Wjeżdżając do Starego Kramska, zwłaszcza jesienią, wyczuwa się aurę niezwykłej historii. A ta rozpoczyna się tutaj setki lat temu, bo już na przełomie XII i XIII wieku. Dzieje wsi są bardzo burzliwe i naznaczone kilkoma bolesnymi cierniami. Podczas potopu szwedzkiego w 1657 r. została ona całkowicie spalona, a w czasie drugiego zaboru Rzeczypospolitej w 1793 r. włączona do Prus. Nie złamało to jednak polskiego ducha, a na ziemi twardej od walki, krwi i potu wyrosło wielu patriotów. – Nie sposób komukolwiek z zewnątrz uświadomić sobie, że tu niedaleko przechodziła granica, ale ta ziemia, przez cały okres zaborów i niemieckiej okupacji, zachowała polski charakter. Czynna była polska szkoła i działały polskie organizacje. Tu zawsze była Polska i o tę polskość ludzie przelewali krew. Z takiej rodziny i w takim duchu patriotyzmu wyrósł o. Leander – rozpoczyna opowieść o niezwykłym kapłanie ks. Waldemar Sołtysiak, proboszcz parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Nowym Kramsku.
Wiara i nadzieja
Reklama
Ojciec Leander przyszedł na świat 4 stycznia 1909 r. w Starym Kramsku jako Henryk Kubik – trzeci z siedmiorga dzieci Karola i Marianny Kubików. Idąc za głosem powołania, wstąpił do Zakonu św. Benedykta w Lubiniu, gdzie złożył pierwsze śluby zakonne, a kilka lat później w 1937 r. w Pradze przyjął święcenia kapłańskie. W czasie drugiej wojny światowej początkowo od stycznia 1940 r. zastępował, a następnie od sierpnia tegoż roku objął na stałe swoją pierwszą parafię w Siemowie k. Gostynia. Dał się tam poznać jako gorliwy kapłan, który swoją dobrocią i serdecznością zdobył sobie sympatię i serca mieszkańców. Nauki i kazania, które głosił o. Leander, umacniały w sercach wiernych wiarę i dawały nadzieję na przetrwanie ciężkich czasów nazistowskich zbrodni. Odwaga młodego kapłana szybko zwróciła uwagę dowódców Armii Krajowej, którzy powierzyli mu duchową opiekę nad młodzieżowym oddziałem wojskowym, tzw. Czarnym Legionem. Nie na długo. Wiosną 1941 r. organizacja zostaje zdekonspirowana, jej wszyscy członkowie aresztowani, a ich kapelan pojmany przez gestapo w Wielki Piątek podczas modlitwy w kościele przed obrazem Matki Świętej Bolejącej nad Ciałem Chrystusa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Na straży wartości
Kim był zakonnik? Co wyróżniało go spośród innych kapłanów? Ojciec Leander Henryk Kubik to syn tej ziemi, kapłan i wielki patriota, który będąc w więzieniu w jednym z grypsów do współwięźniów zapisał: „Polska stoi dziś na straży własnej wartości i honoru Europy. Więcej niż kiedykolwiek potrzeba nam hartu ducha, zdrowia i tężyzny moralnej, jeżeli chcemy wytrwać zwycięsko aż do końca”. – Cóż powiedzieć – są to słowa aktualne do dzisiaj – mówi Joachim Niczke, sołtys Starego Kramska, który jak nikt inny, wszędzie gdzie tylko może, opowiada o niezwykłym zakonniku i sam doświadcza jego opieki na co dzień w swoim życiu. – On jako proboszcz w Siemowie nie nawoływał do walki, ale zachęcał do wytrwania i ufności Panu Bogu, jego kazania były pełne nadziei, której w tym czasie, jak nigdy było potrzeba. Z kolei w więzieniu pisał modlitewniki, zachęcał do modlitwy za oprawców, dzielił się chlebem, rozdawał współwięźniom własnoręcznie wykonane różańce – dodaje.
Kandydat na ołtarze
Reklama
Sołtys Starego Kramska opowiada, że kapłan z więzienia gestapo w Rawiczu trafił do innego – w Zwickau. – Tam o. Leander działał tak, jakby miał pozwolenie od władz, jak rzeczywisty kapelan: pocieszał innych więźniów, spowiadał, organizował modlitwę różańcową. W Zwickau spotkał się z pięcioma męczennikami salezjańskimi z Poznania, którzy zostali przewiezieni tam z berlińskich więzień, obejmując ich duchową opieką i udzielając im ostatnich rekolekcji w życiu, ponieważ zostali skazani na karę śmierci. Najmłodszy z nich miał 17 lat – mówi Joachim Niczke. – Uczniowie już są błogosławieni, a mistrz jeszcze nie. Dziś to kandydat na ołtarze, trwa jego proces beatyfikacyjny – dodaje, przytaczając kilka świadectw łask otrzymanych przez modlitwę za wstawiennictwem o. Leandra, m.in. dziś już 2-letniego Kubusia, który miał być poddany aborcji ze względu na liczne torbiele w okolicy głowy i nerek, a który przyszedł na świat cały i zdrowy z 10 punktami w skali Apgar.
Wierny do końca
Pamięć o o. Leandrze odżyła za sprawą lokalnej społeczność, która przywróciła ją dopiero przed kilkunastu laty. – Jego szczątki zostały tak naprawdę odkryte niedawno, bo przed 20 laty, przez mieszkańców i głośniej wyartykułowane przez poprzedniego proboszcza ks. prof. Jana Radkiewicza, który widząc na cmentarzu zaniedbany grób młodego księdza, zaczął o niego dopytywać. Z czasem o. Leandrowi został postawiony piękny, symboliczny pomnik, z młodym złamanym drzewem, aby ukazać, że tak jak on zostało ono złamane w sile życia, ale jego korzenie tkwią w Bogu. Święci czasem upominają się o swój kult, jak Andrzej Bobola czy wielu innych, bo o świętości nie wolno zapomnieć – mówi ks. Waldemar Sołtysiak. Dziś w archidiecezji poznańskiej, gdzie posługiwał, z inicjatywy abp. Stanisława Gądeckiego rozpoczął się proces beatyfikacyjny kapłana-męczennika. – Nasze doroczne spotkania w rocznicę śmierci o. Leandra sprawiają, że coraz bardziej zaczynamy tę postać poznawać, nie tylko jako księdza, ale jako człowieka dozgonnie wiernego ojczyźnie. Jako kapelan Czarnego Legionu stworzył młodzieży rotę-przysięgę na wierność Kościołowi, krzyżowi, Ewangelii i Ojczyźnie, aż do ostatniej kropli krwi. On stał się nie tylko twórcą tej przysięgi, ale też sam pozostał jej wierny do końca.
Wracaj do korzeni
Przewożony z więzienia do więzienia, z obozu do obozu, przez Rawicz, Zwickau, Dieburg i Darmstadt, o. Leander w końcu trafił do więzienia we Wronkach, na swoją „Golgotę”, gdzie 14 października 1942 r., zamęczony, dopełnił swojego żywota.
– Kiedy matka o. Leandra otworzyła trumnę z ciałem syna, świadkowie opowiadali, że było ono tak potwornie zbite, jak ciało bł. ks. Jerzego Popiełuszki wyłowione z rzeki. Do końca wierny ideałom, ale przede wszystkim jako kapłan do końca pozostał wierny Chrystusowi. Mógł powiedzieć za św. Pawłem: „Żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus”. Stąd emanacja Chrystusowego daru jego obecności jest dla nas dzisiaj wielkim zadaniem, żebyśmy tutaj, na tych ziemiach, w czasach, kiedy panuje ogromna laicyzacja, a rodziny tracą często kontakt z wiarą, pobożnością i duchem patriotyzmu, migrując po bogatych krajach świata, żeby tam się dorobić, o. Leander jest dla nas tym, który wskazuje i zachęca: „Wracaj do korzeni” – podkreśla kapłan.