Ella Brochwicz-Potkańska mówiła o swoim talencie, że „ten talent to złoto dane mi od Boga”. Urodziła się w Potworowie ok. 1885 r. w rodzinie szlacheckiej. Jej ojciec Juliusz, hrabia Potkański, był dziedzicem Potworowa i Grabowej oraz radcą przy Dyrekcji Głównej Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. Natomiast matka Eda z Woydów, malarka, to córka prezydenta Warszawy Kazimierza Woydy.
Jako młoda dziewczyna mieszkała z rodziną w Wersalu. Jej prace prezentowane były na wystawie sztuki w Londynie, gdzie została nagrodzona złotym medalem. W 1908 r. pokazała również swoje prace na wystawie kobiet malarek i rzeźbiarek w Paryżu. Zdobyła tam dyplom za obraz przedstawiający scenę z Quo vadis Henryka Sienkiewicza. Jako znana i nagradzana malarka po odzyskaniu przez Polskę niepodległości mogła wreszcie wrócić do kraju.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jak mówi dr Urszula Stępień, kustosz muzeum diecezjalnego, utrzymywała kontakt z ks. Janem Wiśniewskim, którego poznała na plebanii w Potworowie: – W jednym z listów napisanych do niego w 1925 r. wspomina, że kiedy po 1915 r. pozwolono im wrócić do Potworowa zastali tam tylko „pustkę i ruiny”, a wszystko było „zniszczone, potłuczone, rozbite, podarte lub skradzione”. Prawdopodobnie od ok. 1925 r. mieszkała we wsi Pobiedna przyległej do Nowego Miasta nad Pilicą w „maleńkiej chatce słomą krytej”.
Reklama
W liście do ks. Jana Wiśniewskiego czytamy, że w 1925 r. zamierzała przenieść się do Przysuchy: „Szanowny Ksiądz Proboszcz wie, przodkowie moi służyli Bogu i Ojczyźnie, szczycić się mogę z takiego rodu, nie dlatego, że to byli wielcy i bogaci, ale z tego, że byli szlachetni i dobro czyniący, a ja dziś biedna, ostatnia latorośl. Przeżyłam szeregi dni bez kawałka chleba. W mrozy trzaskające, kiedy dubeltowe okna w mieszkaniu zakute mrozem były, nie posiadałam łupki drzewa. Przekonana jestem, że żywiej mój los go zainteresuje, a czując Jego życzliwość ośmielam się tu skreślić prośbę: Proszę bardzo wybadać, czy dla mnie nie byłoby korzystnie przenieść się do Przysuchy? Zapewne Panią Dembińską z Przysuchy ksiądz proboszcz zna. Dziedziczka by mi co może wynajęła lub puściła w dzierżawę, słyszałam, że ma być bardzo dobra. Pamiętam w Przysusze domek. Mam krówkę, jeszcze z Potworowa i tegoroczną jałóweczkę, zatem mikroskopijne gospodarstwo, w którem się tak miłuję. W takich warunkach jak moje zrozumiałam, że pędzel sam to za wątła podpora do życia. Kawałeczek ziemi tak wielką byłaby mi pomocą. Może w Przysusze lekcje by się jakie trafiły francuskiego lub rysunku uczniowskiego z progimnazjum. W Nowym Mieście nie ma na to popytu”.
– Nie wiadomo, czy przeniosła się do Przysuchy, bowiem list napisany do księdza J. Wiśniewskiego w 1935 r. datowany jest jeszcze w Pobiednej – mówi Urszula Stępień. Artystką pod koniec życia opiekowały się Siostry Służki Maryi Panny Niepokalanej z Nowego Miasta nad Pilicą. Zmarła w 1955 r.
Imponujący dorobek
Artystka Ella Podkańska pozostawiła po sobie imponujący dorobek, który wymaga opracowania. Większość jej prac znajduje się w kościołach, które kiedyś leżały w granicach diecezji.
