Kiedyś zaczynali byli najlepsi spośród amatorów, teraz ich dokonania można mierzyć miarą profesjonalistów. Mowa tu o Inicjatywie Teatralnej Polonistów, Psychologów, Pedagogów (w skrócie ITP). Jest to
grupa aktorów-amatorów, działająca na KUL-u. O ich poczynaniach pisaliśmy już wielokrotnie. Najpierw z okazji musicalu Toastu, potem Historyi. Teraz przyszedł czas na coś zupełnie innego.
Najnowszą propozycją ITP jest spektakl Nasze miasto na podstawie dramatu Thortona Wildera pod tym samym tytułem. Rzecz jest o problemach nam bliskich, bo codziennych. Miasteczko - jedno z wielu, jakie
zapewne każdy z nas zna. Zupełnie przeciętne, miejscami nawet szare. W tym mieście żyją obok siebie dwie sąsiedzkie rodziny szanowanych obywateli miasta. Żyją raczej skromnie, ale potrafią się cieszyć
tym, co mają. Dumą każdej z tych rodzin są ich dzieci, Emilka i Gorge. Pewnego dnia, ku wielkiemu zaskoczeniu rodziców, okazuje się, że tych dwoje ma się ku sobie, co więcej - planują ślub i wspólne życie.
Ten spektakl jest warty obejrzenia z dwóch powodów. Po pierwsze: możemy w nim zobaczyć ks. Mariusza Lacha SDB - kierownika ITP w podwójnej roli reżysera i aktora. Po drugie - konwencja spektaklu jest
nieco inna od dotychczasowych. Przede wszystkim nie jest to musical. Wszyscy, którzy przyzwyczaili się do muzyki i tańca ITP, będą mile zaskoczeni. Brak śpiewów nie umniejsza tego przedstawienia, przeciwnie
- jest okazją do pokazania innej rzeczywistości. Kolejnym novum jest to, że spektakle mają się odbywać w małej sali, przy publiczności liczącej jedynie pięćdziesiąt osób. Krzesła są ustawione z trzech
stron wokół sceny, gdzie grają aktorzy. Czasami siedzi się tak blisko, że widać bardzo wyraźnie np. kolor pomadki aktorki. Wszystko po to, bo jak powiedział ks. Mariusz "są rzeczy, o których nie da się
opowiedzieć przez wzmacniacze mikrofonów i przy tłumie publiczności".
Zakończenie tego przedstawienia jest zupełnie nieoczekiwane. Można by pomyśleć, że autor zupełnie burzy nam wizję rzeczywistości, nie takiego zakończenia oczekiwaliśmy na początku. Zupełnie jakby
niemożliwy był szczęśliwy koniec tej sielanki. Jednak przesłanie jest aktualne i tym bardziej potrzebne, że często w nawale zajęć zapominamy o rzeczach oczywistych i w życiu każdego człowieka najważniejszych.
Zdradzę tylko, że ostatnia scena rozgrywa się na cmentarzu. Resztę muszą Państwo koniecznie obejrzeć sami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu