartwychwstania Pańskiego. Oto Ten, który wydawało się, iż poniósł całkowitą klęskę, przypieczętowaną śmiercią krzyżową,
wstaje dziś żywy: Zwycięzca śmierci, piekła i szatana. On jest naszą mocą i źródłem nadziei na lepszą przyszłość. On nie pozwala, byśmy poprzestali na wyrzekaniach i wzajemnych zarzutach, ale wzywa nas
do moralnego odrodzenia, bez którego nie osiągniemy ani zgody wzajemnej, ani względnego dobrobytu materialnego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu