„Jedziemy w tym roku na wczasy” - oświadczyła Lucyna latem 1997 r., mimo trwającego od kilku lat poważnego kryzysu małżeńskiego. Sławek, zgodził się, nie pytając, skąd
są na to pieniądze i pojechali. Dotychczas żyli w biedzie. Na przestrzeni 10 lat małżeństwa ciągle musiała wszystkiego odmawiać sobie i dzieciom: 9-letniemu Michałowi
i 8-letniej Jowitce. Sławek pił nieustannie, a jej serce pękało i nerwy nie wytrzymywały, kiedy pijany rzucał się na kozetkę w kuchni. W jednym,
jedynym pokoju spała ona z dziećmi.
Wczasy, załatwione podstępnie przez Lucynę, okazały się... 2-tygodniową oazą rodzin, o czym Sławek dowiedział się dopiero po przyjeździe na miejsce. Śpiewy, serdeczne powitania, uściski
- dla niego było to nie do pojęcia. Nikt dotąd nie cieszył się tak na jego widok. Nie znał przecież tych ludzi... I jaśniał z każdym dniem pobytu. Niby bez zainteresowania
przysłuchiwał się konferencjom, niby bez entuzjazmu chodził na Msze św., ale nie można powiedzieć, żeby to do niego nie trafiało. W ostatnim dniu oazy odnowili przysięgę małżeńską, przeniósł
Lucynę przez próg oazowego ośrodka. Podpisał też Krucjatę Wyzwolenia Człowieka. I wrócił pojednany z Bogiem. „Wydawało się, że jest lepiej - mówi Lucyna. - Ale
on poza tym, że nie pił, w ogóle nie pracował nad sobą. Nie poszedł na grupę wsparcia. Wszystkie swoje humory wyładowywał na dzieciach. Były ciągłe konflikty o drobiazgi”.
Rok później Sławek znów podpisał Krucjatę, dwa razy zabrał dzieci na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Zaczęli formację w kręgach rodzin. Wrócili do siebie jako małżeństwo. W grudniu
2000 r. na świat przyszedł Maciek. Półtora roku po nim Klaudia. Gdy maleństwo miało kilka miesięcy, Sławek ze zdwojoną siłą wrócił do alkoholu. Natychmiast znalazło się wokół niego grono
„niezawodnych kolegów”. Przestał uczęszczać na krąg rodzin, przy którym ciągle trwała Lucyna. Brakowało pieniędzy. Lucyna zaczęła szukać pomocy wszędzie, gdzie się tylko dało. Nie mogła pójść
do pracy przy dwójce maleńkich dzieci.
Pomoc parafialnej Caritas i opieki społecznej na niewiele wystarczyła. Stali się bywalcami kuchni albertyńskiej. Więzi małżeńskie jak przed laty wisiały na włosku. 2 miesiące temu, po kłótni
z szefem, stracił pracę. Ostatnio, po 4 latach przerwy Lucyna znalazła dorywczą pracę za 300 zł miesięcznie. Dla niej to bardzo dużo. Ale w tym czasie ktoś musi zająć
się maluchami. Schorowanej babci przychodzi to z trudem. Starsze dzieci mają dużo nauki w gimnazjum i zajęcia pozalekcyjne. Lucynie zależy na tym, by jak najwięcej umiały.
Obecnie nie wie, jak ratować tonące małżeństwo, jak przywrócić starszym dzieciom szacunek dla wiecznie pijanego ojca, skoro on sam o to nie zabiega. I wreszcie, jak wyjść z ubóstwa.
„Jakim poniżeniem jest korzystanie z darmowej kuchni, wie tylko ten, kto tego doświadczył” - mówi. - Z 16 lat małżeństwa prawie wszystkie przepite, ciasna
1-pokojowa klitka dla sześciu osób, ciągłe choroby dzieci, niedożywienie, jak szukać w tym wszystkim wspólnej drogi do Boga, skoro jedno z nas nie chce?”.
* * *
Wielu moim dotychczasowym rozmówcom udało się wygrać walkę z alkoholem. Może dla Sławka i jego rodziny nie przyszedł jeszcze czas zwycięstwa, choć 6 lat temu po oazie letniej wydawało się, że tak jest. Dajmy każdemu szansę na pokonanie jego słabości - dajmy szansę, nie częstując go alkoholem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu