Potrzeba dużej siły do walki z tak potężnym przeciwnikiem. One tę siłę w sobie znajdują. Są chwile, gdy bezsilność przygniata je do ziemi, ale potem wstają i walczą dalej. Nie mogą się poddać. Tu chodzi o ich życie.
Danuta
Reklama
Pierwszą moją rozmówczynią jest Danuta, amazonka ze Słupska. Mówi, że choruje 3,5 roku. Dopiero. O chorobie dowiedziała się na kontrolnej mammografii. Wcześniej towarzyszyła w walce z rakiem swojej mamie. – Kontrolowałam się tak co 2 lata, nie panikowałam, jednak w którymś momencie jakby Pan Bóg do mnie powiedział: Danka, ty się weź opamiętaj! Ty idź się sprawdź, bo już 2,5 roku nie byłaś. To było takie olśnienie umysłu. Poszłam się zapisać na mammografię, a pani mi mówi, że aparat jest nieczynny, że trzeba poczekać. I pewnie znowu przez dłuższy czas nie poszłabym się zbadać, ale ta pani, która mnie zapisywała, zadzwoniła do mnie za 3 dni i mówi, że ma dla mnie termin. Wydawało mi się, że mam tak dużo chorób, iż rak już mi się nie zmieści, a zmieścił się – kwituje żartobliwie. Mówi głosem spokojnym, ale po jej policzkach zaczynają płynąć łzy, które rozmazują makijaż. – Z uwagi na to, że tę drogę w jakiś sposób przeszłam wcześniej z mamą, to gdy usłyszałam swoją diagnozę, od razu zaczęłam działać, zastanawiać się, do którego lekarza iść, gdzie szukać pomocy. Czułam nie tyle strach, ile potrzebę podejścia do raka jak do kolejnej choroby, którą trzeba po prostu pokonać. Mam dużo innych chorób, które musiałam pokonywać, może to mnie zahartowało, że w obliczu tej diagnozy nie było strachu, tylko myśl, iż trzeba się wziąć w garść i walczyć dalej. Na razie wszystko jest dobrze. Nawet nie musiałam mieć chemii, bo było to wykryte we wczesnym stadium – wyjaśnia p. Danuta. – Czy wiara pomaga w chorobie? – pytam. – Wiara staje się niesamowitym oparciem, punktem odniesienia. Wydaje mi się, że ludzie bez wiary nie mają się na czym oprzeć. Oczywiście, że znajdujemy oparcie w rodzinie, w bliskich osobach, ale w Panu Bogu i w Maryi mamy największe oparcie i źródło nadziei – zaznacza z przekonaniem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Barbara
Reklama
– Nie badałam się. Nawet nie wiedziałam o czymś takim jak rak piersi. Poszłam na badania późno, bo mnie już zaczęło bardzo boleć – wspomina Basia. – Pierwsza myśl to pytanie: dlaczego ja? Zaczęłam się bardzo modlić. Nie panikowałam. Wiedziałam, że modlitwa doda mi otuchy. Trzeba wierzyć, bo kto nam pomoże, jeśli nie Pan Bóg? Oczywiście, obok lekarzy i psychologów. Mąż był wtedy przy mnie, czekał, aż dojdę do siebie; była również cudowna pani doktor Małgorzata Bigosz-Kubica. To matka wszystkich amazonek, anioł, który niejedną z nas wyleczył. Wytłumaczyła mi, na czym rzecz polega i co trzeba zrobić. Zrobiłam wszystko pod jej dyktando, poddając się jak małe dziecko. I z Bożą pomocą się udało. Jestem 14 lat po chorobie i cieszę się zdrowiem – mówi p. Barbara. Jest szczupłą, zadbaną blondynką. Działa w Stowarzyszeniu Częstochowskie Amazonki. Czuję otwartość, więc zadaję kolejne pytanie: – Jak rak zmienia życie? – Choroba bardzo zmienia myślenie. Człowiek inaczej patrzy na świat, na wszystko. Teraz dopiero potrafię docenić, jakie mam piękne życie. I wiem, jak trzeba szanować życie swoje i innych – podkreśla. Porusza także ważny temat, jakim jest profilaktyka raka piersi. – Przede wszystkim dziewczyny powinny raz w miesiącu robić sobie samobadanie piersi. I jeżeli cokolwiek wykryją, jakiś maleńki guzek, od razu robić badania. To jest pierwsza rzecz, która uchroni je przed tym, że rak będzie tak zaawansowany, jak był u mnie. W tej chwili medycyna poszła tak do przodu, że wystarczy wyciąć taki guzek i obejdzie się bez amputacji piersi. A jeżeli nawet będzie ona konieczna, to można od razu zrobić rekonstrukcję piersi i po prostu normalnie żyć – tłumaczy.
Janina
To było 23 lata temu. Na mammografię wysłał ją zakład pracy. Potem trafiła do szpitala. Dzięki temu, że rak został wykryty w bardzo wczesnym stadium, wystarczyła hormonoterapia. – Co Pani czuła, gdy się dowiedziała, że ma raka piersi? – pytam nieśmiało. – Zaskoczenie. Strach. Bunt. Pustkę. I pytanie: co będzie dalej, operacja czy śmierć? – Czego Pani wtedy najbardziej potrzebowała? – kontynuuję. – Wsparcia bliskich, przyjaciół, znajomych. Choć nie zawsze przyjaciele i znajomi wiedzą, jak podejść do tego problemu. Najczęściej się boją. Wtedy należałoby wyjść do nich i samemu poprosić ich o pomoc – podpowiada p. Janina. Ogromne wsparcie otrzymuje się również od innych kobiet, które walczą z rakiem piersi. Dlatego warto być w klubie amazonek. – Niektóre osoby uważają, że wszelką wiedzę i pomoc znajdą w internecie. Nieprawda. Zetknięcie się z drugim człowiekiem, spojrzenie sobie w oczy i usłyszenie: jak ja z tego wyszłam, to ty też wyjdziesz, dodaje nadziei i siły do walki z chorobą – przekonuje p. Janina. – My, amazonki, chcemy pokazywać innym kobietom, że pokonałyśmy chorobę, że żyjemy i cieszymy się życiem, żeby i one wracały do życia – dodaje, obdarzając mnie ciepłym spojrzeniem.
Moja rozmówczyni zwraca uwagę, że chorować zaczynają coraz młodsze kobiety, trzydziestoletnie i nawet dwudziestoparoletnie. – Wpływ na to ma nasza cywilizacja. Stres, tempo życia, odżywianie, te wszystkie fast foody, którymi żywi się teraz młodzież. Dlatego trzeba czasami zwolnić tempo, zadbać o siebie i przede wszystkim regularnie się badać – tłumaczy amazonka. – Kiedy idziemy w Marszu Różowej Wstążki w Lublinie, to zatrzymujemy przechodniów i zachęcamy do badań profilaktycznych. Ale nieraz zagadnięte przez nas kobiety boją się na ten temat rozmawiać. Uważają, że to ich nie dotyczy. A przecież nie wiedzą, czy jutro nadal ich to nie będzie dotyczyć.
Jolanta
– Oj, kotek, to było 32 lata temu – zaczyna swoją historię p. Jolanta. – Wyczułam w piersi jakąś narośl, jakiś niewielki guz. Po miesiącu operacja. Amputacja całej piersi. Chemia i naświetlania. Rozżalona, zła poszłam do klubu amazonek. Rodzinie, dzieciom nic nie powiedziałam, żeby ich nie martwić. Byłam już wtedy wdową – opowiada amazonka z Lublina. Jest uśmiechniętą, serdeczną kobietą. Emanuje z niej siła. – Mówię wszystkim paniom, które chorują, które są przed operacją czy po niej, żeby koniecznie spotkały się z nami, amazonkami. W każdym większym mieście jest taki klub. To jest wielkie wsparcie. Nieraz więcej się powie koleżance niż rodzinie, żeby swoich nie martwić – wyjaśnia. – Czy choroba pozwala odkryć wartość życia? – pytam. – Kotek, na pewno tak. Człowiek nawet nie pamiętał, że tam drzewa rosną, bo dom, bo praca, bo dzieci. Teraz się zatrzymał i już inaczej myśli. – Tyle lat już minęło od Pani choroby, kiedy przestała Pani myśleć, że choroba może wrócić? – dopytuję dalej. – Kotek, te myśli powracają cały czas. To tak nie ma, że się myśli, iż już więcej się to nie powtórzy. Trzeba być czujnym, badać się. Profilaktyka jest bardzo ważna i konieczna – odpowiada p. Jolanta, a potem z macierzyńską troską w głosie kieruje pytanie do mnie: – A ty, kotek, badasz się?...