Globalizacja jest zjawiskiem z pogranicza jawy i snu. Nie jesteśmy pewni, jak i kiedy zaczęła działać, nie potrafimy jej jednoznacznie zdefiniować, traktujemy ją jak hasło reklamowe nadchodzącej nowoczesności.
Nieświadomie zanurzamy się w procesie globalizacji, który pochłania wszystkie dziedziny życia. Z jednej strony widzimy w niej synonim wolności, nadziei, równości, z drugiej budzi w nas lęk. Co sprawia,
że zamiast niezależności czujemy skrępowanie, a globalna tolerancja wydaje się tak nietolerancyjna?
"Globalizacja nie jest tym, co wszyscy, a przynajmniej najbardziej zasobni w środki i przedsiębiorczy, chcieliby przeprowadzać czy też czym mają nadzieję się zająć. Globalizacja to to, co się dzieje
z nami wszystkimi", pisze Zygmunt Bauman. Świadomie lub nie, uczestniczymy w tym procesie, który przenika wszystkie warstwy naszej egzystencji. Globalizacja zwykłemu człowiekowi kojarzy się z totalnością,
powszechnością, zjednoczeniem. Obserwujemy proces scalania się państw Europy. Globalizacja wychodzi jednak poza ramy ekonomiczno-polityczne. Jest przede wszystkim dostrzegana w nowoczesnej kulturze,
która ma być jedna i niepodzielna dla całego globu ziemskiego. Mass media, Internet, sieć telefonii komórkowej, coraz szybsze środki transportu przyczyniają się do "globalizowania" społeczeństw. Zjawiska
te przypominają uwspółcześnione wersje hellenistycznego kosmopolityzmu i synkretyzmu religijnego. XX i XXI-wieczne procesy zjednoczenia różnią się jednak od swoich pierwowzorów zasięgiem i tempem zmian.
Wydawać by się mogło, że globalizacja przy swoich założeniach i roszczeniach musi opierać się na tolerancji, która jest jakby fundamentem jej działania. Warto jednak zwrócić uwagę, że globaliści tę
ideę rozpatrują inaczej na płaszczyźnie ekonomicznej i na płaszczyźnie kulturowej. W pierwszej domagają się zdjęcia wszelkich ograniczeń i nieskrępowanej wolności, w drugiej dopuszczają tylko te zjawiska,
które sami popierają.
Pomóż w rozwoju naszego portalu