Rysunki Leontyny Łączyńskiej z kolekcji ks. Jana Wiśniewskiego powstały w latach 1850-60.
– Pierwsze obrazy powstały w 1906 r. Były to: Matka Boska Różańcowa do kościoła w Mniszku (nie zachowany) i Święta Rozalia do kościoła w Odrowążu. Namalowała ponad 30 obrazów ołtarzowych, 9 obrazów do feretronów, blisko 40 obrazów do chorągwi procesyjnych i sztandarów. Odnowiła 14 obrazów ołtarzowych w różnych kościołach, a w 1925 r. podjęła się całkowitego remontu kościoła w Białobrzegach, gdzie miała do pomocy dwóch malarzy, którzy wykonywali prace wysoko na rusztowaniach lub drabinie. Do kościoła w rodzinnym Potworowie namalowała stacje męki Pańskiej, obraz ołtarzowy, 4 obrazy na ścianę, 2 obrazy do feretronu oraz 4 antepedia malowane w kwiaty – wylicza dr Urszula Stępień, kustosz muzeum.
Wyjątkowa graficzka
Reklama
Kolejną z sandomierskich artystek, o której warto pamiętać, jest Leontyna Łączyńska herbu Kościesza. Urodziła się ok. 1830 r., zmarła natomiast w roku 1911. Była córką Rafała Edwarda Łączyńskiego herbu Kościesza i Kamili Biernackiej herbu Poraj, żoną Antoniego Skarbka Kruszewskiego.
– Na pewno wiadomo, że w 1866 r. wystawiła w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie medalion gipsowy przedstawiający Stefana Ronkiera. Medalion portretowy z gipsu jej autorstwa znajduje się także w zbiorach Muzeum Diecezjalnego, który został ofiarowany przez ks. Jana Wiśniewskiego – opowiada Urszula Stępień.
Portrety z epoki
Wśród wielu dzieł sztuki znajdujących się w Muzeum Diecezjalnym można oglądać rysunki Leontyny Łączyńskiej. Zbiór ponad 50 szkiców dokumentujących ówczesne życie towarzyskie zatytułowany jest „Obywatele Ziemi Sandomierskiej”.
Jak mówi dr Urszula Stępień: – Rysunki z kolekcji ks. J. Wiśniewskiego powstały w latach 1850-1860. Zbiór, o którym mowa, obejmuje ponad 50 szybkich szkiców o zacięciu satyrycznym, dokumentujących życie towarzyskie ziemiaństwa i mieszczan z okolic Sandomierza, Koprzywnicy i Sulisławic. Za niezwykle cenne uznać należy odnalezienie wśród nich rysunku przedstawiającego Halinę, córkę Piotra z Krępy, ukazanej w momencie wprowadzenia Tatarów do lochu Piszczele w Sandomierzu. W XIX-wiecznym Sandomierzu znana była legenda o Halinie Krępiance. Najstarsza redakcja tej legendy zamieszczona jest w książce J. N. Chądzyńskiego Wspomnienia sandomierskie i opis miasta Sandomierza, który napisał, iż legendę przytacza „z ustnych podań, za rzeczywistością których nie ręczę”. O Halinie pisał także w XIX wieku sandomierski duchowny ks. Apolinary Knothe. Rysunek Leontyny Łączyńskiej ukazujący Halinę z uniesioną wysoko ręką trzymającą zapaloną pochodnię może przywoływać romantyczne wyobrażenia Polonii. W świadomości Polaków, którym przyszło żyć w niewoli, emocjonalny gest Haliny stał się nie tylko symbolem ocalenia Sandomierza, ale także alegorycznym przedstawieniem dążeń Polaków do wolności. W poczcie świętych polskich z 1862 r. Piotr z Krępy przedstawiony jest jako osoba błogosławiona. Leontyna Łączyńska w blasku aureoli ukazała także jego córkę Halinę.