Za nami święty czas Wielkiego Postu. Okres intensywniejszej
pracy nad sobą. Udział w rekolekcjach i w nabożeństwach, które stwarzały
okazję do wpatrywania się w umęczone oblicze Zbawiciela. Zapewne
myśl o cierpiącym Słudze Pańskim wielokrotnie pojawiała się w nas,
ilekroć klękaliśmy przy krzyżu czy choćby patrząc na popularny w
naszych domach obraz Chrystusa ukoronowanego cierniem. Widok twarzy
pokrytej krwią i potem zmusza do refleksji.
Idąc śladami Jezusa na Drodze Krzyżowej budziło się w
nas pragnienie niesienia pomocy Jezusowi na wzór świętej Weroniki
czy Szymona z Cyreny. W rzeczywistości jednak w życiu codziennym
jakże często twarz Jego pozostaje nierozpoznana. Dzieje się to wówczas,
gdy mijamy obojętnie Chrystusa obecnego w osobach naszych bliźnich
cierpiących, opuszczonych, pogardzanych. Z jednej strony serdecznie
współczujemy Jezusowi, a z drugiej zbyt mało przejmujemy się Jego
wskazaniami.
Bywa, że jesteśmy podobni do dwóch uczniów uciekających
z Jerozolimy. Być może sądzili oni, że wystarczy odejść z miejsca,
w którym wydarzyło się dla nich tak wiele rzeczy niezrozumiałych,
by mieć spokój i poczucie bezpieczeństwa. Dobrze, że na ich drodze
pojawił się Ktoś, kto nie pozwolił im zamknąć się w smutku, beznadziei
i zwątpieniu. Dialog prowadzony z tajemniczym przechodniem zaowocował
gorącym pragnieniem przebywania z Nim dłużej. Pełne szczęście zajaśniało
w ich oczach i sercach kilka chwil później, gdy zobaczyli gest łamania
chleba. Dopiero wówczas otworzyły się oczy ich duszy i ciała - poznali
Zmartwychwstałego Pana.
Tę niezwykłą chwilę po mistrzowsku uchwycił artysta malarz
Jan Henryk Rosen, który przedstawił ją w formie pięknego fresku namalowanego
w kaplicy Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu. Scena ta opisana
przez Ewangelistę - świętego Łukasza (Łk 24, 13-35), stanowi okazję
do wielu refleksji dla modlących się alumnów i każdego, kto znajdzie
się w tej kaplicy i zechce chwilę popatrzeć na twarze przedstawionych
tam osób. Spokojna, pełna majestatu twarz Chrystusa, będąca jakby
nie z tego świata, wykraczająca ponad ramy obrazu. Naprzeciw niej
jawi się twarz jednego z uczniów zafascynowana rozpoznanym Panem,
jakby krzycząca - to jest Pan! Twarz zdająca się wołać: wierzę w
Twoje Zmartwychwstanie Jezusie z Nazaretu! Zarówno twarz jak i cała
postać przejawia gotowość do pośpiesznego udania się do współtowarzyszy
i do powiedzenia im wspaniałej nowiny "Widzieliśmy Pana!"
Jest na obrazie Jana Henryka Rosena jeszcze jedna twarz.
Twarz, której rysy są zasłonięte obfitą czupryną. Trudno jest jednoznacznie
stwierdzić jakie były intencje artysty pozostawiającego twarz jakby "
nie dokończoną". Być może chodziło mu o to, by każdy z nas modlących
się w tej kaplicy mógł w miejsce tej "anonimowej" twarzy wstawić
swoje oblicze. Między innymi po to, by móc wpatrzeć się w oblicze
Zmartwychwstałego Pana, by wraz z innymi ludźmi swoim życiem i słowami
głośno wołać: "Pan rzeczywiście zmartwychwstał!
W radosny czas Zmartwychwstania Pańskiego, idąc wiernie
za wskazaniami Jana Pawła II nie zatrzymujmy się na wizerunku Ukrzyżowanego.
Wyruszając w Trzecie Tysiąclecie wpatrujmy się w twarz Chrystusa
Zmartwychwstałego. Tylko wówczas będziemy w stanie radośnie odpowiedzieć
całym życiem, wraz ze świętym Piotrem: "Panie, Ty wiesz, że Cię kocham" (
J 21. 15-17).
Pomóż w rozwoju naszego portalu