Reklama

Modlitwa mnie uspakaja

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Najpierw zaproponowałem spotkanie. Wiedziałem, że nie będzie łatwo zgodzić się pani Zofii na rozmowę ze mną o swoim cierpieniu. Z niepokojem nasłuchiwałem odpowiedzi z jej strony. Widziałem, że się waha. Uważa bowiem, że jej cierpienie jest takie oczywiste i nie ma o czym rozmawiać. Po dłuższym namyśle, za namową przyjaciół pani Zofia zgodziła się powiedzieć o swoim życiu.

Otworzyły się drzwi mieszkania. Wszedłem do środka. Gdzieś z drugiego pokoju dobiegało ujadanie psa. Rozejrzałem się po mieszkaniu. Nie bogato, ale bardzo schludnie, czysto. Na wersalce w dużym pokoju siedziała pani Zofia. Przywitaliśmy się chrześcijańskim pozdrowieniem. Nie wstawała, nie mogła - za duży to dla niej wysiłek. Popatrzyłem na jej twarz, była nieśmiała, zakłopotana. Próbowała ukryć swoje pokrzywione przez chorobę ręce. Nie udało się, znowu się zawstydziła. " Proszę Księdza - powiedziała nieśmiało - czy ja będę umiała cokolwiek powiedzieć o swoim życiu, o swojej chorobie? Przecież inni zrobiliby to o wiele lepiej". Chwilę się zastanawia. Zaczyna drżącym głosem: " Mieszkam w Łomży od 14 lat. Od 1983 r. cierpię na groźną chorobę, która zaatakowała wszystkie stawy, ścięgna, mięśnie. W obecnej chwili nie ma na nią leku". Tu po raz pierwszy w oczach pani Zofii pojawiły się łzy. Nie wiem, czy to łzy bólu, czy bezradności. Na chwilę przerwała swoje opowiadanie, głęboko oddychając - widać, że bardzo męczy się mówieniem. Po chwili jednak wróciła do przerwanego wątku: "Najbardziej przeżyłam rok 1991, kiedy choroba odebrała mi wszelką nadzieję, że kiedykolwiek jeszcze będę zdrowa, że będę chodziła. Czułam, jak choroba zaczyna panować nade mną. Najpierw stawy rąk, stawy barkowe, skokowe, a kiedy zaatakowała mi stawy biodrowe i kolanowe, wiedziałam, że nie będę chodzić. Nie mogłam się z tym pogodzić. Myślałam, że odpocznę trochę i będę dalej mogła chodzić i po domu, i po ulicy. Po kilku dniach wiedziałam, że to tylko marzenie". Znowu krótka przerwa. Obiegając wzrokiem po pokoju, szukała kolejnego wątku swego życiorysu. Znalazła go. "Nigdy nie przypuszczałam, że choroba tak mnie złamie, tak upokorzy. Zawsze myślałam, że dotyczy ona innych, nigdy mnie. Widziałam ludzi, którzy mieli pokrzywione dłonie, nie mogli chodzić. Patrzyłam na nich litościwie, ale nigdy nie przypuszczałam, że i mnie to spotka. Dzisiaj trochę zazdroszczę tym, którzy chociaż powoli, przy stołeczku, ale chodzą. Ja dziś nawet tego nie potrafię. Bóg miał wobec mnie inne plany". Znowu bezradnie spojrzała na sufit, zbierała nowe myśli, czułem, że było jej coraz trudniej. "Widzi Ksiądz, może to zabrzmi niewłaściwie, ale coraz trudniej pogodzić mi się z cierpieniem. Kiedyś znosiłam to jakoś spokojniej, dziś chce mi się krzyczeć, wyć". Rozpłakała się. "A najgorsza to ta krzycząca samotność" - dodała szybko. Otarła łzy, uspokoiła się. Wiedziała, że musi iść dalej w swoim opowiadaniu. " I nie wiem, co by dzisiaj ze mną było, gdyby nie...". W tym momencie jej dłoń "pobiegła" do kieszeni, skąd szybkim ruchem wyciągnęła zniszczony modlitwą różaniec. "To jest dziś moja siła. Wiedziałam, że jak Bóg dał potop, to i dał ratunkowe koło". Patrząc się na koraliki różańca, po raz pierwszy uśmiechnęła się. "To taki znak od Boga, że kiedy zachorowałam, zaczęłam myśleć, jak się modlę. Kiedyś to były puste słowa, ba, nawet czasu brakło na modlitwę, człowiek taki zaganiany. A Pan Bóg, sprawiedliwie, znalazł czas na modlitwę w moim życiu. Pamiętam, kiedyś dziesiątka Różańca była dla mnie taka długa. Wciąż te same słowa, na okrągło.

Dziś odmawiam codziennie cały Różaniec i nie narzekam. Tak sobie czasami myślę: może to cierpienie zostało mi ofiarowane, abym nauczyła się dobrze modlić?". Ponownie chwila zastanowienia. " Tak naprawdę modlić się zaczęłam od chwili ostatniej pielgrzymki Ojca Świętego do Polski. Patrząc na tego Wielkiego Człowieka, schorowanego, zrozumiałam, że z wszystkim można się pogodzić, jeżeli w sercu i na ustach jest modlitwa. Pamiętam takie Różańce, kiedy odmawiałam je z płaczem, z bólem. Tego się nie zapomina. To jest taka modlitwa, w której można wszystko powiedzieć. A ja oprócz Boga nie mam komu się poskarżyć. Mam jeszcze mamę, ale ona sama cierpi, ma swój krzyż" .

Pani Zofia głęboko westchnęła, wzrok wbiła w dłonie trzymające " jej radość życia - różaniec" i zaczęła mówić o kolejnych chwilach swojej codzienności. "Zauważyłam, że od kiedy choroba przykuła mnie do łóżka, mam coraz mniej przyjaciół. Nawet sąsiedzi mnie nie odwiedzają, znajomi zapomnieli, a może nie chcą mnie znać, może moja choroba jest dla nich rachunkiem sumienia? Niektórzy mi mówią, że nie mają czasu. W duchu tak sobie myślę: Pan Bóg znajdzie dla was czas, dla mnie też znalazł". Nastała chwila ciszy. Przerwałem ją pytaniem o marzenia. Kolejne łzy. Czułem, że pytanie uderzyło panią Zofię w samo serce. "Chciałabym jeszcze kiedyś wyjść z domu. Iść do kościoła na Różaniec, na majowe. Pójść w procesji Bożego Ciała. Iść na spacer z wnukami, z rodziną. Najbardziej życzyłabym sobie, aby mój syn powrócił na drogę prawdy i sprawiedliwości. Aby nieżył bez Boga, aby nie ufał tylko pieniądzom, aby mi pomógł - przecież tak bardzo potrzebuję dzisiaj jego dłoni. A jego nie ma. Zapomniał o matce". W tym miejscu nasza rozmowa urywa się. Pani Zofia zostaje dalej ze swoją chorobą. Przed moim odejściem życzy jeszcze wszystkim cierpiącym, aby nigdy nie tracili nadziei, a w miejsce samotności wnieśli modlitwę. Słowa te wydają się wielkie, bo wypowiedziane przez osobę, która przez cierpienie mogłaby już dawno stracić nadzieję. A jednak...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podziel się:

Oceń:

2001-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Abp Gänswein: zbieram materiały do beatyfikacji Benedykta XVI

2025-12-17 13:46

Grzegorz Gałązka

„Już od pewnego czasu otrzymuję wiele e-maili i listów zawierających świadectwa cudownych wydarzeń, które miały miejsce po modlitwie i przyzywaniu wstawiennictwa papieża Benedykta. Świadectwa te docierają do mnie z całego świata, są bardzo szczegółowe i dokładne. Zbieram je w miarę ich napływania” - wyznał w wywiadzie dla dziennika Il Tempo były sekretarz zmarłego papieża, a obecnie nuncjusz apostolski na Litwie, w Łotwie i Estonii, abp Georg Gänswein. Rozmawiał z nim Francesco Capozza.

Więcej ...

Leon XIV na liście najlepiej ubranych osobowości

2025-12-17 20:38

Vaican Media

Świat mody rzadko spogląda w stronę Watykanu, jednak w tym roku zauważony i doceniony został styl nowego papieża. New York Times docenił elegancję Leona XIV i umieścił go w gronie najlepiej ubranych osób na świecie. - Lubi być zadbany, a dzięki niemu księża odkrywają tradycyjny strój - wyznał papieski krawiec.

Więcej ...

Jasna Góra: Odwołane rekolekcje o Eucharystii

2025-12-18 16:10

BPJG

Zaplanowane spotkanie na Jasnej Górze (27-28 grudnia) nie odbędzie się!

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Kalendarz Adwentowy: Sprawiedliwy Potomek, Bóg-z-nami

Wiara

Kalendarz Adwentowy: Sprawiedliwy Potomek, Bóg-z-nami

Nowenna do Dzieciątka Jezus

Wiara

Nowenna do Dzieciątka Jezus

Nowi Wikariusze Biskupi odebrali swoje dekrety

Niedziela Częstochowska

Nowi Wikariusze Biskupi odebrali swoje dekrety

Ingres kard. Grzegorza Rysia będzie transmitowany w...

Kościół

Ingres kard. Grzegorza Rysia będzie transmitowany w...

Dr Branca Acevedo: byłam lekarką s. Łucji dos Santos,...

Wiara

Dr Branca Acevedo: byłam lekarką s. Łucji dos Santos,...

Oświadczenie rzecznika diecezji pelplińskiej w związku z...

Kościół

Oświadczenie rzecznika diecezji pelplińskiej w związku z...

Zmarł śp. o. Eustachy Rakoczy - jasnogórski kapelan...

Kościół

Zmarł śp. o. Eustachy Rakoczy - jasnogórski kapelan...

Kalendarz Adwentowy: Ogień Eliasza, światło Jana

Wiara

Kalendarz Adwentowy: Ogień Eliasza, światło Jana

Kalendarz Adwentowy: Pokój jak rzeka, serce jak dziecko

Wiara

Kalendarz Adwentowy: Pokój jak rzeka, serce jak dziecko