Lotnisko O´Hare. Jeden z najbardziej ruchliwych portów lotniczych świata. Tłumy ludzi, jak w przedsionku Wieży Babel. Pomieszanie wielu języków, kolorów skóry, kultur, widocznych
w strojach z Dalekiego i Bliskiego Wschodu, Europy lub powracających z Florydy turystów. Samolot LOT-u. Rozpoznajesz od razu, że są wyczekiwani. Mają nie tylko
wspólny język, ale i to coś - jak w urodzie jednej rodziny, jednego narodu.
Jeden z polskich domów w Chicago lub w okolicy wita przyjezdnych. Może przy Belmont, Harlem, Milwaukee, znajdziesz rozpoznawalny znak obecności Polski: Matkę Bożą
Częstochowską, zdjęcie Ojca Świętego, Chrystusa frasobliwego z rozstajnych dróg na tle rodzinnych stron. Znajdziesz też polską gościnność. Spotkasz rodzinę wśród tych, którzy tutaj są i którzy
przybywają.
Oto mieszkanie wynajęte przez młodą dziewczynę samotnie wychowującą dziecko. Na pierwszy rzut oka typowo amerykańskie. Tylko nad łóżkiem dziecięcym obrazek Anioła Stróża i dzieci stojących
na kładce wiodącej nad przepaścią. W pokoju matki taki sam obrazek, na którym widać już ząb czasu. - Ten obrazek to moja pamiątka - opowiada młoda matka. - Przywiozła mi go młodsza siostra,
która przyleciała tutaj na studenckiej wizie, w miesiąc po tym, jak urodziłam małego. Pomaga mi już dwa miesiące. Jest naszym Aniołem Stróżem na studenckiej wizie, jak często żartobliwie do
niej mówię. Popatrz - zdejmuje obraz, by pokazać napis na odwrocie. "Dla kochanej córeczki od mamy i taty". Wyżej dopisek: "Dla matki - od matki i ojca".
- Czy ty wiesz, czym dla mnie było to jedno zdanie? - pyta. - Gdy usłyszałam jego pierwszy płacz, płakałam i ja. Byłam zupełnie sama. Bałam się kolejnego dnia, bo jak sobie dam radę sama.
Muszę pracować. Co zrobię z maleństwem? I najgorsze pytanie: Co się stanie, gdy coś się stanie? Nikt nie zrozumie, jak czułam się okropnie z tymi myślami. Nie miałam żadnego
wsparcia, rodzina daleko. Potem było karmienie, pieluchy, kąpanie, karmienie, pieluchy i czułam się jak w suszarce - ciągle to samo. Nieprzespane noce, pieniądze topniały, zbliżał
się czas powrotu do pracy. A tu rent, pieluchy, mleko, samochód i samotność z poczuciem krzywdy. Zadzwoniłam do siostry. Ona jest taka pogodna, zawsze coś wymyśli, umie
zaradzić, gdy miałam problemy umiała mnie rozbawić swoim paplaniem. Tym razem też jej się to udało. Po rozmowie z siostrą patrzyłam jak śpi mój syn. Był taki spokojny, śliczny i miał
tylko mnie.
Kiedy przyleciała do Chicago z niepokojem wypatrywałam jej na lotnisku. Już bałam się, że ją wrócili. I wtedy ją zobaczyłam. Żartowała, że wszystkim po drodze tłumaczyła, iż
jest Aniołem Stróżem na studenckiej wizie. To były godziny pełne śmiechu. Teraz pracujemy tak, aby wymieniać się przy dziecku. Siostra zna doskonale język angielski, ma więc dobrą pracę. Wiem, że musi
niedługo wracać do Polski, ale dzięki niej udało mi się złapać równowagę, trochę odetchnąć, zebrać myśli, zastanowić się, co dalej. I tyle mogę opowiedzieć o matce Polce samotnie
wychowującej dziecko w Ameryce. Jeszcze jedno, po przylocie siostry spałam dwanaście godzin. Przed jej przylotem przetrwałam dzięki modlitwie.
Ktoś z moich znajomych twierdzi, że na lotnisku O´Hare w oczach witających i witanych można zobaczysz dolarówki. Nic podobnego, widziałam babcie, dziadków, ciocie,
rodziców przyjmujących radośnie swoich najbliższych, a najmłodsze pokolenie, jak najdroższy skarb. Widziałam siłę więzi rodzinnych w pierwszych gestach i spojrzeniach.
Potem każda rodzina odjeżdżała w swoją stronę: Harlem, Central lub Milwaukee. A nasza młoda mama zdobyła nowe życiowe doświadczenie - wie, że rodzina jest niezawodnym oparciem w trudnych
sytuacjach. Widać to nie tylko wśród Polaków, ale wśród ludzi w egzotycznych strojach.
Dolarówki rozmienione na drobne może i były, ale na highwayu, bo takie tu są zasady jazdy, nawet dla wiozących kolejnego Anioła Stróża na studenckiej, turystycznej czy może na wizie dla
emeryta.
Pomóż w rozwoju naszego portalu