Owszem, były mocne słowa po tym, gdy padły po raz pierwszy nazwiska nowych ministrów, szczególnie Antoniego Macierewicza, Zbigniewa Ziobry i Mariusza Kamińskiego, po tym gdy Beata Szydło… potwierdziła realizacje wyborczych obietnic, czy gdy prezydent Andrzej Duda ułaskawił Mariusza Kamińskiego. Mówiono i pisano o „rządzie jastrzębi”, o tym, że „polityka rodzinna to najmniej przerażający fragment przemówienia premier Szydło”, a „ułaskawienie Mariusza Kamińskiego jest bezprawne i niebezpieczne”, że „nadszedł czas budzenia sprzeciwu” i nieco empatycznie, że „PiS uruchomił dynamikę, która doprowadzi do jego upadku”.
Ale to, co stało się nowelizacji ustawy o Trybunale, to już nie tylko mocne i przesadne słowa, lecz totalna histeria. W powszechnym użyciu jest słowo „zamach” (ewentualnie „załamach stanu”), którym ma być nie tylko wspomniana nowelizacja, lecz także m.in. wymiana szefów służb specjalnych. A używają go nie tylko politycy partii odrywanej od władzy, zaprzyjaźnieni komentatorzy i zwykłe medialne cyngle, ale także np. autorytet moralny (bo już nie polityk) Włodzimierz Cimoszewicz, znany gdzieniegdzie jako Carex.
Wiemy, że szybka nowelizacja zakłada przede wszystkim ponowny wybór pięciu sędziów trybunału, co miało przywrócić stan sprzed pospiesznego wyboru ich przez PO, a szybka wymiana szefów służb - odsuniecie od nich gości, którzy tak dbają i odpowiadają za nasze bezpieczeństwo, że może się zrobić słabo. My to wiemy, oni też… wiedzą, a jednak zdają się nie wierzyć, że nadużywanie słów dewaluuje ich znaczenie. Bo ile można mówić o zamachu, ewentualnie zamachu stanu? Machanie zamachem to prawdziwy początek realizacji doktryny „totalnej opozycji i negacji”, zwiastujący szybki koniec akcji- negacji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu