Czy rzeczywiście należy bać się globalizacji? Czy jest ona jakimś monstrum, wobec której postawa strachu jest właściwa? Może to tylko hasło, za którym nie kryje się nic nowego? A jeśli globalizacja
została ubrana w symbol, jeśli stała się kluczem do nowej rzeczywistości? Czym ona jest? Jakie mechanizmy ją nakręcają? Może nie powinno się jej jedynie oskarżać.
Ciekawy jest publicystycznie przedstawiony bilans zysków i strat globalizacji, jaki nakreślił Jarosław Gowin, redaktor naczelny miesięcznika Znak (2003, nr 4): "Globalizacja to nie gra o sumie
zerowej (w której zysk bogatych to pochodna ubożenia biednych), amerykanizacja kultury i zamach na suwerenność państw narodowych. Bilans globalizacji jest bardzo ambiwalentny. Generalnemu przyśpieszeniu
rozwoju gospodarki światowej towarzyszy kryzys dużych regionów kuli ziemskiej (z Afryką na czele). Skutkiem ubocznym wzrostu wydajności pracy jest pojawienie się ludzi wykluczonych, zbytecznych na nowoczesnym
rynku pracy. Ale też w samej Azji w poprzedniej dekadzie ze stanu nędzy wydobyło się 800 milionów ludzi... Państwa narodowe istotnie częściowo tracą suwerenność, nierzadko na rzecz nie
podlegających demokratycznej kontroli organizacji międzynarodowych (w rodzaju Światowej Organizacji Handlu), ale równocześnie zmniejsza się ryzyko wojny... Dzięki globalizacji zwiększa się komunikacja
międzynarodowa, tyle że lokalne, odwieczne kultury zastępowane są przez papkę kultury masowej".
Tak, globalizacja jest ambiwalentna. Stwarza szansę i rozsiewa zagrożenia. Globalizacja reprezentuje i propaguje "nowość" rozwiązań, które nakładają się na wcześniejszą przewidywalność społeczną.
Z czasem ta "nowość" będzie lepiej zdiagnozowana i zreformowana. Wielka niewiadoma tkwi na pewno i w tym, że niektóre jej mechanizmy, jeszcze nie za bardzo poznane, chociaż potężne
i same w sobie martwe, mogą wpaść w nieodpowiednie ręce. Są to jakby ostre i skuteczne "miecze społeczne" - finansowe, gospodarcze, polityczne, informacyjno-medialne i kulturalne.
Nabierają one ostrości głęboko moralnej, czyli ludzkiej, bądź też nieludzkiej. Zależy to oczywiście od stopnia dojrzałości człowieka, który bardzo zwyczajnie swoją moc wolności zanurza - o ile zanurza
(!) - po prostu w sanktuarium sumienia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu