Jesień 1980 r. napełniła Polskę nadzieją. Od wyboru papieża Jana Pawła II coś zaczęło się zmieniać w przestrzeni naszych kontaktów międzyludzkich, zarówno tych indywidualnych, rodzinnych, jak i w szkołach czy zakładach pracy. O sprawach społecznych dotyczących sposobu życia, wychowania oraz o prawach ludzi wierzących mówiło się coraz głośniej. Ustępował paraliż myślenia i mówienia. Jako duszpasterz akademicki zauważałem coraz odważniejsze gesty studentów; dochodziły do tego informacje o książkach drugiego obiegu. W tym czasie odczuwaliśmy brak jakichkolwiek wieści o działaniach naszego rodaka na tronie Piotrowym. Powstała nawet myśl, żeby wykorzystać Radio Watykańskie i zacząć wydawać Monitor Kościelny. To zresztą zaczęliśmy robić niedługo po wyborze papieża Polaka. Doszło nawet do tego, że tygodniowe wydanie Monitora dochodziło do kilkuset egzemplarzy. Zorganizowaliśmy jego redakcję, która pod moim kierownictwem dobrze funkcjonowała. Oczywiście, nikt nie otrzymywał za pracę ani złotówki... Po jakimś czasie moi przyjaciele z Ratyzbony postarali się o maszynę drukarską, bardziej automatyczną. Tak oto praca stała się łatwiejsza i skuteczniejsza.
Reklama
W grudniu 1980 r. ówczesny biskup częstochowski Stefan Bareła zaproponował mi wyjazd do lasu pod Częstochową, aby przeprowadzić rozmowę. Akurat wtedy głośna była sprawa podsłuchów założonych u bp. Ignacego Tokarczuka w Przemyślu. W tym czasie księżą biskupi uświadomili sobie, że podsłuchy były już wszędzie. Zresztą później podczas remontu kurii, widziałem te wszystkie kable... Dlatego bp Bareła wybrał na miejsce tak ważnej rozmowy las. Powiedział mi: „Słuchaj, trzeba zająć się staraniem o powrót Niedzieli”. Dokładnie pamiętam zdanie: „Potraktuj tę sprawę priorytetowo”. Byłem wtedy duszpasterzem studentów. Nazajutrz udałem się do bp. Herberta Bednorza, do Katowic. U biskupa było już wielu księży katowickich. Poszedłem do niego na pierwsze piętro i poprosiłem o nadanie biegu w sprawie Niedzieli. Biskup rozłożył ręce i powiedział: „Cóż ja księdzu poradzę?”. I to była cała odpowiedź. Zszedłem na parter i spotkałem ks. Benedykta Woźnicę. – Po co tu ksiądz przyjechał? – zapytał mnie. Opowiedziałem mu, jak przebiegała rozmowa z biskupem, który z ramienia episkopatu był odpowiedzialny za sprawy wydawnicze w Kościele. To właśnie ks. Woźnica poradził mi, żebym się zwrócił do wiceministra Jerzego Ozdowskiego (PZKS), by pomógł mi w przywróceniu wydawania Niedzieli.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Przedstawiłem sprawę bp. Barele. Tak się złożyło, że biskup, jako student KUL, znał osobiście prof. Ozdowskiego, dał mi zatem list polecający do wiceministra z prośbą o wsparcie naszych działań.
Rzeczywiście, list został przez premiera dobrze przyjęty. Od tego czasu pomagał mi on w staraniach o wznowienie wydawania Niedzieli. Nierzadko 3 razy w tygodniu jeździłem do Warszawy. Biskup Bareła zawsze powtarzał, że nie uwierzy, że Niedziela powróci, dopóki nie zobaczy pisma z pozwoleniem na jej druk. O tych drogach mógłbym opowiedzieć naprawdę wiele, niektóre osiągnięcia graniczyły nieraz z wyraźnym cudem.
Ten cud zdarzył się 5 marca 1981 r. Otrzymaliśmy wtedy pismo z Głównego Urzędu Kontroli Prasy i Widowisk zezwalające na druk Tygodnika Katolickiego Niedziela w nakładzie 100 tys. egzemplarzy i rozpowszechnienie go w całej Polsce. Przydział papieru zapewniała Drukarnia Grafpapier w Opolu. Niedziela podlegała cenzurze w Opolu.
Biskup Bareła otrzymał pismo i dopiero uwierzył w skuteczność moich działań.
Niedługo po reaktywowaniu Niedzieli Jerzy Ozdowski został odwołany ze stanowiska wicepremiera i został wybrany na wicemarszałka w Sejmie. W tym czasie zatelefonował do mnie, mówiąc, że napisał do Niedzieli recenzję książki zawierającą kazania prymasa Józefa Glempa z okresu stanu wojennego. Struchlałem. Jak wicepremier rządu w czasie stanu wojennego może omawiać kazania prymasa z tego okresu? Nie mogłem się na to zgodzić. Odmówiłem. Kiedy opowiedziałem o tym bp. Barele, powiedział: „Aleś ty odważny”. Dobra sława Niedzieli była dla mnie jednak ważniejsza niż jakiekolwiek ludzkie względy.