Na nabożeństwo posypania głów popiołem do kościoła parafialnego
przychodziło zawsze dużo ludzi, mimo że dni te bywały zimne, a droga
trudna do przebycia z powodu dużych zasp. Ludzie czekali, aby ktoś
przejechał sankami, wtedy po śladach łatwiej było iść. Dla pozostających
w domu należało przynieść ze świątyni trochę popiołu i posypać im
głowy. Pod chórem i po kątach gromadzili się młodzi, stali niepewnie
albo drzemali i nic w tym dziwnego, bo jak można się czuć po nocnej
hulance. Wprawdzie muzyka umilkła o północy, ale nikt do domu nie
wracał. Przecież trzeba odprowadzić dziewczyny, a potem zniknęła
niejedna furtka, albo oberwał pies. Do obrzędu posypania głów popiołem
proboszcz kazał ludziom ustawić się tak jak podczas udzielania Komunii
św. Podchodząc do każdej osoby mówił: "Prochem jesteś i w proch się
obrócisz" i szczyptę popiołu sypał na głowę. Ludzie stali w kolejce
i śpiewając pieśni czekali na ten ważny moment. Stał też Antek, zwany "
Tyką" z powodu wysokiego wzrostu i szczupłej budowy ciała. Po nocnych
tańcach włóczył się do rana, ale do kościoła przyszedł. Gdy kapłan
stanął przy nim z popiołem, ten szeroko otworzył usta, jakby chciał
przyjąć Komunię św. Proboszcz przez chwilę zawahał się i uśmiechając
się wysoko wyciągnął rękę, aby posypać go popiołem. Wszyscy dookoła
parsknęli śmiechem, bo myśleli, że ksiądz nasypie mu popiołu w otwarte
usta, może i stałoby się tak, ale dzień popielcowy i obrzędy wymagały
powagi i uszanowania. W czasie Wielkiego Postu wieś wyciszała się,
mężczyźni rzucali palenie papierosów i picie alkoholu. Nałogowemu
palaczowi jest bardzo trudno przestać palić, najtrudniejsze są pierwsze
dni, a gdy ktoś w pobliżu zapali, to naprawdę mocno ściska w dołku,
trzeba mieć bardzo silną wolę, aby wytrzymać. W tym okresie niełatwo
też było żonom palaczy, bo to one najbardziej cierpiały. Palacz abstynent
był przez kilka dni nie do wytrzymania, mocno rozdrażniony, wybuchowy,
bez przerwy krzyczał albo przeklinał Bogu ducha winne kobiety. Wszystko
jednak wracało do normy, gdy przygotowywano mieszkanie na nabożeństwo
Gorzkich Żali lub Różańca do Imienia Jezus. W każdą niedzielę śpiewano
kolejno w domach Gorzkie Żale, a w środy i piątki Różaniec. Tekstu
tego Różańca nie było w żadnej książeczce do nabożeństwa, mieli go
tylko specjalni "prowadyrzy", czuwający nad całością. Różaniec ten
zaczynał się pieśnią Jezu w Ogrójcu mdlejący, śpiewano wszystkie
zwrotki, następnie odmawiano lub śpiewano Ojcze Nasz, a potem powtarzano
dziesięć razy wezwanie; "Jezusie Nazareński, Synu Dawida, zmiłuj
się nad nami", dodawano jeszcze różne modlitwy i intencje, a kończono
Litanią do Imienia Jezus i śpiewem Któryś za nas cierpiał rany. Dla
każdego mieszkańca wioski zaszczytem było przygotowanie mieszkania
na te nabożeństwa. Polegało to na dekoracji głównej ściany lub okna,
ubraniu ołtarzyka i ustawieniu dużej liczby ławek, aby każdy mógł
siedzieć. Należało też powiesić kilka dobrych lamp naftowych, bo
elektryfikację przeprowadzono we wsi dopiero pod koniec lat 70. W
gazetach już w 1950 r. pisano, że wioska Dębice
została zelektryfikowana
w całości, a tak naprawdę to od strony miasteczka postawiono cztery
drewniane słupy z błyszczącymi izolatorami i na tym się skończyło.
