Tomasz Herbich: Boże Narodzenie za Ojcami Kościoła można określić jako „paradoks paradoksów”. W książce pt. W światłach Wcielenia. Chrystologia kultury cytuje Ksiądz Profesor opinię, że „Bóg przyszedł w Jezusie nie od tej strony, od której miał przyjść, nie tam, gdzie Go oczekiwano”. Czy przez analogię można podobne stwierdzenie zastosować do sztuki sakralnej – że także w jej przypadku to, co najbliższe Bogu, pojawia się nie z tej strony, z której byśmy tego oczekiwali?
Ks. prof. Jerzy Szymik: Zacznę od małej poprawki do cytowanej opinii. To na pewno nie było tak, że przyjście Boga w Jezusie miało miejsce ze strony, która była absolutnym zaskoczeniem. Stary Testament tę „stronę” z księgi na księgę coraz dokładniej „namierzał”. Oszpecony Sługa Jahwe; bez wdzięku i blasku; kości Jego nie będą łamane; los rzucą o Jego suknię; syn Dawida; dziewica pocznie; ubogim będzie głosił Ewangelię; trzciny nadłamanej nie dołamie... Operuję skrótami i pewnym uproszczeniem, oczywiście, ale autorzy Nowego Testamentu prześcigają się przecież w tym, aby powiedzieć w wielu miejscach świętego tekstu, że coś działo się z Jezusem, w życiu Jezusa, w Jego nauczaniu, „aby się wypełniły Pisma”. Czyli „ta strona” – cierpienia, ofiary, ubóstwa, miłości – była jakoś oczekiwana, zapowiedziana. Ale, rzecz jasna, Bóg i Jego dzieła są zawsze i ostatecznie niepojęte, przekraczają najśmielsze ludzkie oczekiwania i rozsadzają nasze wyobrażenia. Czy można tu snuć jakąś analogię do sztuki sakralnej? Sądzę, że tak, i to na głębokim poziomie. Bóg zawsze jest zaskakujący, choć owo zaskoczenie dla tych, którzy są wsłuchani w Jego słowo, jest jakby mniejsze. Chodzi o zamiłowanie do tego, co małe, skromne, po ludzku niewiele znaczące. Chodzi o wyraźne upodobanie do tego rodzaju wszechpotęgi, która jest ukryta w pokorze miłości. Wdowi grosz, ziarenko gorczycy, z którego wyrośnie wielkie drzewo. Ten styl. To właśnie uchwycić w sztuce to wielka, największa sprawa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu




