Szarża prezydencka o intelektualne edukowanie społeczeństwa
znalazła ochotników w szeregach huzarów ilorazu inteligencji. Na
początku marca w Austriackim Instytucie Kultury zorganizowano promocję
książki Zbigniewa Mikołejki pt. Żywoty świętych poprawione. Na eleganckim,
żółtym kartoniku nazwiska dyskutantów: Lesław Maleszka, Adam Szostkiewicz,
Tadeusz Komendant oraz autor książki, filozof i historyk religii.
Zwolennicy emocjonalnego podbudowania swojego kultu i szacunku wobec
świętych, zawiedli się - i słusznie, a niech ciemnogród wie - sromotnie.
Autor książki we wprowadzeniu do dyskusji zrobił libertyńską krytykę
emocjonalności, która noszona od dzieciństwa niemal zdeterminowała
go do napisania książki. Owo emocjonalne zranienie dokonało się z
winy babci autora, która - pewnie niedowidząc - prosiła wnuczka,
by czytał jej żywoty polskich świętych. Dziecko tak zostało skrzywione
w swym intelektualizmie, że postanowiło się na babci odegrać i jego
zemsta sięgnęła aż poza grób. Oto omawiając żywoty wszystkich kanonizowanych
polskich stwierdził, że o św. Stanisławie nic tak naprawdę nie wiemy,
św. Jan Kanty to przykład wręcz "przerażającego antyintelektualizmu",
a św. Faustyna to "średniowieczna święta przeniesiona w XX wiek".
W sukurs nazbyt emocjonalnym ocenom pośpieszył ongisiejszy
felietonista Tygodnika Powszechnego, a obecny redaktor Polityki,
Adam Szostkiewicz. Konstatował intelektualnie że to, co przydarzyło
się polskim świętym, to historia, a nie ich własny wewnętrzny wysiłek.
Żeby wzmocnić ów intelektualny akcent postawił politycznie poprawne
pytanie - "Którzy polscy święci są atrakcyjni dla Europy?". Sam odpowiedział
na to "druzgocące" pytanie twierdząc, że jedynym takim świętym jest
Adam Chmielowski, zrozumiały dzięki swej działalności na rzecz ubogich.
Św. Maksymilian Kolbe to "zmarnowana szansa", a św. Faustyna nie
reprezentuje "tego mistycyzmu", który mógłby trafić do szerszych
rzesz na Zachodzie.
Na zakończenie promocji głos zabrał sam Autor stwierdzając,
że - jego zdaniem - wielu spośród świętych należałoby usunąć z kalendarza
katolickiego, bo "dręczyli innych lub własne ciało", a pytanie dlaczego
tego jeszcze nie zrobiono należy postawić Kościołowi.
Całe to szaleństwo tylko pozornie przypomina koszmarny
sen. W klimacie intelektualizmu, niemal w przedsionku Unii Europejskiej
epatuje się społeczeństwo osobistymi zranieniami, u podłoża których
leży nierzadko grzech zdrady dawnych ideałów. Rodzi się pytanie -
czy w Polsce rzeczywiście nie ma ludzi myślących? Warto śledzić,
w jakiej liczbie rozejdzie się ta książka. Każdy kolejny egzemplarz
świadczyć będzie o naszej także zdradzie.
Wprawdzie przyjaciele Pana Prezydenta wywodzący się z
tej samej, co on szkoły zapomnieli o intelektualnej poprawności,
kiedy w Sejmie głosowano oświadczenie, że żołnierze WiN dobrze przysłużyli
się Polsce, ale społeczeństwo przełknęło ten policzek, który u obecnych
na sejmowej sali kombatantów wywołał łzy pogardy. Jak w słynnej już
książce Człowiek bez właściwości poddajemy się socjotechnice zawieszając
myślenie i poczucie przyzwoitości. Odnosi się wrażenie jakbyśmy uwierzyli,
że skreślenie polskich świętych, że względu na ich małą przydatność
dla kultury i hierarchii wartości przyszłej Europy przymnoży nam
chleba i godności. Jak można z ołtarza, przy którym wychowały się
miliony polskich patriotów czytających i budujących się życiem tych "
Szaleńców Bożych" czynić kloaczne wprost miejsce. Ale jest jeszcze
jedno pytanie - jak można na to pozwolić?
Trwa iście szaleńczy taniec ślepców w polskim mieście
aksjologii.
Świadomie użyłem tego porównania. W książce Miasto ślepców
portugalski autor opisuje fikcyjną sytuację miasta, w którym zapanowała
epidemia ślepoty. Kolejni mieszkańcy po kontakcie z oślepłymi zapadają
na podobną dolegliwość. Władze chcąc uniknąć rozszerzania się choroby
koszarują chorych w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym. Wśród chorych
jest żona okulisty, która widzi. Obserwuje dramat ludzi zdanych na
samych siebie. Wyjście z miejsca kwarantanny grozi śmiercią, bo żołnierze
pilnujący tego miejsca cierpienia zapowiedzieli, że będą strzelać
bez ostrzeżenia i już dali dowód swojej prawdomówności. Z każdym
dniem szpital zapełnia się ludźmi, porcje żywnościowe coraz mniejsze.
W końcu kilku ślepców zawiązuje grupę terrorystyczną. Przewodzi im
ślepiec, który nie widzi od lat, nauczył się już żyć ze swoim kalectwem.
Zna język Braille´a. Żądają od innych płacenia za jedzenie. Po kilku
dniach posuwają się dalej - żądają kobiet. Wśród kalekich są małżeństwa.
Żona okulisty zachęca do stawienia oporu. Lęk jednak wygrywa. Wszyscy,
także kobiety godzą się na to poniżenie. W końcu okazuje się, że
pogarda poszła na marne. Terroryści zabarykadowują się w jednym z
pokoi z zapasami żywności. Dopiero głód sprawia, że ślepcy podejmują
walkę. Są ofiary, ale żywności już nie ma. Ktoś podpala szpital.
Kolejne ofiary. Ci którzy ocaleli snują gorzką refleksję. Kiedyś
byliśmy ślepi, dziś jesteśmy nadzy, bo odebrano nam godność. Wszystkim.
Gorzka to refleksja. Ma jednak sporo odniesień do rzeczywistości.
Ludzie widzący sprzedali ślepcom świat wartości. Ślepną wraz z nimi.
Milczenie na łzy kombatantów jest ogałacaniem się z honoru i przyzwoitości.
Tamtego wystąpienia pana Pastusiaka nie potępił Pan Prezydent, nie
tylko za to, że było emocjonalne, ale nade wszystko za to, że było
stekiem kłamstw i kalumni.
Na jednym ze spotkań ksiądz przytoczył słowa młodej dziewczyny,
która obserwując polską rzeczywistość powiedziała: "Tysiąc lat temu
warunkiem naszego wejścia do Europy było przyjęcie chrześcijaństwa.
Dzisiaj tym warunkiem jest wyrzeczenie się go". Mądre, bolesne słowa.
Rozprawa rzekomych intelektualistów ze świętymi jest tego dowodem.
Nasze milczenie spowoduje kolejne próby "poprawiania" Ewangelii na
miarę zachwytu Europejczyków.
Pomóż w rozwoju naszego portalu