W związku ze zbliżającą się beatyfikacją kard. Stefana Wyszyńskiego, godzi się obecnie nieco obficiej korzystać z jego mądrego nauczania. Tym razem jego uwaga na temat pewnego porządku czy nawet strategii obejmującej proces zakładania rodziny. Prymas Wyszyński w jednym ze swoich listów pasterskich napisał: „Przyjęło się powiedzenie: najpierw ślub, później urządzenie mieszkania. A jeszcze później… po kilku latach, może jedno lub drugie dziecko. Kiedy? Na to pytanie rzadko kto odpowiada uczciwie. Już to, że dziecko w tym programie schodzi na ostatnie miejsce, jest głębokim zaniżeniem celów małżeństwa i rodziny, wartości ludzkich dziecka, gdyż w tym układzie znaczy ono mniej niż sprzęty mieszkaniowe. A gdy wreszcie przyjdzie na świat, jest zawadą, która przeszkadza uprawianiu egoizmu we dwoje” (Nauczanie społeczne 1946 – 1981, Warszawa 1990 s. 842).
Czasy obecne pokazują, że jesteśmy w całkiem innym już porządku, a raczej w jakimś świętym prawie nieporządku. Podważana jest nie tylko wartość rodzącego się dziecka, któremu bez żadnego zażenowania wyznaczane jest jedno z ostatnich miejsc. Wprost nade wszystko lekceważony jest ślub, który w latach 80. XX wieku cieszył się jeszcze jakąś renomą. To on współcześnie zajmuje ostatnie miejsce. Dla wielu młodych ludzi przestał być wartością społeczną, także prawną, nie mówiąc już o randze religijnej. W kręgu zainteresowanych osób jest niekiedy postulowany, nie jest jednak już przyjmowany jako niezbędny fundament, na którym chce się zbudować dom małżeńsko-rodzinny. Czy dzieci się rodzą? O tak! One się rodzą. I z mandatu społecznego autorytetu otrzymują pierwsze imiona, które uprzedzają to imię, które nadają mu rodzice czy Kościół. Imiona te czerpią swoje znaczenia z nieporządku, który zaserwowali sobie rodzice nie tylko uprawiający „egoizm we dwoje”, lecz także uprawiający go w pojedynkę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu