-Przemysław Wójcik: Jest Pani ginekologiem, onkologiem, a ponad wszystko obrońcą ludzkiego życia, proszę powiedzieć, jak Pani rozumie i czym dla Pani doktor jest przysięga Hipokratesa?
-Dr Helena Gulanowska: Każdy lekarz, niezależnie od stażu pracy i specjalizacji, złożył przysięgę nie tylko służby życiu ludzkiemu, ale także obrony tego życia w każdej sytuacji. Jeśli lekarz ma pomagać pacjentom, zmniejszać cierpienie, przedłużać życie, to jest to dla ogółu społeczeństwa klarowne i zrozumiałe. Lecz nieraz stajemy obok pacjenta, który nas jeszcze nie prosi o pomoc i interwencję, a jego matka z różnymi uczuciami i zachowaniami staje ze zdziwieniem, skąd się on wziął. W tej sytuacji lekarz podczas pierwszej wizyty ma głęboką świadomość, że ma przed sobą dwóch pacjentów: matkę i bezbronne dziecko, o które wierny danej przysiędze obrony życia musi zadbać. Tak więc, pomimo różnych sytuacji i niekiedy wielkich trudności, udaje się uratować to dziecko, które jest najbardziej bezbronne, bo nie mające możliwości obrony, przy jednoczesnym uświadomieniu jego matce, że życie, które jest w niej to taki sam, tylko jeszcze bardzo mały człowiek.
-We współczesnym świecie wielu lekarzy opowiada się za aborcją i eutanazją - czy taka postawa jest sprzeczna z daną przysięgą?
-Przysięga Hipokratesa jest jasna i klarowna: będę strzegł życia ludzkiego, nie zależnie od tego czy człowiek ten jeszcze się nie narodził, czy jest już schorowanym staruszkiem. Sądzę, że z wielką świadomością nasze władze uczelniane w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych usunęły z przysięgi te właśnie słowa, które są najoczywistsze i nie podlegają dyskusji. Zaś nas, którzy ich przestrzegaliśmy, spotykały kary w postaci zwolnień z pracy i blokady osiągania stopni naukowych. Postawy lekarzy popierających zabijanie nienarodzonych dzieci i eutanazję biorą swój początek z bardzo konsumpcyjnego, a jednocześnie niezwykle przyziemnego stylu życia. W obecnym okresie w kręgach lekarskich jest "nieelegancją i afrontem" popieranie mordowania jakichkolwiek istnień ludzkich pod nazwą aborcji czy też eutanazji. Jednak szczególnie smutne są postawy lekarzy, którzy mówią "ja jestem przeciw aborcji, ale" i to właśnie "ale" jest ich poparciem bądź akceptacją postaw tych, którzy bezwzględnie mordują nienarodzonych, chociaż ci nie mają możności obrony i własnego zdania. Pomostem pomiędzy aborcją a eutanazją są bardzo modne i niezwykle nowoczesne badania prenatalne. Badania te wykonywane na prośbę matki ukazują czy nienarodzone jeszcze dziecko będzie zdrowe, piękne i w pełni sprawne, a jeśli nie - to go zabić, po co ma męczyć siebie, matkę i całe społeczeństwo. Badania prenatalne będące bez wątpienia postępem wiedzy, pozwalając na wczesne rozpoznanie w łonie matki choroby dziecka, są jednocześnie narzędziem segregacji kto ma żyć, a kto ma umrzeć. Jest to sprawa bardzo przykra, że niektórzy lekarze, a nawet całe społeczeństwa popierają te ciche morderstwa nienarodzonych, a obdarzonych przez Boga życiem.
-Jak Pani doktor uważa, czy we współczesnych środkach przekazu i środowiskach medialnych jest modne ukazywanie rodziny, czy też jest wprost odwrotnie?
-Niestety, bardzo wiele ostatnio nawet politycznych środowisk występuje przeciwko temu, co jest bardzo cenne - przeciwko rodzinie. Występowanie przeciw poczętemu dziecku jest aktem wrogości względem rodziny, a występowanie przeciwko niej jest wystąpieniem przeciwko całemu społeczeństwu. Człowiek rośnie w rodzinie, dojrzewa w niej, uczy się ludzkości na fundamencie samego siebie. Tak więc rodzina jako centrum życia jest niezastąpiona i najważniejsza. Na szczęście są jeszcze takie media jak tygodnik "Niedziela", które obrazując realne postawy ukazują prawdę, a nie fałsz.
-Jest Pani znanym organizatorem wakacyjnych kursów dla lekarzy z zagranicy. Na czym one polegają i czemu mają służyć poza wzajemną współpracą lekarzy polskich i ich kolegów, głównie zza wschodniej granicy.
-Moje młode lata i studia spędziłam poza granicami Polski, mianowicie w Wilnie, stąd pozostał mój związek i sentyment do tamtego miejsca i tamtych ludzi. Od dawna zastanawiałam się w jaki sposób ja, polska lekarka, mogę pomóc w ich wzrastaniu. Oczywiście wiadomo, że wszystkich nie nakarmimy, nie napoimy, wszystkim butów nie wyślemy, ale buty znoszą, co mają zjeść to zjedzą, a jest coś, co w nich zostanie. Moje zainteresowania skupiły się wokół kolegów, niegdyś studentów medycyny, a następnie lekarzy i pielęgniarek, chciałam im pomóc być dobrymi lekarzami, którzy w swojej dziedzinie mogą coś reprezentować. Wtedy zaczęłam jeszcze prywatnie organizować przyjazdy lekarzy polskiego pochodzenia. Następnie dzięki serdeczności i pomocy Akademii Medycznej na czele z jej byłymi i obecnym rektorem, udaje się co roku na miesiąc sprowadzić do Lublina grupę lekarzy, którzy dzięki przychylności dziekanów poszczególnych wydziałów i dyrektorów lubelskich szpitali mogą odbyć jak gdyby dodatkowy kurs dokształcający, każdy na wydziale zgodnym z wykonywaną profesją. Oprócz codziennej pracy w klinikach lekarze uczą się polskiego języka, poznając jednocześnie polską historię, zwiedzając Kraków, Jasną Górę, Warszawę i Kazimierz.
-Od lat działa Pani w Katolickim Stowarzyszeniu Lekarzy Polskich, jak funkcjonuje ta organizacja i co może proponować lekarzom znajdującym się w jej strukturach?
-Może to dziwne, ale zawsze miałam niedosyt organizacyjny, dlatego począwszy od lat osiemdziesiątych przy Duszpasterstwie Służby Zdrowia tworzyliśmy nieoficjalnie ruch "Troska o życie", następnie " Towarzystwo odpowiedzialnego rodzicielstwa", a obecnie Katolickie Stowarzyszenie Lekarzy Polskich, nad którymi opiekę roztoczył najpierw ks. Jan Wrzesik i ks. prał. Tadeusz Pajurek, a obecnie ks. Bogdan Zagórski. Nasze stowarzyszenie spotyka się przynajmniej raz w miesiącu na wspólnej Mszy św. i prelekcji wygłoszonej przez zaproszonego gościa ( na szczęście mądrych ludzi w Lublinie nie brakuje). Powstają idee, założenia, ciekawe pomysły, które często pomagają w trudnej pracy lekarza.
-Odebrała Pani nagrodę władz miasta Lublina, która jest nie tylko uznaniem wieloletniej pracy w sektorze medycznym, ale jednocześnie zauważeniem praktycznej postawy obrony życia ludzkiego.
-Jest to oczywiście wielkie, bardzo cenne i jeszcze bardziej nieoczekiwane odznaczenie, nie tylko dla mnie, ale dla tych wszystkich, często anonimowych osób, niosących radość i nadzieję. Nie przywykliśmy do odznaczeń i orderów, zauważają nas pacjenci i przyjaciele doceniając naszą pracę - to już jest bardzo wielka nagroda. Otrzymanie tego medalu jest dla mnie radością motywowaną tym, że nie ja, ale to, co robię jest dobre samo w sobie, jest zauważalne i oceniane pozytywnie przez władze naszego miasta.
-Serdecznie dziękuje za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu