Nad miasto nadciągnęły potężne, gęste i ciemne chmury. Lunęło.
Deszcz zaskoczył wszystkich, bo rozpadało się w okamgnieniu i nic
nie wskazywało na tak diametralną zmianę aury. Jeszcze wczoraj świeciło
słońce, było gorąco i pani zapowiadająca pogodę nawet słowem nie
wspomniała o deszczu. Jaskółki nie latały nisko w poszukiwaniu owadów
i w powietrzu nie "czuło" się deszczu. Wystarczyła godzina,
aby ulicą płynęły strumienie brudnej i spienionej wody. Rynny nie
nadążały z odprowadzaniem deszczówki, więc woda lała się z dachów
wprost na głowy przechodniów. Chodnik zamienił się w wielką kałużę
i od razu stał się miejscem zabaw puszczonych bez opieki dzieci.
Przy Ruskiej zderzyły się dwa samochody blokując przejazd, kierowcy
trąbili klnąc siarczyście i starali się ominąć przeszkodę.
Padało całą noc. Miasto zamieniło się w wielkie bajoro,
wszędzie błoto i ogromne kałuże. Plac pod zamkiem pokryła kilkucentymetrowa
warstwa wody. Pomimo takich warunków pogodowych na placu stały dwa
autokary, wokół których zgromadziła się spora grupka osób z walizkami
i plecakami. Mężczyzna w szarym płaszczu, stojący na schodkach autobusu
mówił coś bardzo szybko do zebranych, starając się nie przetrzymywać
ich niepotrzebnie na deszczu. Kiedy skończył mówić, ludzie momentalnie
wsiedli do środka. Na pustym teraz placu znajdował się tylko jeden
człowiek - młody chłopak stojący pod daszkiem jednego ze sklepów.
Nie miał parasola i jedyną osłoną od deszczu, oprócz daszku, był
worek foliowy. Niepostrzeżenie podszedł do niego starszy mężczyzna
ubrany dość niechlujnie.
- Przepraszam, czy....- nie dokończył, bo chłopak krzyknął.
- O Boże, ale mnie pan wystraszył. Nie musiał się pan tak
skradać, o mało zawału nie dostałem.
- W tym wieku raczej ci to nie grozi - odparł grzecznie
mężczyzna - chciałem tylko zapytać gdzie jedzie ten autobus?
- Oba jadą do Rzymu - odpowiedział chłopak osłaniając się
workiem od deszczu, który zaczął mocniej padać.
- O, to wspaniała wycieczka, a raczej pielgrzymka jak się
nie mylę. Byłem kiedyś w tym mieście, robi wrażenie. Najpiękniejszy
jest Plac....
- Był pan w Rzymie!? - zdziwił się chłopak - nie wygląda
pan na takiego.
- Pozory mylą. Dlaczego stoisz sam pod tym daszkiem, przecież
ktoś na ciebie czeka.
- Coś pan zwariował. Nikt na mnie nie czeka. Odprowadziłem
dziewczynę na autobus, nie mam parasola i stoję tu jak kołek, bo
nie chcę zmoknąć.
- Trzeba było z nią pojechać. Miałbyś przedsmak wakacji.
- Nie lubię pielgrzymek. Trzeba się ciągle modlić, grzecznie
zachowywać i tak dalej. Wolę luz i zero obowiązków. Jadę i nic nie
muszę.
- Tak myślałem - powiedział cicho starszy mężczyzna.
Tymczasem wyszło słońce i na niebie pojawiła się tęcza.
Deszcz zelżał, zerwał się lekki i ciepły zefirek.
- To znak - powiedział mężczyzna, wskazując na tęczę.
- Jaki znak? - zdziwił się chłopak.
- ...że ktoś na ciebie czeka - odpowiedział mężczyzna i
zniknął równie tajemniczo, jak się pojawił.
Pomóż w rozwoju naszego portalu