W piątki ludzie gromadnie chodzili do kościoła na lubiane i popularne
nabożeństwo Drogi Krzyżowej. Z niewielkiego wzgórza obok lasu można
było obserwować i podziwiać idących do kościoła na skróty przez pola
i łąki. Na tle białego śniegu wyglądali jak wąż poruszający się powoli,
ginący w oddali. Na początku szedł dziadek Kubuś ze swoją laską.
Chodził tak zawsze - w mróz, śnieżycę, deszcz czy upały.
Powaga Wielkiego Postu została zakłócona w jego połowie.
Wtedy młodzież znowu wyżywała się organizując różne imprezy i kawały.
Piotrek wyżywał się w zatykaniu szybą kominów. Inni w nocy cichaczem
potrafili wóz z dyszlem umieścić na słomianym dachu. Okna w domach,
gdzie były dziewczyny, malowano wapnem lub farbą. Nie zawsze się
to udało, bo pilnowano obejścia. Kazik chciał pomalować farbą okna
sąsiadce, został jednak przyłapany i kilka dni chodził z twarzą pomalowaną
na zielono, przez co stał się powodem kpin. Słońce walczyło z chłodami,
dzień coraz dłuższy, a zima słabła. Jeśli Wielkanoc wypadała na początku
marca, to ludzie chodzili do kościoła po śniegu, a gdy w kwietniu,
to trudno było wydostać się z wioski, bo wiosna zaczynała się gwałtownie,
śnieg szybko topniał, zamarznięta ziemia nie mogła przyjąć takiej
ilości wody, która zalewała łąki i pola. Przez mniejszą wodę można
jeszcze przejść w gumowych butach, ale gdy wody ciągle przybywało,
to jedynym ratunkiem stawał się ponton albo drewniana balia. Piotrek
i Kazik wybrali się balią do kościoła na poświęcenie pokarmów, koszyczki
ze święconką stały przykryte grubym papierem, a chłopcy płynęli posługując
się dwoma kijami, którymi odpychali balię. Do kościoła dopłynęli
spokojnie, pokarmy zostały poświęcone. Jeszcze coś kupili do domu
i z powrotem do swojego statku. W drodze pokłócili się o jakiś drobiazg,
trochę szarpaniny, balia zachwiała się, a obydwaj chłopcy znaleźli
się w zimnej wodzie. Mieli dużo szczęścia, bo wydarzyło się, to niedaleko
domu. Przemoknięci, zziębnięci i przestraszeni wpadli do mieszkania
od razu informując rodziców, że koszyczki pozostały nienaruszone.
Nikt nie dowiedział się, jak tego dokonali. Żartowano sobie z nich,
że swoje koszyczki poświęcili dwa razy, raz w kościele i drugi raz
w wodzie. Pod koniec Postu urządzano w kościele rekolekcje i spowiedź,
na które trzeba było iść bez względu na pogodę. Rodzice nakazywali
dzieciom wyciszenie się, nie wolno było śmiać się, nie wolno krzyczeć,
nie wolno marudzić przy jedzeniu i słuchać radia. Z tym jednak zawsze
były trudności. Rekolekcje stanowiły część życia wioski, a ciekawe
nauki ludzie długo pamiętali i powtarzali. W Wielką Środę kobiety
szykowały lampki do grobu Jezusa. Na dnie szklanej musztardówki umieszczano
krążek z ziemniaka, w który należało włożyć słomkę z knotem. To wszystko
zalewało się gorącym smalcem. Po ostygnięciu lampki w Wielki Czwartek
trzeba było zanieść ją do kościoła. Starsi mieszkańcy robili porządki
przy kapliczkach i krzyżach przydrożnych, młodzież przygotowywała
na środku wioski dużą drewnianą huśtawkę. Ustawiano dwa wysokie i
mocne słupy, wkopując je głęboko w ziemię, a następnie porządnie
mocując. Na samej górze umieszczano wał, do którego były przytwierdzone
dwa drągi z siedzeniem i huśtawka gotowa. W Wielkanoc po Rezurekcji
i śniadaniu do tej huśtawki ciągnęła młodzież, każdy chciał się pohuśtać,
niektórzy śmiałkowie potrafili nawet wykonać na niej niebezpieczny
obrót.
Pomóż w rozwoju naszego portalu