Reklama

W krainie jurt i stepów

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nie więcej niż 70 osób. Tylu w Mongolii można spotkać katolickich księży, sióstr i braci zakonnych. Wszyscy są obcokrajowcami, bo lokalnych powołań nie ma. Jeszcze nie ma, bo to Kościół młody. Jego początki sięgają 1992 r., kiedy to do Mongolii, po okresie trwających kilkadziesiąt lat represji komunistycznych, przyjechał pierwszy oficjalny katolicki wysłannik. Obecnie w tej liczbie jest dwóch Polaków. To salezjanie, ks. Wiktor Dziurdzia i br. Krzysztof Gniazdowski. Jak im się wiedzie i czym się zajmują w odległej krainie jurt i stepów?

Dzieci ze studzienek

Do przytułku dla sierot Savio Children´s Home, położonego w dzielnicy Amgalan na przedmieściach Ułan Bator, przyjeżdżam z ks. Dziurdzią. Każdego popołudnia przywozi tutaj swoich podopiecznych po zakończonych zajęciach szkolnych. Przed bramą prosi siedzącego w samochodzie chłopca, żeby otworzył. Ten z niewinnym uśmiechem oświadcza: „Nie otworzę! Sam idź, otwórz bramę!”. Ksiądz nie obraża się. Wskazującym palcem szturcha smyka pod żebro, co najwyraźniej bardziej gilgocze niż boli, bo chłopak zanosi się śmiechem. Inne dzieci, widząc ten przejaw czułości ze strony księdza, jakby zazdrosne, natychmiast rzucają się na swojego opiekuna - jeden uwiesza mu się na głowie, drugi ciągnie za nogi. Zapanowuje nastrój zabawy. Potężnie zbudowany ksiądz przez chwilę zgadza się na zapasy, lecz wkrótce przywołuje porządek. Po chwili mały „prowokator” już bez dalszego oporu, ale wyraźnie zadowolony z psoty, biegnie otworzyć bramę.
Czego najbardziej potrzeba tym chłopcom? - Rodziny - odpowiada bez chwili wahania ks. Dziurdzia - mamy, taty. Trochę miłości, ciepła, zrozumienia - wylicza. - Ksiądz niewątpliwie cieszy się wśród chłopców szacunkiem. Z troską mówi, że nie może im dać wszystkiego, to jest normalnej rodziny. Oni z kolei mówią o nim jak o ojcu. Są wdzięczni, że mogą mu czasem wejść na głowę i się nie obrazi. Ale czują respekt, bo ksiądz, jak dobry ojciec, potrafi, gdy trzeba, tupnąć nogą.
Ks. Dziurdzia przyjechał do Mongolii przed trzema laty. Były to początki działalności sierocińca. Wówczas salezjanie przygarniali dzieci wprost z ulicy. Znajdowali je w zatęchłych studzienkach ciepłowniczych, na zaśmieconych klatkach schodowych, w zrujnowanych pustostanach. Dlaczego wysłano go akurat do Mongolii? - To była decyzja przełożonego generalnego Zgromadzenia Salezjańskiego w Rzymie, decyzja, której ks. Dziurdzia się podporządkował - mówi ks. Stanisław Rafałko, ówczesny dyrektor Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w Warszawie, który pomagał przy organizacji wyjazdu. - Od tamtego czasu przy różnych okazjach Salezjański Ośrodek Misyjny wspiera finansowo mongolską placówkę.
Taką okazją były m.in. wypadki z maja br. Spłonęła część pomieszczeń gospodarczych i mieszkalnych. Nikomu nic się nie stało, lecz pożar przypieczętował los sierocińca, który ze względu na dewastację nadawał się już tylko do rozbiórki. Dzieciom po raz kolejny zajrzała w oczy bezdomność. Zapadła decyzja o przeniesieniu sierocińca z dotychczasowego miejsca do jednego z budynków szkoły salezjańskiej bliżej centrum. Klasy zaadaptowano na pokoje, wyremontowano łazienki. Pracujący tam salezjanie wiążą z przebudową wielkie nadzieje. Już w tym roku planują przyjęcie kolejnych ośmiu wychowanków. Dziś nie potrzeba już jeździć po ulicach i szukać dzieci po śmietnikach. Tym zajmuje się policja. Sierociniec cieszy się zaufaniem. Chłopcy przywożeni są pod drzwi ośrodka.

Epidemia chorób społecznych

Mongolia to kraj na dorobku. Potencjalnie niezmiernie bogaty, ma wielkie złoża mineralne; jednak połowa ludzi żyje za mniej niż 2 dolary dziennie. Mongolska biedota gnieździ się na obrzeżach miast, w dzielnicach jurt pozbawionych bieżącej wody. Najbiedniejszym ludziom wolnorynkowe przemiany gospodarcze, zapoczątkowane w 1989 r., wraz z definitywnym fiaskiem centralnie sterowanej gospodarki socjalistycznej, zamiast pomóc, wręcz zaszkodziły. Są to ludzie niewykształceni i nieprzywykli do życia w mieście. Prości pasterze, którzy na skutek klęsk żywiołowych lub kryzysu porzucili lub potracili swoje stada. Szukali schronienia w miastach, lecz dopiero tu doświadczyli bezdusznego oblicza nowego systemu gospodarczego. Kraju nie stać na należytą ochronę społeczną. Obszary dotknięte bezrobociem stają się ogniskiem chorób społecznych - alkoholizmu, przestępczości, przemocy.
- Często przychodzą do nas dzieciaki, które nie czują się akceptowane przez rodziców, ponieważ rodzice są zajęci albo, podobnie jak to bywa w Polsce, piją i nie interesują się nimi - tłumaczy br. Gniazdowski, który jest kierownikiem oratorium w Darhan, 75-tysięcznym mieście, oddalonym o 190 km na północ od Ułan Bator.

modlitwa i... buty

Oratorium - to kilka sal i boisk. Br. Gniazdowski chciałby, aby w tych miejscach dzieci mogły z pożytkiem spędzać czas po lekcjach. Oratorium nie ma całkowicie zastąpić dzieciom ich własnych domów i szkół, ale je uzupełniać. Większość tych młodych pochodzi z biedoty, mieszka w jurtach, które są ciasne, zatłoczone i biedne. Trudno tej młodzieży, bez dodatkowej pomocy, osiągać dobre wyniki w nauce, postępy w rozwoju osobistym i duchowym. W tym rozwoju chcą pomóc salezjanie.
- Codziennie odwiedza nas ok. 50 dzieci - wyjaśnia brat Krzysztof. - Przychodzą rano przed zajęciami w szkole, w oratorium mogą nawet otrzymać skromny posiłek. Po powrocie ze szkoły, ok. godz. 15.00, przychodzą znów do nas. Odrabiają z naszymi wolontariuszami lekcje, a potem idą na dodatkowe zajęcia plastyczne, muzyczne lub sportowe. Po nich wspólnie gramy w piłkę. Na koniec jest modlitwa w pobliskim kościele z tradycyjnym salezjańskim, podnoszącym na duchu „słówkiem na dobranoc”. Wczesnym wieczorem rozchodzą się do swoich domów.
O tym, jak ubogie są to dzieci, br. Gniazdowski przekonał się już w pierwszych dniach pobytu. - Przywiozłem ze sobą z Polski stare sandały z popękanymi podeszwami - wspomina. - Oceniłem, że są bezużyteczne i chciałem je wyrzucić. Gdy właśnie zmieniałem je na nowe, podszedł do mnie chłopak i poprosił o te stare sandały. Tłumaczyłem, że są znoszone i nie nadają się do niczego, ale je oddałem i wyobraźcie sobie, że on jeszcze przez miesiąc grał w nich w piłkę! To przecież ja, zakonnik, ślubowałem ubóstwo! Zrobiło mi się strasznie głupio! Tu na święta nie daje się innych prezentów niż buty, czapki, rękawiczki, kurtki. Dzieci cieszą się z nich, jakby to były nie wiadomo jak drogie zabawki.
Buty należą też do zmartwień ks. Dziurdzi. Te kupowane na tutejszym bazarku są bardzo słabej jakości i szybko się psują. Te ze sklepu są drogie. - Nie nadążamy z zakupami dla naszych dzieci - żali się ksiądz. Już we wrześniu spadł pierwszy śnieg; w grudniu temperatury obniżą się do minus 40°C. Ułan Bator, położony w samym przedsionku Syberii, na płaskowyżu o wys. 1350 m n. p.m., jest najzimniejszą stolicą na świecie. To nie zniechęca polskich misjonarzy. Obaj planują tu zostać i nadal szlifują znajomość języka.

Rafał Ostrowski
Pracował w Mongolii w ramach Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco, działającego przy Salezjańskim Ośrodku Misyjnym w Warszawie. Więcej na: www.misje.salezjanie.pl

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podziel się:

Oceń:

Wybrane dla Ciebie

Zebrane na tacę ofiary z dnia 6 stycznia zostaną przeznaczone na wsparcie misjonarzy

2025-12-29 13:51

Karol Porwich/Niedziela

W Kościele katolickim w Polsce 6 stycznia obchodzony jest Dzień Modlitwy i Pomocy Misjom. Taca z tego dnia tworzy Krajowy Fundusz Misyjny. Zebrane pieniądze zostaną przeznaczone na wsparcie 1617 misjonarzy z Polski, którzy działają w najuboższych rejonach świata – powiedział bp Jan Piotrowski.

Więcej ...

Ks. prałat Henryk Jagodziński nuncjuszem apostolskim w Ghanie

kolegium.opoka.org

Ks. prałat dr Henryk Jagodziński – prezbiter diecezji kieleckiej, pochodzący z parafii w Małogoszczu, został mianowany przez Ojca Świętego Franciszka, nuncjuszem apostolskim w Ghanie i arcybiskupem tytularnym Limosano. Komunikat Stolicy Apostolskiej ogłoszono 3 maja 2020 r.

Więcej ...

Nikaragua: „Kościół męczeński, być może bardziej niż wszędzie indziej na świecie”.

2025-12-29 18:02

Karol Porwich/Niedziela

Kontrolowane Msze św., wyciszane tradycje religijne, księża zmuszani do wyjazdu z Nikaragui, czterech z dziesięciu biskupów na wygnaniu, zakaz przywożenia Biblii - w takiej sytuacji tamtejsi katolicy przeżywali Boże Narodzenie. Według francuskiego portalu Tribune chrétienne (Trybuna chrześcijańska) jest to obecnie „Kościół męczeński, być może bardziej niż wszędzie indziej na świecie”. A mimo to „pozostaje żywy, o czym świadczą na przykład niedawne święcenia ośmiu księży w katedrze w Managui”.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Kard. Ryś przeprowadził zmiany w kurii krakowskiej. Ks....

Kościół

Kard. Ryś przeprowadził zmiany w kurii krakowskiej. Ks....

Po pożarze kościół w Lublinie grozi zawaleniem. Będzie...

Kościół

Po pożarze kościół w Lublinie grozi zawaleniem. Będzie...

„Brat” to najpierw ktoś bliski we wspólnocie, ten,...

Wiara

„Brat” to najpierw ktoś bliski we wspólnocie, ten,...

Przeżył radykalne nawrócenie i zmienił styl życia

Wiara

Przeżył radykalne nawrócenie i zmienił styl życia

Leon XIV wprowadza zmiany w uroczystościach Bożego...

Kościół

Leon XIV wprowadza zmiany w uroczystościach Bożego...

Kraków: wiadomo, kto będzie osobistym sekretarzem kard....

Kościół

Kraków: wiadomo, kto będzie osobistym sekretarzem kard....

Nowenna do Świętej Rodziny

Wiara

Nowenna do Świętej Rodziny

Nakazane święta kościelne w 2025 roku

Kościół

Nakazane święta kościelne w 2025 roku

Nowenna do Dzieciątka Jezus

Wiara

Nowenna do Dzieciątka Jezus