Na podstawowe cele państwa jakimi są zapewnienie obronności kraju, bezpieczeństwa wewnętrznego i sądownictwa, oraz krajowej infrastruktury, państwo polskie przeznaczyło w 2019 r. ok. 16% całości wydatków z budżetu (co stanowi ok. 1,76% PKB (Produktu Krajowego Brutto).
Z pozostałych w kasie państwa pieniędzy pochodzących z kieszeni obywateli część miała zostać zwrócona w postaci emerytur i zasiłków dla różnych grup obywateli, czyniąc ich w ten sposób uzależnionymi od państwowej „opieki”, część przeznaczona na spłacanie długów i innych zobowiązań zaciągniętych przez państwo (na ogół bez zgody i wiedzy obywateli). Pozostała reszta, rzędu 40% wszystkich wydatków budżetowych przeznaczona została na cele, które państwo sobie przejęło od społeczeństwa. Do takich celów należy zajmowanie się przez państwo ponad 20 różnymi dziedzinami ludzkiej działalności takimi jak np.: edukacja, lecznictwo, pracodawstwo, sport i turystyka, kultura i sztuka, samorządy(!) i możliwe ich kontrolowanie. Oczywiście z owych podanych w budżecie pieniędzy przeznaczonych na określone cele docierają do beneficjentów tylko sumy uszczuplone wydatkami administracyjnymi na rozdętą biurokrację.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Jak napisał w nr. 41 dodatku Europa Christi Andrzej Stanisławski, w pewnej gminie na Podlasiu liczba zatrudnionych tam urzędników przed wybuchem I Wojny Światowej wynosiła 6 osób łącznie ze „stójkowym”, czyli policjantem. W okresie między obiema wojnami liczba ta wzrosła już do 30 ludzi, a obecnie wynosi 60 – czyli w ciągu ponad 100 lat wzrosła ona dziesięciokrotnie!”.
Z danych statystycznych wiemy też, że w 1990 r., a więc w okresie, w którym państwo polskie przejmowało dziedzictwo socjalistycznego wybitnie zetatyzowanego PRL-u, całkowita liczba urzędników państwowych i samorządowych wynosiła 242,4 tys. osób. W 2019 r. wyniosła już 687,4 tys. a więc wzrosła o 445 tys. osób! W międzyczasie ludności w Polsce ubyło o 43 tys. osób, a przeciętna wieku pozostałych wzrosła o 7,5 lat dla mężczyzn i 7 lat dla kobiet.
Przyjmując nawet, że w ciągu tego 29-letniego okresu mógł nie nastąpić żaden postęp lub regres technologiczny w dziedzinie prac biurowych i administracyjnych, to taki ogromny przyrost liczby urzędników z zasady nieprodukujących żadnych użytecznych dóbr, a będących na utrzymaniu społeczeństwa, niezbyt dobrze świadczyłby o gospodarności, mądrości i świadomości obywateli, zgadzających się na ów olbrzymi rozwój pasożytniczej biurokracji, a także o uczciwości polityków i władz w stosunku do społeczeństwa.
Reklama
W rzeczywistości powyższe liczby nie przedstawiają jednak pełnego obrazu zaistniałego stanu rzeczy. Jeśli bowiem weźmie się dodatkowo pod uwagę ogólny postęp technologiczny, również w dziedzinie prac biurowych, informatyki i elektroniki, to ów rozwój biurokracji jest niesamowity. Przecież ponad 100 lat temu pierwsze w historii („toporne”) maszyny do pisania dopiero wchodziły na rynek. Były drogie i w niewielu urzędach na terenie Polski zaczynano ich używać. Dokumenty były sporządzane pismem ręcznym przy użyciu stosunkowo prymitywnych środków. Obecnie, dzięki komputerom, pisanie i kopiowanie dokumentów odbywa się wielokrotne szybciej, a ich rozsyłanie pocztą elektroniczną – w mgnieniu oka. W wyniku tego jeden urzędnik może teraz zastąpić kilku sprzed ery komputerów i innych pomocy elektronicznych. Zatem skoro może, to dlaczego dzieje się akurat odwrotnie i zamiast zmniejszania się ilości urzędników dzięki wzrostowi wydajności zajęć drastycznie ich przybywa?
Oczywiście muszą się gdzieś oni pomieścić i pełnić jakieś funkcje, dlatego związane jest to z powstawaniem, rozmnażaniem i rozprzestrzenianiem się różnych urzędów (o ilości i zakresie działania polskich ministerstw kierowanych przez ponad 100 ministrów i wiceministrów, o obsadzie różnych państwowych etatów przez tysięczne zastępy ludzi mających pełnić funkcje administracyjne czy realizować różne państwowe programy oraz o rozkwicie biurokracji samorządowej każdy może się dokładniej dowiedzieć poprzez internet).
Reklama
Politycy dla przypodobania się wyborcom obiecują im różne „bezpłatne” dobrodziejstwa ze strony państwa i w związku z tym, gdy się już do władzy dostaną, powołują do życia nowe urzędy lub rozwijają już te istniejące, które obsadzają „swoimi ludźmi” dla realizacji owych obietnic. W związku z tym, dla wykazania się swą działalnością, legislatorzy, których w Polsce jest nadmiar (według Wikipedii, w przeliczeniu na liczbę ludności kraju, jest ich już w Polsce ponad 8,8 – tyle, co w Stanach Zjednoczonych) wymyślają i uchwalają różne nowe prawa. Ta „radosna twórczość” jest prowadzona na masową skalę. W 2020 r. np. (według znanego portalu www.prawo.pl) opublikowano w Polsce 125 890 aktów prawnych w 66 różnych dziennikach urzędowych. W tymże roku weszło w życie 15 tys. stron nowych ustaw. Przy takiej hiperinflacji praw stanowionych, niekiedy wzajemnie sprzecznych i co roku się nawarstwiających, któż jest w stanie je poznać, nawet gdyby tego chciał, a więc i móc się do nich stosować? Psychicznie zdrowy człowiek wie, że takiemu zadaniu nie podoła (a nawet niektórego z nich prowadzić może do nieprzyjemnego odczucia, że znalazł się w jakimś wielkim zakładzie dla umysłowo chorych), a nie znając praw, nieświadomie i bardzo łatwo staje winnym ich łamania, stając się przestępcą, którego władza może karać. Z prawa podaży i popytu wiadomo jednak, że przy nadmiarze podaży jakiegoś niezbyt pożądanego produktu (a do takich należą wciąż nowe prawa) ich wartość się obniża, bo popyt na nie spada. W danym przypadku hiperinflacji praw stanowionych stają się one praktycznie bezwartościowe mimo wielkich kosztów ich „wyprodukowania” i są przykładem marnotrawstwa środków publicznych oraz ludzkiej energii.
Niestety, w rzeczywistości jest jeszcze gorzej, a to z dwóch powodów: sporo z owych praw jest niejasnych lub w sprzeczności z innymi, a więc bywają one różnie interpretowane, prowadząc do chaosu i ogólnego bałaganu prawnego. Drugim niezwykle ważnym powodem szkodliwości społecznej takich praw jest to, że wiele z nich ustanowionych zostało w sprzeczności z prawem Bożym – prawem człowieka do życia, własności i wolności. Dlatego z perspektywy chrześcijańskiej prawa stanowione w sprzeczności z prawem naturalnym człowieka do życia, własności i wolności są przejawem promocji bezprawia, a więc są moralnie nie do zaakceptowania.
Urzędnicy, na ogół nieświadomi zła moralnego takich praw stanowionych, zajmują się wdrażaniem ich w życie poprzez wymyślanie i sporządzanie różnych zarządzeń, przepisów i regulacji oraz kontrolowania ich przestrzegania przez ludność. Ogranicza to własność i wolność obywateli łącznie z ich obywatelskimi prawami rodzicielskimi i wolnością działalności gospodarczej, będących podstawą ładu społecznego oraz rozwoju gospodarczego kraju.
Reklama
Do dodatkowych, mało widzialnych, ale olbrzymich kosztów, jakie społeczeństwo ponosi w utrzymaniu rozdętego aparatu biurokratycznego, zaliczyć należy też szkody z powodu nepotyzmu i korupcji różnych urzędników. Niestety, im więcej różnych praw, urzędów i urzędników, tym więcej korupcji i „nierządu”. Nasuwa się tu skojarzenie z sytuacją w Polsce w XVIII wieku, gdy mawiano, że „Polska nierządem stoi”. Finałem owej sytuacji stały się rozbiory Polski. Oby obecne „stanie nierządem” nie zakończyło się równie tragicznie...
Czy wyżej opisany stan rzeczy jest moralnie do zaakceptowania?
Jeśli nie, to co robić?
Proponuję, aby tworzyć przy parafiach lub istniejących już stowarzyszeniach czy organizacjach katolickich i patriotycznych „koła” i grupy obywateli chcących uzdrowienia swego kraju i wzmocnienia jego siły, które miałyby za cel:
1) Alarmować polską opinię publiczną, a szczególnie środowiska religijne o opisanej wyżej sytuacji zagrożenia kraju;
2) Samodokształcać się w dziedzinie podstaw prawdziwej ekonomii (opartej na prawach naturalnych);
3) Monitorować działalność swych przedstawicieli we władzach lokalnych i krajowych celem sprawdzania, czy prawa stanowione (wszelkich stopni), które uchwalają, nie kłócą się z moralnością i prawami naturalnymi człowieka, a jeśli tak, to potępiać taką działalność promocji bezprawia i wywierać stanowczy nacisk na tych przedstawicieli, aby zaniechali tej promocji, a możliwie sami zaczęli takie bezprawie zwalczać;
4) Wywierać naciski na swych przedstawicieli we władzach państwowych i samorządowych lub bezpośrednio na te władze, aby znacząco redukowały, a nawet możliwie likwidowały wydatki na cele, którymi w myśl subsydiarności mogą się zajmować ze znacznie lepszym skutkiem instancje niższego rzędu (jak np. rodzice – wychowaniem swoich dzieci, czy potencjalni pracodawcy – zatrudnianiem osób chcących pracować);
Reklama
5) Żądać od władz natychmiastowego zamrożenia etatów w administracji państwowej i samorządowej, zakazując przyjmowania do pracy nowych ludzi nawet na miejsca zwolnione przez pracowników odchodzących na emeryturę lub z innych powodów.
6) Stale modlić się do Pana Boga o dar mądrości dla nas samych i całego narodu polskiego!
Powyższe bicie na alarm i sugestie działań na rzecz prawdy i dobra ogólnego oczywiście nie przeszkadzają w podejmowaniu innych działań w tym samym celu, a czynione są dla pobudzenia lub rozwijania obowiązującej każdego chrześcijanina praktyki czynienia dobra!